Niemcy w końcu odpuścili

Jak ktoś to słusznie zauważył, każdy kraj przechodził przez te same fazy podejmowania decyzji: najpierw chce grać normalnie, później bez kibiców, a na końcu – po twardym trzymaniu się ustaleń – w końcu kapituluje i zawiesza rozgrywki. Bundesliga była ligą w Europie Zachodniej, która wytrzymała najdłużej. Oprócz niej na grę były wówczas zdecydowane dość egzotyczne państwa jak Turcja, Rosja, Armenia, Serbia czy Cypr.

Władzom się nie spieszyło

Niemiecki upór był dość dziwny, tym bardziej że były tam już znane przypadki zachorowań na koronawirusa w środowisku piłkarskim. W środę okazało się, że jeden z zawodników drugoligowego Hannoveru złapał wirusa, dzień później zdiagnozowano go również u jego kolegi. Cały zespół wymagał kwarantanny (poddano jej również ekipę Norymbergii, która z Hannoverem grała 6 marca), ale odpowiadająca za pierwszy i drugi szczebel rozgrywkowy DFL (Deutsche Fussball Liga) nadal nie reagowała. Mogło to dziwić także dlatego, że Niemcy to trzeci kraj Europy, biorąc pod uwagę liczbę zakażonych osób. Poza tym DFB (Deutsche Fussball Bund, odpowiednik PZPN-u) już w środę z góry odwołał dwie najbliższe kolejki trzeciej ligi.

Dopiero wczoraj za naszą zachodnią granicą coś zaczęło się dziać. Z rana DFL wydała komunikat, w którym opowiedziała się za rozegraniem bieżącej, 26. kolejki w 1. i 2. Bundeslidze, chcąc zawiesić je dopiero od wtorku. Prezydium DFL miało zaproponować takie rozwiązanie Zgromadzeniu Ogólnemu dopiero w poniedziałek. Spotkania miały się rzecz jasna odbyć bez publiczności, co zostało ogłoszone już wcześniej, a apelowano również do kibiców, aby nie zjawiali się pod stadionami. Takie przypadki miały miejsce w całej Europie – m.in. w Moenchengladbach gdzie ok. 500 kibiców Borussii wybrało się pod stadion podczas środowych (zaległych) derbów z Kolonią.

Trener do przebadania

Głównym postulatem, którym kierowała się DFL, była obawa o egzystencję wielu klubów, które z powodu różnych zawirowań i zachwiania płynności finansowej mogły popaść w kłopoty – a jak wiadomo, stabilizacja ekonomiczna jest dla Niemców bardzo ważna. Dlatego też we wcześniej wspomnianym komunikacie podkreślono, że celem nadal pozostaje skończenie sezonu do lata. Sytuacja skomplikowała się jednak, gdy wczoraj w mediach pojawiły się plotki dotyczące trenera Paderborn, Steffena Baumgarta, później potwierdzone przez sam klub, że szkoleniowiec jest zamknięty w hotelowym pokoju z objawami koronawirusa. Wynik badań na szczęście okazał się negatywny, choć przebadani musieli zostać inni członkowie drużyny. Paderborn miał wczoraj rozpocząć 26. kolejkę Bundesligi od wyjazdu na Fortunę Duesseldorf…

Z czasem postanowiły działać same władze landów, a konkretnie jednego – niedużej Bremy. W znienawidzony przez kibiców poniedziałek, na zakończenie kolejki, tamtejszy Werder miał zagrać z Bayerem Leverkusen, ale odpowiedni politycy zadecydowali o odwołaniu meczu. Również DFL w końcu postanowiła zmienić swoje zdanie i zawiesiła 1. i 2. Bundesligę do 2 kwietnia. Jako powód podano oczywiście przypadki koronawirusa, które bezpośrednio dotknęły kluby – ale ponownie podkreślono chęć zakończenia rozgrywek do lata, również ze „względów egzystencjonalnych”.
Tajemnicze pieniądze?

Choć w obecnej sytuacji zdrowie jest najważniejsze, prezes Bayernu Monachium, Karl-Heinz Rummenigge, na przedmeczowej konferencji (zanim zawieszono ligę) zwracał uwagę, że wirus kiedyś się skończy, a wówczas wiele klubów faktycznie może mieć kłopoty z pieniędzmi, co może grozić nawet ich bankructwem. Tomasz Urban, ekspert Eleven, dotarł do informacji, jakoby posiadająca prawa do Bundesligi telewizja Sky przelewała klubom pieniądze co czwartą część sezonu. Odwołana 26. kolejka miała być właśnie początkiem nowego kwartału…

Na zdjęciu: W środę rozegrano zaległe derby Nadrenii – pierwszy mecz Bundesligi przy pustych trybunach i ostatni w najbliższych tygodniach w ogóle.