Niemiecki sposób na pirotechnikę

 

Dyskusja dotycząca pirotechniki na meczach piłkarski za Odrą trwa już od wielu miesięcy. Klubowi działacze, związkowcy i przedstawiciele kibiców próbują znaleźć porozumienie, które zadowoli wszystkie strony. Na stadionie słynnego HSV, podczas sobotniego meczu 2. Bundesligi z Karlsruhe, odbędzie się pierwsze w pełni legalne odpalenie rac.

„Piro” pod kontrolą

Oczywiście nie będzie w tej kwestii samowolki. Zgodę najpierw wyrazili przedstawiciele Hamburga, potem Niemieckiego ZPN-u (DFB), a race mają pojawić się w wyznaczonym miejscu, gdy piłkarze będą wchodzić na boisko. Ultrasów, którzy dostąpią tego zaszczytu, będzie… tylko 10, w dodatku każdy z nich będzie pilnowany przez profesjonalnego pirotechnika. Nad całością będzie z kolei czuwała straż pożarna, która w ostatniej chwili może anulować pokaz, jeśli np. nie będzie sprzyjających warunków pogodowych.

– Środki podjęte w ostatnich latach – surowsze sankcje, takie jak grzywny, kary zbiorowe, zwiększona kontrola – nie sprawiły, że na stadionach było mniej pirotechniki. Należy przełamać granice. HSV postrzega ją jako element kultury kibicowskiej. Naszym celem jest zminimalizowanie niebezpieczeństwa, kontynuowanie dialogu i zwiększanie świadomości co do prawidłowych sposobów korzystania z pirotechniki – przyznał Cornelius Goebel, klubowy łącznik między szefostwem a kibicami.

Element kultury

Władze coraz chętniej patrzą na pirotechnikę jako na stały element świata kibicowskiego i coś, czego nie uda się wyeliminować. Mimo tego że w poprzednim sezonie kluby Bundesligi zapłaciły za race ponad milion euro kar (łącznie), kibice nie zrezygnowali z opraw przyozdobionych dymem. Władze ligi stwierdziły, że najlepszym sposobem na rozwiązanie tego „kłopotu” będzie jego zaadaptowanie.

Pytanie brzmi, czy ultrasi będą chętni na współpracę z DFB, z którym często mają nie po drodze, jako z organizacją kierującą się przede wszystkim czynnikami komercyjnymi. A jak wiadomo dla kibiców są sprawy ważniejsze niż pieniądze.

– Byłbym zaskoczony, gdyby to okazało się kluczem do zawarcia porozumienia z aktywnymi fanami, które sprawi, że wszyscy będą zadowoleni. Jest to za bardzo kontrolowane i brakuje tu spontaniczności. Oczywiście nie mogę nikogo winić za taką próbę. Trochę się jednak boję, że zostanie to wykorzystane jako alibi, a potem ktoś powie: wyciągnęliśmy rękę, a wam nadal nie pasuje – przyznał z kolei Sig Zelt, rzecznik ogólnoniemieckiego stowarzyszenia „Pro Fans” zrzeszającego przedstawicieli aktywnych kibiców.

Co z tego wyjdzie, dopiero się okaże, ale Niemcy podjęli chociaż próbę realnego zrozumienia danego zjawiska, zanalizowania go i rozwiązania. W Polsce o pirotechnice dużo się mówi, a mniej robi. Z drugiej strony nie wiadomo, czy taką dyskusję udałoby się u nas w ogóle przeprowadzić, choć z racami coś wypadałoby w końcu zrobić.

Na zdjęciu: W maju 2018 roku HSV rozegrał swój ostatni mecz przed spadkiem do drugiej ligi. Pirotechnika nie była wtedy wykorzystana w odpowiedni sposób.