Nierealne hokejowe marzenia

Sponsorów nie ma zbyt wielu, a to oznacza, że ciężar finansowania klubów hokejowych w Polsce w większym lub mniejszym stopniu spada na samorządy.


Przemysław Tychmanowicz
Włodzimierz Sowiński

Hokej jako jedyna gra zespołowa w naszym kraju nie ma sponsora zarówno dla reprezentacji, jak i rozgrywek ligowych. Owszem, działacze związkowi od lat czynią starania, by zmienić tę sytuację, ale niewiele z tego wynika. Jedynie samorząd województwa śląskiego, nie tylko przy okazji turniejów mistrzowskich, wspiera reprezentację i Śląski Dom Hokeja. I ten gest jest bardzo doceniany.

Rozgrywki ligowe, prowadzone przez osobną spółkę, w przeciwieństwie do innych dyscyplin zespołowych w Polsce również nie mają sponsora tytularnego. Trudno się więc dziwić, że hokej jawi się jako ubogi krewny na tle innych dyscyplin. Skąd się to bierze? Może potencjalnych darczyńców odstraszają długi, jakie ciągną się od lat za związkową centralą. Do tego ciągle rosną w efekcie narastających odsetek od zaległości.

Czy w tej sytuacji może dziwić opinia, którą powtarza się w środowisku, że gdyby nie samorządy, to zapewne hokeja na lodzie nie byłoby w naszym kraju? Zdają sobie z tego sprawę działacze wszystkich szczebli: od związkowej centrali do kierownika praktycznie każdej drużyny ligowej.

Pomoc magistratu

Z danych zebranych przez „Rzeczpospolitą” wynika, że w 2021 r. kluby najwyższej klasy rozgrywkowej dostały od samorządów 13,4 mln zł. Daje to średnio prawie 1,7 mln zł na zespół. Klubowe budżety w dużej mierze są konstruowane w oparciu o pieniądze od miasta lub od spółek miejskich, co widoczne jest na koszulkach poszczególnych drużyn. Tak na dobrą sprawę tylko zespół Comarch Cracovia jest jedynym prywatnym przedsięwzięciem sponsora, Janusza Filipiaka, właściciela Comarchu. Darczyńca „Pasów” wspiera piłkarski i hokejowy zespół.

Rudolf Rohaczek, trener pracujący od 18 lat z Cracovią, od dawna powtarza, że gdyby nie prezes Filipiak, trzeba by zapomnieć pod Wawelem o hokejowej drużynie oraz jej sukcesach na przestrzeni wielu sezonów. Co z miastem? Wsparcie jest znikome, tak jakby go w ogóle nie było. Kraków zresztą niechętnie sięga do kieszeni, jeśli chodzi o wspieranie klubów, i nie dotyczy to tylko hokeja.

Na drugim biegunie jest kilka miast z woj. śląskiego, które nie szczędzą kasy na hokeistów. Katowice są na czele tej stawki i w poprzednim sezonie zaowocowało to mistrzostwem Polski, zdobytym po 52 latach, przez miejscowy GKS. Ten klub, posiadający cztery sekcje (piłki nożnej kobiet i mężczyzn, męskiej siatkówki i hokeja) jest w pełni utrzymywany przez miasto. Działacze klubowi również czynią usilne starania, by klubową kasę wesprzeć pieniędzmi od sponsorów, ale nie jest to łatwe przedsięwzięcie.

– Gdy patrzy się na finansowanie polskiego sportu, można stwierdzić, że bez środków publicznych nie byłoby naszego hokeja – mocno akcentuje prezes GKS-u Katowice Marek Szczerbowski. – Katowice całkowicie finansują hokej, choć w innych miastach budżet klubowy wspierany jest również przez spółki miejskie. W naszym przypadku jest tak, że ile dostajemy z miasta, tyle wydajemy. Wszystko jest transparentne. U nas nie ma „ogonów” finansowych, innymi słowy – zaległości – zaznacza.

Klub, jak zostało to wspomniane, świętował po ponad pół wieku mistrzostwo Polski.

– Przez 40 lat kibicowałem drużynie, bo mieszkam niemal naprzeciwko lodowiska. Nigdy nie miałem okazji cieszyć się ze złotego medalu i dopiero teraz, jako prezes, świętowałem – dumnie podkreśla Szczerbowski.

– I zdobyliśmy to znacznie mniejszymi pieniędzmi niż przed laty. Wówczas hokej działał pod egidą osobnej spółki i budżet był wyższy niż teraz. Nasze wydatki na hokej w tym roku się zwiększyły, bo związane jest to z udziałem zespołu w Lidze Mistrzów. Drużyna musiała być wzmocniona, a ponadto podróżowaliśmy po Europie – wyjaśnia.

Katowicki GKS nie jest jedynym przykładem silnej więzi z miastem. Hokeiści GKS-u Tychy są wspierani przez samorząd oraz spółki miejskie. – Tychy to chyba jedyne, a na pewno jedno z niewielu miast w naszym kraju, w którym hokej na lodzie jest bardziej popularny od piłki nożnej. W Polsce generalnie ta dyscyplina sportu nie jest tak popularna, jak np. piłka nożna, a kluby nie mają tak dużych wpływów choćby od sponsorów, reklamodawców czy z biletów. Zdajemy sobie sprawę, że bez pomocy miasta dyscyplina upadłaby, a w Tychach hokej trenuje wiele dzieci i grup młodzieżowych – mówi Ewa Grudniok, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Tychy.

Również budżety klubowe zespołów z Oświęcimia, Torunia czy Nowego Targu w sporej części są skonstruowane przy pomocy dotacji samorządowych, jednak są one w dużej mierze wsparte przez sponsorów. – Mamy wsparcie z miasta oraz ze starostwa oświęcimskiego (1,2 mln zł – przyp. red.) – mówi prezes spółki Oświęcim Sport Paweł Kram. – Nasz budżet jest oparty głównie na środkach od sponsora tytularnego oraz mniejszych darczyńców. Ostatnio jednak jeden z nich, w związku sytuacją na rynku, wycofał się, bo sam ma wiele problemów – dodaje.

Ciekawie wygląda sytuacja w Zagłębiu Sosnowiec, gdzie teoretycznie kwota dotacji wynosi zero, ale w praktyce sekcja hokejowa ma również wsparcie finansowe z miasta.

– Dotację dostaje spółka akcyjna Zagłębie SA i otrzymuje ją teoretycznie piłka nożna, ale jest dzielona również z naszą sekcją. My otrzymujemy z niej 2 mln zł. Oczywiście, budżet jest uzupełniany przez sponsorów, ale staramy się każdą złotówkę oglądać kilka razy, zanim ją wydamy – tłumaczy dyrektor sosnowieckiego klubu Piotr Majewski.

Marzenia i rzeczywistość

Hokej był mocno zagrożony w Sanoku i przed sezonem mówiło się nawet, że seniorska drużyna zostanie wycofana z rozgrywek. Pożar hal produkcyjnych firmy Ciarko (właściciel Ryszard Ziarko) sprawił, że sponsor nie był w stanie udzielić takiego wsparcia, jak do tej pory. W tej sytuacji władze miasta do klubowego budżetu dołożyły prawie 600 tys. zł i mocno się zaangażowały w poszukiwania sponsora. Firma Marma, do niedawna wspierająca rzeszowski żużel, zdecydowała się wesprzeć hokeistów i tym samym drużyna w ekstraklasie została uratowana.

W hokeju piszczy więc bieda, ale niektórzy i tak snują wielkomocarstwowe plany. Szkoda tylko, że nieprzystające do realiów…


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus