Niespodziewany ból

Kamil Broda liczył, że utrzyma miejsce w bramce Wisły Kraków. Na przeszkodzie stanęły dwa bolesne problemy zdrowotne.


Mikołaj Biegański jest w tym roku „jedynką” w zespole Radosława Sobolewskiego. W czasie zimowych przygotowań mocno naciskał na niego Kamil Broda, jednak tuż przed wznowieniem rozgrywek zaskoczył go mocny ból w kolanie. Ostatnio niespełna 22-letni zawodnik miał atak kolki nerkowej.

Mięsień do przebudowy

Broda zaczął sezon jako rezerwowy i po raz pierwszy w meczu o stawkę wystąpił w I rundzie Pucharu Polski przeciwko Legii II Warszawa. Kolejną szansę otrzymał w tych samych rozgrywkach i został bohaterem rywalizacji z Puszczą Niepołomice. W serii rzutów karnych obronił strzały dwóch rywali i zaczął występować także w lidze, stojąc między słupkami w czterech ostatnich meczach. Liczył, że w czasie zimowego obozu obroni pozycję, jednak po powrocie do Polski jego plany legły w gruzach.

– W Turcji miałem dwa dni przerwy w treningach. Wydawało się, że jest to zwykłe stłuczenie, dolegliwości szybko minęły. Na jednym z pierwszych treningów w Myślenicach, gdy ćwiczyliśmy w siłowni, poczułem duży ból w kolanie. Wcześniej kolano nie dawało żadnych oznak, że dzieje się coś złego. Wyszła z tego dłuższa przerwa i nie ukrywam, że przez tydzień chodziłem bardzo przybity. Wiedziałem, że to decydujący czas decyzji, a ja sam się wypisałem z rywalizacji. Nie miałem jednak na to wpływu – mówi wychowanek Wawelu.

Okazało się, że ciało zawodnika mogło pracować na te problemy nawet półtora roku. Jego lewa noga jest mocniejsza i przyjmowała większe obciążenia, a prawa w tym czasie nieco „uciekała”. Nagle pojawił się duży ból, a zakres ruchu w kolanie był tak niewielki, że Broda miał problemy z wchodzeniem po schodach. Problem był złożony, bo kolano oddziaływało także na mięsień czworogłowy.

– Musiałem go przebudować, wzmocnić prawą nogę, by wszystko odpowiednio się trzymało i dolegliwości nie wróciły.

Zwijał się z bólu

Piłkarz trenuje na sto procent i jest gotowy, by zastąpić Biegańskiego. Przyznaje, że nie jest to jego priorytet, bo najważniejsza jest Wisła i cel nadrzędny, którym jest powrót do ekstraklasy. Po urazie spędził dwa mecze na ławce rezerwowych, ale przeciwko Puszczy i Stali znów nie było go w kadrze. Pech bramkarza się nie wyczerpał i miał atak kolki nerkowej.

– W moczowodzie pojawił się mały kamień. Nagle, po wstaniu z łóżka, zaczęły mnie boleć plecy przy lędźwiach i prawa nerka. Miałem problemy z oddychaniem, zwijałem się w bólu. Nie przespałem nocy i udałem się na SOR. To już za mną i nikomu tego nie polecam – przyznaje.


Na zdjęciu: Kontuzje odebrały Kamilowi Brodzie szanse na grę w pierwszym składzie Wisły.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus