W końcu będą odpowiedzi

Mecz z Japonią będzie pierwszym poważnym testem dla niemieckiej reprezentacji pod wodzą Hansiego Flicka.


Jak było cztery lata temu – wszyscy pamiętają. Klątwa obrońcy tytułu zadziałała, a „Die Mannschaft” po beznadziejnej grze nie wyszedł z mundialowej grupy. Zdobył tylko 3 punkty za zwycięstwo ze Szwecją uratowane w doliczonym czasie dzięki geniuszowi Toniego Kroosa. Dziś w reprezentacji nie ma ani pomocnika Realu Madryt, ani ówczesnego selekcjonera Joachima Loewa. Jest za to mnóstwo pytań.

Nieznaczny progres

Słynny „Jogi” próbował jeszcze poskładać swoją drużynę. Rozpoczął rewolucję taktyczną i pokoleniową, ale szybko jasne stało się, że najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich będzie pożegnanie. Na Euro Niemcy ani nie zawiedli, ani nie pokazali niczego specjalnego, odpadając po dobrej walce z Anglikami tuż po wyjściu z grupy. To było pożegnanie Loewa, po którym w kadrze pojawił się Flick, określany mianem najlepszego możliwego wyboru. Trudno się z tym było nie zgodzić, aczkolwiek obecnie, po 1,5 roku jego kadencji, Niemcy nadal nie są odbudowane. Owszem, progres nastąpił, ale tylko nieznaczny.

Obrona nadal pozostawia wiele do życzenia, a problemy pojawiają się przede wszystkim w bocznych sektorach, gdzie rywal niejednokrotnie ma zdecydowanie zbyt dużo przestrzeni. Zwinni „Samurajowie” mogą ją wykorzystywać, tym bardziej że ich „kierownicę” trzymać będzie piłkarz Niemcom doskonale znany – Daichi Kamada.

Niemiecka kolonia

26-latek to jeden z podstawowych zawodników Eintrachtu Frankfurt. Dysponujący kapitalną techniką rozgrywający znajduje się w wysokiej formie, a w klubowych barwach zagrał tej jesieni 22 razy, strzelając 12 goli i notując 4 asysty. W Bundeslidze tylko 6 graczy ma na koncie więcej trafień.

– Wielu japońskich zawodników gra w lidze niemieckiej i wydaje mi się, że wcale nie odstajemy od nich poziomem – zapowiadał ciekawy mecz Kamada.

– Dla nas to dobrze, że rozumiemy niemieckie podejście, ich stałe zagrania i tak dalej. To nasz plus, że możemy grać razem z tymi piłkarzami i że znamy ich charakterystykę – mówił pomocnik, który będzie mógł spotkań się ze swoimi dwoma kolegami z Eintrachtu: bramkarzem Kevinem Trappem i „Złotym chłopcem” z 2014 roku, czyli wracającym do reprezentacji Mario Goetzem. Zresztą nie tylko Kamada doskonale wie, co w Bundeslidze piszczy. Prócz niego w Niemczech grają też Ko Itakura (Gladbach), Hiroki Ito i Wataru Endo (obaj Stuttgart), Maya Yoshida (Schalke), Ao Tanaka (drugoligowa Fortuna Duesseldorf), Ritsu Doan (Freiburg) oraz Takuma Asano (Bochum). Sporo, a przeszłość za naszą zachodnią granicą ma także doświadczony defensor Hiroki Sakai, który ponad 100 razy zagrał dla Hannoveru 96.

Chwiejny faworyt

Oczywiście to działa także w drugą stronę – Niemcy znają wielu ze swoich przeciwników, aczkolwiek gry z Azjatami nie kojarzą im się dobrze. Na mistrzostwach w Rosji w meczu o wszystko mierzyli się bowiem z Koreą Południową i… przegrali. A rywal to przecież bardzo podobny do Japonii, w dodatku również posiadający piłkarzy bardziej czy mniej powiązanych z Bundesligą.

W „Die Mannschaft” wątpliwości budzi nie tylko obrona, ale i nieskuteczny atak. Z tego powodu choć dziś Niemcy będą faworytem, ich wygrana wcale nie jest przesądzona. Ba, za Odrą mają prawo martwić się o wynik tego meczu! Zwycięstwo jest natomiast kluczowe, bo już w kolejnym spotkaniu Niemcy zagrają z Hiszpanią, z którą dwa lata temu przegrali w Lidze Narodów… 0:6.

23.11.2022 – Doha, Khalifa International Stadium, godz. 14.00

NIEMCY – JAPONIA

Sędziuje – Ivan Arcides Barton Cisneros (Salwador)


Na zdjęciu: Selekcjoner Hansi Flick (drugi z lewej) musi dobrze przemyśleć to, jak zaskoczyć Japonię.
Fot. Press Focus