Niewłaściwe tory Kolejorza

Kolejorz fatalnie rozpoczął rok 2019. Z zaledwie sześcioma punktami wywalczonymi w lutym i marcu, w tabeli obejmującej pięć ostatnich kolejek jest czwarty od końca. W zestawieniu całego sezonu ma natomiast tylko cztery oczka przewagi nad zajmującą 10. pozycję Wisłą Kraków. A do zakończenia zasadniczej fazy poznaniacy zmierzą się jeszcze z Koroną, Pogonią, Lechią i Jagiellonią. Zatem biorąc pod uwagę prezentowaną formę, za faworyta nie będą uważani nawet przed wyjazdowym meczem w Kielcach. Jeśli zatem Wielkopolanie nie wygraliby z Górnikiem – znaleźliby się pod olbrzymią presją. Tymczasem powszechnie wiadomo, że zupełnie nie potrafią sobie radzić ze stresem.

Im biegać nie kazano?

Adam Nawałka był wielką nadzieją Lecha. Po entuzjazmie, który wzbudziło zatrudnienie byłego selekcjonera reprezentacji Polski, w Poznaniu nie pozostały nawet wspomnienia. Kibice spodziewali się, że mając silną pozycję nowy trener zimą dokona personalnej rewolucji, która jest nieodzowna, aby zespół z Bułgarskiej liczył się w walce o mistrzostwo. Nie tylko jednak nie doczekali się tego, ale zespół zanotował jeszcze sportowy regres. Lechici kiepsko biegają – większą pracę, a i to tylko o kilometr, zresztą na przeciętnym poziomie 113 kilometrów – wykonali jedynie w spotkaniu z Legią, która ewidentnie nie trafiła z fizyczną formą na początek tegorocznych rozgrywek. W pozostałych starciach wyraźnie ustępowali rywalom pod tym względem.

Gajos wolniejszy od Forsella

Skalę problemu oddaje także porównanie biegowych statystyk ze spotkania z Miedzią w Legnicy z minionego weekendu osiągniętych przez tak mocno krytykowanego za niesportową sylwetkę Petteri Forsella oraz Macieja Gajosa. Otóż posądzany powszechnie o zbyt duży poziom tkanki tłuszczowej Fin przebiegł dokładnie tyle samo kilometrów, co środkowy pomocnik Lecha (po 11,5). Rozpędził się do niemal 30 kilometrów na godzinę i zanotował 6 sprintów. Tymczasem Gajos najszybsze odcinki przemierzał o 5 (słownie: pięć) kilometrów wolniej. Nic dziwnego zatem, że aparatura pomiarowa nie odnotowała u tego gracza choćby jednego sprintu…

Trzy celne strzały na mecz

Słaba motoryka to w sumie najmniejszy problem Lecha. Trener Nawałka próbuje zaklinać rzeczywistość i twierdzi, że teraz ponad efektowny styl stawia efektywność gry, ale nie tylko wyniki nie bronią byłego selekcjonera. Kolejorz nie chce grać piłką (statystyczne posiadanie w meczu w tym roku to zaledwie 46 procent), tylko ustawia zasieki i liczy na kontry i późniejsze stałe fragmenty. Jeśli ma fart, i szybko zdobędzie bramkę – jak w spotkaniu z Legią – jest w stanie skutecznie murować własne przedpole. Jeśli jednak trafi na rywala, który potrafi uderzać z dystansu – jak wspomniany Forsell z Miedzi – i sam szybko straci gola, nie jest w stanie się podnieść. Poznaniacy od czterech tygodni sporadycznie kreują strzeleckie sytuacje.

O ile w meczu inaugurujących tegoroczną część sezonu – z Zagłębiem Lubin – oddali aż 18 strzałów (w tym 5 celnych), o tyle w czterech kolejnych spotkaniach byli w stanie oddać w sumie zaledwie 27 uderzeń. Z czego tylko 12 (czyli średnio trzy przez 90 minut)) trafiło w światło bramki. A przecież skuteczność rzadko bywa tak wysoka jak w Legnicy, gdzie lechici tylko dwukrotnie strzelali celnie i zdobyli dwa gole (które i tak nie zapewniły nawet jednego punktu). Prawda jest zresztą taka, że wymęczone zwycięstwo z Arką Gdynia zapewniła poznaniakom zaledwie jedna składnie przeprowadzona akcja…

Ósemki jeszcze nie zaskoczyły

Nawałka nigdy nie był sprinterem, zarówno jako trener Górnika, jak i reprezentacji Polski potrzebował co najmniej półrocza, aby zespół – po wprowadzonych zupełnie nowych porządkach – zaskoczył. W Lechu także zupełnie zmieniły się zasady funkcjonowania zespołu – począwszy od suplementacji, poprzez porządek dnia i tygodnia – i jeśli szczegóły zostały już dopracowane, to ogólny obraz jest mizerny. Nie funkcjonuje przede wszystkim środek pola. Już kiedyś w Zabrzu Nawałka chciał grać trzema ósemkami, a skoro teraz o zbliżonej charakterystyce ma w klubowej kadrze tylko Gajosa oraz Pedro Tibę, to próbuje na szybko oszlifować do takiego profilu stopera Verona De Marco. Tyle że Argentyńczyk po odbiorze – z którym w Legnicy miał problemy – zagrywa głównie do najbliższego partnera. Eksperymentalnie zestawieni i niezgrani poznaniacy nie są w stanie wygrać walki o środek pola. Co niejako automatycznie przekłada się na największy mankament drużyny z Bułgarskiej, którą jest niemoc w ofensywie.

Bez pomysłu na atak

Lech w tym roku jeszcze nie zaprezentował sensownego planu, wedle którego chciałby atakować. Gra w bocznych sektorach to teoretycznie konik Nawałki, ale podstawowy skrzydłowy Kamil Jóźwiak w Legnicy na boisku dotrwał tylko do 40 minuty, choć nie był kontuzjowany. A Maciej Makuszewski był równie bezproduktywny. Co dziwne, goniąc wynik Nawałka nie zdecydował się na wystawienie w końcówce dwóch napastników. Christian Gytkjaer nie dostał od partnerów podania, gdy był w polu karnym, a mimo to Timur Żamaletdinow wchodząc na boisko zmienił właśnie Duńczyka. Wygląda więc na to, że Kolejorz potrzebuje jeszcze sporo czasu, aby wrócić na właściwe tory.

* przytoczone dane – na podstawie raportów fitness ChyronHego i statystycznych Instat dla Ekstraklasy SA.

 

Na zdjęciu: Adam Nawałka wydaje się zaskoczony brakiem jakości w Lechu Poznań…