Niewulis: Chcemy co najmniej powtórzyć wynik z poprzedniego sezonu

Rozmowa z Andrzejem Niewulisem, kapitanem Rakowa Częstochowa.


Za panem i zespołem wyjątkowy rok – wicemistrzostwo, zdobycie Pucharu i Superpucharu Polski oraz przygoda w europejskich pucharach. Chyba nie mogło być lepiej.

Andrzej NIEWULIS: – W teorii mogło. Mieliśmy szansę, by wygrać ligę. Wtedy faktycznie najlepsza była Legia. Co do europejskich pucharów, to po czasie pod skórą mamy świadomość, że to piłka nożna. Owszem, Gent był bardzo mocny, ale gdybyśmy nie stracili w rewanżu bramki przed przerwą, to wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Z drugiej strony biorąc pod uwagę nasz drużynowy potencjał i fakt, że Raków rozgrywał drugi sezon w ekstraklasie, to jest to coś niesamowitego. Nikt nie spodziewał się, że tak się to potoczy. Mieliśmy swoje cele, ale… To coś niesamowitego. Jeszcze do tego Puchar Polski, Superpuchar. To był dla nas wspaniały rok.

Gdyby ktoś ponad cztery lata temu powiedział, że będzie pan kapitanem wicemistrza Polski i zagra w europejskich pucharach, uwierzyłby pan takiemu delikwentowi?

Andrzej NIEWULIS: – Ciężko byłoby mi uwierzyć. Powiedziałbym, że okej, to jest realne, ponieważ wierzę w siebie. Trudno byłoby mi to jednak przyjąć i uwierzyć.

W sumie ciężko uwierzyć w taki przeskok. Jest pan w projekcie trenera Marka Papszuna od dawna i drobnymi krokami przechodziliście szczebel po szczeblu praktycznie na sam szczyt.

– To prawda, do Rakowa trafiłem po jego awansie do pierwszej ligi, więc na początkowym etapie tego projektu. Idę z nim krok po kroku w górę. Trafiłem w świetne miejsce. Myślę, że jest w tym obopólna korzyść – można powiedzieć, że trafił swój na swego. Jestem ambitny, chcę się rozwijać, mimo mojego wieku. Moje nastawienie się nie zmienia, na czym korzystam tak ja, jak i klub.

Chyba nie tylko pana cechuje taka ambicja. W Rakowie znalazło miejsce wiele osób z twardym charakterem i ambicjami. Z jednej strony trener, z drugiej zawodnicy jak choćby Tomasz Petraszek, Igor Sapała czy Vladislavs Gutkovskis.

Andrzej NIEWULIS: – Tutaj jest „krótka piłka”. Jeżeli ktoś ciężko pracuje, jest mocny mentalnie, ma charakter i ambicje, to wtedy nie trzeba długo czekać na efekty. Jesteśmy we właściwym miejscu do rozwoju.

Wracając jeszcze na moment do pucharów. Z jednej strony bramka z Gentem podcięła wam skrzydła, z drugiej jak na debiutanta to mimo wszystko dobry wynik.

Andrzej NIEWULIS: – Oczywiście, wstydu nie przynieśliśmy. Aczkolwiek pamiętajmy, że gdy trafiliśmy na początku na Suduvę Mariampol wszyscy wokół mówili, że ich rozbijemy. Grali w niej doświadczeni zawodnicy z przeszłością w pucharach. Padły dwa bezbramkowe remisy i nie wyglądało to dobrze. Gdybyśmy wtedy odpadli, bo różnie mogło być, to na pewno zapisalibyśmy je na duży minus. Mieliśmy świadomość tego, że rywalizacja z Rubinem to już wysoka półka, ale ich przeszliśmy. Wtedy już wiedzieliśmy, że w pucharach zaprezentowaliśmy się dobrze i możemy wyciągnąć z nich więcej. Wyglądało to dobrze, byliśmy rozpędzeni. Pierwszy mecz z Gentem, który wygraliśmy po mojej bramce było czymś wyjątkowym. Widać było w tym spotkaniu jaką jakość mieli nasi rywale. Nasza organizacja i determinacja pozwoliła wygrać nam ten mecz.

W Gandawie rywale po strzelonej bramce dostali „powera”. Potrafił przełożyć swoją jakość na strzelenie kolejnych goli. Mimo to uważam, że w pucharach wypadliśmy na plus. Ponadto uważam, że Gent to zespół o tak wysokiej jakości i klasie, że jest w stanie wygrać całe rozgrywki. Trzymam za nich kciuki.

Idąc jednak w kierunku rundy jesiennej – jakie uczucie dominuje po jej zakończeniu?

Andrzej NIEWULIS: – Mam przekonaniem, że była świetna, ale na to wpływa wiele czynników jak choćby liczba rozegranych spotkań, więc trzeba spojrzeć na to szerzej. Po prostu nie lubimy przegrywać. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by przegrać kilka meczów z rzędu. Stąd też na jej koniec nie do końca byliśmy zadowoleni. Jednak, gdy przeanalizujemy sobie wszystkie wydarzenia z ostatnich miesięcy to była dobra runda, zakończyliśmy ją na podium. W drugiej części będziemy chcieli z całych sił atakować, by co najmniej powtórzyć wynik z poprzedniego sezonu.

Mówiąc krótko cele są ambitne.

Andrzej NIEWULIS: – Oczywiście. Trzeba zakładać ambitne cele, aby starać się je zrealizować. Trzeba mierzyć wysoko. Mamy dobrą jakość w zespole, rywalizację, dobrego trenera oraz sztab. Wszystko funkcjonuje w jak najlepszym porządku. Jestem pewny, że dobrze się przygotujemy do rundy wiosennej. Pamiętamy, jakie warunki mieliśmy rok temu w Turcji. Będzie to wyglądało tak samo jak poprzednio. Chcemy jednak wejść w rundę wiosenną lepiej, niż w ubiegłym roku, ponieważ wtedy źle rozpoczęliśmy rozgrywki.

Gdzie leży przyczyna wahań formy z końcówki obecnej rundy? Miała na nią wpływ nadmierna liczba rozegranych przez was meczów?

Andrzej NIEWULIS: – Nie zgodzę się, że ich liczba była nadmierna. Jesteśmy przygotowani, nawet na grę co trzy dni przez cały czas. Mamy szeroki skład. Prędzej wskazywałbym na urazy, które przytrafiały się chłopakom. Rotacje były częste. W obronie grał Fran Tudor czy Giannis Papanikolaou. Myślę, że to mogło być czynnikiem, przez które mieliśmy wahania formy. Oni wyglądali dobrze w defensywie, jednak nie ma co ukrywać – stabilność jest bardzo ważna.

Spora liczba spotkań w połączeniu z ciężkim okresem przygotowawczym mogła mieć wpływ na te kontuzje? Takim przykładem może być Milan Rundić. Naprzemiennie co kilka meczów łapał uraz i wracał do składu.

Andrzej NIEWULIS: – W jego przypadku cały czas był to jeden i ten sam uraz, który cały czas wracał. Teraz po meczu z Jagiellonią jest dokładnie ten sam problem. Z drugiej strony jest on wyleczony, ale możliwe, że problem jest głębszy. Myślę, że w jego przypadku, Marcina Cebuli czy Igora Sapały możemy mówić o pechu. Rzeczywiście, mieliśmy intensywny okres przygotowawczy, ale krótki. Trudno jest mi jednoznacznie stwierdzić czy miało to wpływ na kontuzje. Wielu chłopaków zakończyli rundę bez jakichkolwiek problemów jak choćby ja.

To dla pana zapewne miła odmiana. Wracam pamięcią do 2019 roku i kontuzji, która wykluczyła pana na rok z gry. Mówiąc szczerze, biorąc pod uwagę te problemy oraz doliczając wiek miałem obawy, czy będzie pan w stanie wrócić do pełni formy, by wrócić do wyjściowego składu. Ostatnie miesiące obaliły moją teorię.

Andrzej NIEWULIS: – Mówiąc szczerze sam miałem takie obawy. Wiedziałem jednak, że nie mogę ich mieć. To są takie automatyczne myśli, które pojawiają się w głowie. Myślę, że każdy je ma i pytanie, jak sobie z nimi poradzi. Wiedziałem, że nie mogę tak po prostu wracać do zdrowia, rehabilitować się, pracować. Codziennie mówiłem sobie, że to po prostu zrobię i nic nie stanie mi na przeszkodzie. Nie powiem, że się udało – po prostu to zrobiłem, bo taki też sobie nakreśliłem plan. Nie powiem, że poszło to bez problemów, bo po drodze były opóźnienia i komplikacje. Mimo wszystko się udało. Uważam, że głowa była tu kluczowa.

Zadziałał tutaj „mental”. Pewnie po to w sztabie Rakowa jest trener mentalny, który „układa” wszystko w głowie.

Andrzej NIEWULIS: – Oczywiście, mam świetny kontakt z Pawłem Frelikiem. Pracuje z nim od początku, kiedy przyszedłem do Rakowa. Bardzo sobie chwalę pracę z nim. Doskonale się w każdym elemencie mentalnym. Mimo że nie muszę to korzystam z jego pomocy i ciągle się rozwijam. Pomógł mi także w tamtym okresie.

Wracając jeszcze do końcówki sezonu. Może wpływ na to miały pojawiające się co chwilę plotki o mariażu trenera Papszuna z Legią?

Andrzej NIEWULIS: – Z mojej perspektywy nie. Choć trudno powiedzieć o reszcie chłopaków. Możliwe, że mieli to gdzieś z tyłu głowy. Trudno było odejść od tego tematu. Pojawiał się on wszędzie. Mogę jednak zapewnić, że treningi czy odprawy, których było sporo – przedmeczowych, jak i pomeczowych – przez tę sytuację nie ucierpiały. Wszystko funkcjonowało normalnie, tak jak zawsze. W moim przekonaniu nic się nie zmieniło, na mnie to nie wpłynęło.

To prawda, że dostał od was na Mikołajki sweter Legii?

Andrzej NIEWULIS: – Z tego, co wiem, to coś w żarcie się pojawiło.

„Szyderka” z trenera? Nieźli z was ryzykanci.

Andrzej NIEWULIS: – „Szyderka” musi być (śmiech). Trener Papszun też potrafi żartować. To dobry człowiek, ma poczucie humoru. Jest czas na pracę, jak i na żarty. Nie wahaliśmy się, by to zrobić.

A propos pracy i przygotowań przedmeczowych – nadal przygotowujecie „wypracowania” dotyczące swoje oglądu na mecz?

Andrzej NIEWULIS: – Tak, piszemy raporty. Wcześnie miało to formę rozmowy podczas odprawy. Później przeszliśmy na formę pisemną, jak dobrze pamiętam poprzez maila. Teraz możemy to zrobić także poprzez aplikacje. Są to dość rozbudowane raporty. Są jednak pewne odstępstwa od normy. Gdy gramy co kilka dni, na przykład, gdy graliśmy w pucharach i mieliśmy sporo wyjazdów, to nie robiliśmy ich, by nie przeciążać głowy. Zazwyczaj po każdym meczu je przygotowujemy.

Myślę, że ma to na celu naszą analizę meczu, na którą mamy określony czas, by nadal się rozwijać i znać swoje dobre i złe zachowania na boisku. Trener też ma dzięki temu możliwość zobaczenia naszej perspektywy. Nie jest w stanie zapytać na odprawie nas wszystkich. Nie ma co ukrywać, na pewno łatwiej się je pisze, gdy je wygrywamy.

Może tak naprawdę trener chce was przygotować jeszcze raz do matury, szczególnie mając na względzie „Trela” (Kacper Trelowski przyp. red.)?

Andrzej NIEWULIS: – Nie, na pewno nic w tym rodzaju. Ma to na celu jeszcze raz „wejść” w mecz, rozwijać się i utrwalać zachowania wymagane przez trenera. Nie ma co ukrywać, to są podobne działania. Oczywiście pewne kwestie się zmieniają, jednak to utrwala naszą głowę na oczekiwania trenera.


Na zdjęciu: Andrzej Niewulis uważa, że Raków stać na poprawienie wyniku z poprzedniego sezonu.

Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus