Niewypały w Rakowie już się nie pojawią

Letnie okienko transferowe przyniosło drużynie Rakowa wiele korzyści. W porównaniu do poprzedniego sezonu ruchy ekipy spod Jasnej Góry są przemyślane, rozsądne ale przede wszystkim korzystne finansowo. Odpowiada za nie Paweł Tomczyk, zaufany człowiek Marka Papszuna.


Rewolucja kadrowa to wręcz świecka tradycja pod Jasną Górą. Od momentu, gdy Papszun przejął trenerskie stery w Rakowie co roku stadion przy Limanowskiego wygląda jak dworzec kolejowy w okresie wakacyjnym – wielu wyjeżdża w różnych kierunkach, a jeszcze więcej osób pojawia się w Częstochowie. Tegoroczne wietrzenie szatni i tak było skromne. Z drużyną pożegnało się zaledwie ośmiu zawodników, gdy w poprzednich latach było ich dwa razy tyle co letnie okienko.

Nie zawsze można trafić

Nie oznacza to jednak, że wszystkie wymiany były z korzyścią dla Rakowa. Najlepszym przykładem było poprzednie letnie okno transferowe. Wówczas z ekipy spod Jasnej Góry odszedł Rafał Figiel, jeden z liderów środka pola, czy dwaj napastnicy – Szymon Lewicki i Mateusz Zachara. Wzmocnienia okazały się, mówiąc delikatnie nietrafione.

Ściągnięci do Rakowa za duże pieniądze Andrija Luković i Bryan Nouvier rozegrali łącznie 20 spotkań. Choć potencjału nie można im było odmówić, tak na boisku nie było widać w ich grze nawet niewielkiego błysku. Pożegnano się z nimi bez żalu. Podobnie było praktycznie z wszystkimi wzmocnieniami tamtego okienka. Ostali się tylko Kamil Piątkowski i Felicio Brown Forbes.

Nie ma jednego winnego

Trudno jest znaleźć winnych tamtych pomyłek. Z jednej strony były to błędy działu skautingu, który niewystarczająco dobrze prześwietlił zawodników. Z drugiej zaś możliwe, że sam trener decydując się na te wzmocnienia nie trafił z oceną ich potencjału. Jest również i trzecia opcja – ekipa spod Jasnej Góry była beniaminkiem tamtych rozgrywek.

Możliwe, że zawodnicy na pierwszych miejscach listy celów transferowych nie były zainteresowane przenosinami do Rakowa. Tamto okno można było spisać na straty i trzeba było zmienić koncepcję na dział skautingu.

Znają się od lat

Już w listopadzie ubiegłego roku doszło do zmian. Zatrudnienie w Rakowie znalazł Paweł Tomczyk, który objął stanowisko kierownika skautingu. Na pierwszy rzut oka jego pojawienie się w Częstochowie było dość zaskakujące. W przeszłości był to piłkarz Wisły Płock, Górnika Łęczna czy Motoru Lublin. Nigdy nie zadebiutował na najwyższym poziomie rozgrywkowy, rozegrał 79 meczów w pierwszej lidze. Od momentu zakończenia kariery w 2015 roku słuch o nim zaginął. W czasie swojej kariery występował w Legionovii i tam po raz pierwszy spotkał Marka Papszuna.


Czytaj jeszcze: Częstochowska maszyna rozkręca się

Obecny trener Rakowa, a ówczesny ekipy z Legionowa widział w Tomczyku potencjał pozaboiskowy. Po pięciu latach panowie znów się spotkali, jednak w zupełnie innym miejscu i na innych stanowiskach. A ich współpraca kwitnie, co pokazują wyniki Rakowa i zawodnicy, którzy trafili za ich sprawą do klubu.

Dwa świetne okienka

Od momentu, gdy Tomczyk zajął się przeprowadzaniem transferów pod Jasną Górą pojawiło się 16 zawodników. Pomijając młodych piłkarzy, którzy w przyszłości mają stanowić o sile Rakowa tylko Marko Poletanović jak na razie nie do końca odnalazł się w klubie, jednak konkurencja na jego pozycji jest bardzo duża.

Podobna sytuacja ma miejsce z Branislavem Pindrochem, który nie potrafił wygrać rywalizacji z Jakubem Szumskim. Pozostałe wzmocnienia z miejsca wskoczyły do pierwszej jedenastki i odmieniły grę Rakowa. Tomczyk, teraz już jako dyrektor sportowy buduje skauting na swój sposób, z korzyścią dla klubu co odzwierciedlają wyniki zespołu.


Na zdjęciu: Zespół Rakowa krystalizował się z pewnymi bólami, ale ostatnio polityka transferowa okazała się trafna. Świadczą o tym wyniki.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus