No i został Zbigniew Boniek z tym VAR-em

Nawet gdy pięć kamer obejmuje daną sytuację, pokazując ją pod każdym możliwym kątem, na koniec i tak najważniejszy jest ten, który wpatruje się w ekran – i jego decyzja o tym, czy arbitra na murawie „wzywać do tablicy” (czyli przed ekran przy linii bocznej), czy wziąć na siebie odpowiedzialność za decyzję.

W sobotę w Krakowie Zbigniew Dobrynin uznał, że zagranie ręką Cornela Rapy z Cracovii kwalifikuje się na pokazanie jego powtórki głównemu rozjemcy (Wojciechowi Myciowi), który ostatecznie podyktował „jedenastkę”. A w Warszawie – w meczu Legia – Piast – Daniel Stefański w bliźniaczej sytuacji autorstwa Williama Remy nie dopatrzył się niczego niestosownego, i nie „zawracał głowy” Bartoszowi Frankowskiemu…

– I słusznie! – oznajmia jednak Zbigniew Przesmycki. – Sytuacja była czarno-biała! Sędzia podejmując decyzję o odgwizdaniu rzutu wolnego czy karnego za zagranie ręką, musi brać pod uwagę parę elementów.

Po pierwsze – musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy ręce zawodnika ułożone są naturalnie wzdłuż ciała. W przypadku legionisty odpowiedź jest twierdząca.

Po drugie – czy mógł z nimi „uciec”. No więc odpowiadam: nie było szans na to, by z nimi uciekł, choć… próbował. Czas pomiędzy zagraniem głową piłki przez Jakuba Czerwińskiego a jej zetknięciem z ręką Remy’ego był zbyt krótki, by ten ostatni mógł zdążyć ją schować.

Gdyby w tę rękę trafiła piłka zagrywana bezpośrednio przez gliwiczan ze stałego fragmentu, karny byłby uzasadniony. W tym przypadku jej kontakt z Czerwińskim zmienia ogląd sytuacji. I Daniel Stefański nie musiał wcale konsultować swej decyzji z sędzią na murawie – komunikuje szef Kolegium Sędziów PZPN.

Sytuacja z meczu Cracovia – Pogoń ma – zdaniem Zbigniewa Przesmyckiego – zupełnie inny wymiar. Co prawda w tym przypadku też mieliśmy do czynienia ze stałym fragmentem gry (rzut wolny), a piłka też została „przedłużona” przez jednego z graczy (tym razem zespołu broniącego, czyli Niko Datkovicia z „Pasów”), ale…

– Drugi z krakowskich obrońców (Rapa – dop. red.) miał dwie, może trzy sekundy – a więc dużo więcej niż Remy – na reakcję. I tych parę sekund zdecydowało o tym, że – po pierwsze – arbiter z VAR-u słusznie zaproponował głównemu przyjrzenie się sytuacji, po drugie – że tenże podyktował „jedenastkę” – wyjaśnia nasz rozmówca.

Mecz Cracovia – Pogoń. Z lewej – zagrywający głową Niko Datković, z prawej – trafiony w rękę Cornel Rapa. Tyle wystarczyło do „jedenastki”. Fot. Canal+

Tak wygląda oficjalna interpretacja obu tych sytuacji, autorstwa szefa naszych sędziów. Stanowisko Piasta jest oczywiście zupełnie odmienne. Warto natomiast przy okazji przypomnieć, że tydzień wcześniej – po „główce” Fabiana Piaseckiego – podyktowany został rzut karny dla Miedzi, bo piłka – uderzana z odległości 2-3 metrów – trafiła w rękę Michała Koja. – O ile pamiętam, w tamtym przypadku sędziowie dopatrzyli się celowego ruchu ręką – analizuje Zbigniew Przesmycki.

Kibicom, niestety, trudno będzie wyrobić sobie samodzielnie zdanie na temat tych trzech zagrań i decyzji sędziowskich . O ile bowiem na portalu „ekstraklasa.tv”, posiadającym internetowe prawa do zamieszczania skrótów z meczów, zagrania Koja i Rapy znaleźć można bez trudu, o tyle wydawca serwisu nie uznał za stosowne umieszczenie w nim najbardziej kontrowersyjnej sytuacji z meczu Legia – Piast…