Noga lekko drżała

Warta Poznań poważnie o ekstraklasie zaczęła myśleć po serii wygranych meczów w rundzie jesiennej.

– Szkoda nerwów i szkoda włożonej pracy. Nie będę tego meczu podsumowywał, bo mógłbym powiedzieć kilka rzeczy za dużo. Mam na myśli dwa karne. Pierwszy to było jakieś nieporozumienie. Zawodnik wybija piłkę, a drugi wymusza faul… – mówił po meczu w Grodzisku Wielkopolskim, Dariusz Banasik, szkoleniowiec Radomiaka Radom. Jego drużyna, w finale baraży o ekstraklasę, przegrała z Wartą Poznań 0:2.

Obie bramki dla „Zielonych” padły po rzutach karnych, a obie jedenastki były dyskusyjne, bo sędzie Bartosz Frankowski – za każdym razem – oglądał sytuacje na wideo i dopiero później wskazywał na 11 metr. Jak widać nawet VAR nie przekonał trenera Banasika, ale nie ma to już żadnego znaczenia. To nie Radomiak, a Warta zagra w przyszłym sezonie w elicie.

Nabrali pewności siebie

Praktycznie wszystkim ekspertom, którzy komentowali spotkania barażowe, taka formuła wyłonienia ostatniego zespołu do ekstraklasy bardzo się spodobała. I rzeczywiście emocje były ogromne. Przecież szósty zespół po fazie zasadniczej, który w na przestrzeni całego sezonu zdobył zaledwie o 10 punktów więcej od… zdegradowanej Olimpii Grudziądz, miał szansę na awans. Ostatecznie jednak na najwyższy poziom awansowała trzecia po 34 kolejkach Warta.

Zgodnie uznano, że zespół Piotra Tworka na promocję zasłużył. Przede wszystkim tym, że bardzo dobrze prezentował się jesienią. Wiosną miał dołek, ale w odpowiednim momencie potrafił wrócić na właściwe tory. Przed sezonem na „Zielonych” nikt nie stawiał. Zresztą po meczu szkoleniowiec powiedział, że… nie wykonał zadania, bo miał utrzymać zespół w I lidze. Skończyło się jednak inaczej.

Tym, który z zimną krwią wykonał dwa rzuty karne i zapewnił Warcie ekstraklasie był Mateusz Kupczak. W ekstraklasie debiutował jeszcze w barwach Podbeskidzia Bielsko-Biała, a później, przez trzy sezony, grał w niej dla Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. Po wszystkim przyznał, że noga przed rzutami karnymi trochę mu drżała, ale opanował emocje i opisał całą… „procedurę” awansu Warty do ekstraklasy.

– Poważnie o awansie zaczęliśmy myśleć po serii pewnie wygranych meczów. Dobrze w tych spotkaniach się prezentowaliśmy. Dobrze utrzymywaliśmy się przy piłce. Nabraliśmy wówczas pewności siebie, że inni musieli się nas bać. Zbieraliśmy punkty i zespoły inaczej zaczęły nas traktować. Wcześniej patrzono na nas, jak na dostarczyciela punktów. Pokazaliśmy jednak, że chcemy grać w piłkę i wygrywać mecze – podkreślił pomocnik Warty.

Norkowski na celowniku

Kupczak, w zakończonym właśnie sezonie zaplecza ekstraklasy stworzył jeden z lepszych, o ile nie najlepszy, duet środkowych pomocników z Łukaszem Trałką. Swoją drogą „Trała” miał przed sezonem wrócić w rodzinne strony i zostać piłkarzem Stali Rzeszów. W ostatniej niemal chwili otrzymał jednak propozycję z Warty i raczej nie żałuje. Bo po sezonie w I lidze wraca do ekstraklasy, a Stal – ostatecznie – na drugi front nie awansowała.

– Od początku sezonu gra nie opierała się tylko na nas, ale jesteśmy ważnymi ogniwami tego zespołu – podkreśla Mateusz Kupczak. – Nasza współpraca z Łukaszem dobrze zaczęła funkcjonować. Pierwszą rundę zagraliśmy bardzo dobrze. Później jednak zespoły wiedziały, że jak nam dadzą więcej pograć, to będą mieć ciężko. Cieszymy się, bo wiemy, że nas chwalono za kreowanie gry i prowadzenie zespołu – zaznaczył 28-letni pomocnik Warty Poznań.


Czytaj jeszcze: Z VAR-tą do ekstraklasy!

Nikt nie ma jednak większych wątpliwości, że aby skutecznie rywalizować w ekstraklasie zespół z Poznania powinien się wzmocnić. Mówi się, że jednym z celów transferowych „Zielonych” jest zawodnik GKS-u Jastrzębie, Łukasz Norkowski, który spędził kilka lat w Lechu Poznań, a jego atutem jest to, że posiada status młodzieżowca.

– Każdy zespół, w każdym okienku, potrzebuje drobnych roszad. Tak samo my tego będziemy potrzebować. Niemniej jednak w zespole mamy „Warciarzy” pełną gębą, którzy serducho zostawiali nawet w niższych ligach. Oni marzyli o tym awansie – zwraca uwagę Mateusz Kupczak.




Na zdjęciu: Dwa gole Mateusza Kupczaka z karnych (z lewej) były tymi na wagę złota.

Fot. Adrian Laskowski/Pressfocus