Nowak: Kibice mieli duży szacunek

Maciej GRYGIERCZYK: Rywal inny niż zwykle?

Gabriel NOWAK: – „Gieksa” jest dla mnie ważna. Występowałem tam, kibicuję jej. Jako młody chłopak wszedłem do „większej” piłki grając dla klubu, któremu życzyłem dobrze od małego. Fajny okres, poznanych wielu pozytywnych ludzi. Do dziś zostało mi sporo przyjaźni z tamtego czasu.

Dlaczego jako rybniczanin kibicował pan GKS-owi?

Gabriel NOWAK: – Nie wiem nawet, skąd to się u mnie wzięło. Jako młody chłopak śledziłem ligę i trudno stwierdzić, co tak na mnie zadziałało. Czy sama nazwa, czy barwy, kolory… Nie chodziło nawet o jakiegoś boiskowego idola, choć wiadomo, że takie nazwiska jak Wojciechowski czy Ledwoń zostają w głowie. Po prostu, kibicowałem GKS-owi i tak zostało. To był okres, w którym Rybnik był podzielony na Górnika, GKS i Odrę Wodzisław. Teraz został praktycznie sam Górnik.

Codzienność mocno dawała się wtedy w Katowicach we znaki?

Gabriel NOWAK: – Teraz, w Odrze, często śmieję się w szatni, że w wieku 30 lat chyba po raz pierwszy trafiłem do klubu, gdzie wszystko jest płacone na bieżąco. Nie ma dnia spóźnienia. Gdy człowiek przejdzie przez taką biedę, to potem bardzo docenia to, że pensje i premie otrzymuje regularnie.

W „Gieksie” było biednie. Nieraz brakowało na benzynę, żeby dojechać na trening, pożyczało się od mamy… Kibic chciałby, aby zawodnicy dobrze grali, nawet nie dostając pieniędzy. Tak też nie może być. Wielu z nas ma przecież rodziny na utrzymaniu. Gdyby kibic przez pół roku nie dostał wypłaty, to też by się nie cieszył. Gdy jednak w „Gieksie” było biednie, a robiliśmy dobre wyniki, to tym bardziej kibice nas wspierali.

Czuliśmy ze strony trybun szacunek za to, co robimy. W tej chwili GKS nie ma już żadnych zaległości wobec mnie, choć wiadomo, że coś tam przepadło. Nie jest to jednak w tym momencie ważne.

Potrafi się pan doliczyć, ilu trenerów prowadziło pana w Katowicach?

Gabriel NOWAK: – Kiedyś to liczyłem. Siedmiu czy ośmiu… Nie chcę bawić się w tworzenie rankingów, bo od każdego coś dobrego się wyciągnęło. Wiadomo, że wszyscy pytają po latach o trenera Nawałkę. Był wymagający, treningi były ciężkie, bardzo długie. To wszyscy wiedzą. Ale rozwijające. Każdy z tych zawodników, który wtedy był w GKS-ie, to docenia. Kiedyś powiedziałem, że gra najbardziej cieszyła mnie u trenera Wojciecha Stawowego. Myślę, że to prawda.

Nabrałem wtedy bardzo dużej pewności siebie. Trener Stawowy preferował grę piłką, po ziemi. To wiązało się z tym, że zwycięstwa 5:3 czy 4:2 przeplataliśmy skromnymi porażkami w meczach, w których prowadziliśmy grę. Każdy ma swój styl, my musieliśmy się dostosować. Mnie się podobało, bo lubię grać piłką do przodu, a nie „pałować”. Było OK i gdy poszedłem potem do ekstraklasowego Górnika, nie miałem żadnych oporów, czułem się bardzo pewnie.

Przebył pan wiele ciężkich kontuzji. Wierzy pan jeszcze w powrót do ekstraklasy, w której jako piłkarz Górnika wystąpił pan 11-krotnie?

Gabriel NOWAK: – To byłoby takie spełnienie marzeń. Gdybym po tych wszystkich kontuzjach i powrocie na boisko zagrał choćby jeden mecz w ekstraklasie, stanowiłoby to nagrodę za trud, który przeszedłem. Po wywiadzie na portalu Weszło dotyczącym moich przejść, byłem zdziwiony liczbą wiadomości i pozytywnych sygnałów, które do mnie dopłynęły.

Jakiś chłopak z niższej ligi napisał nawet do mnie przez internet. Przyznał, że też ma problemy z kolanem, poprosił o numer telefonu i możliwość rozmowy. Zadzwonił, pogadaliśmy, był bardzo zmotywowany. Powiedział mi, że miał wielkiego „doła”, a po przeczytaniu wywiadu od razu zaplanował sobie kolejny dzień od A do Z. Ekstraklasa? Jestem blisko, a zarazem daleko, bo pierwsza liga nie jest łatwa.

Jak może wyglądać niedzielny mecz?

Gabriel NOWAK: – Patrząc na warunki, jakie mogą wystąpić, nie spodziewam się wielkiej piłki. Na boisku będzie dominować walka, dłuższe podanie, murawa na więcej nie pozwoli. Mówi się, że jesienią zrobiliśmy wynik ponad stan. W żadnym meczu z zespołami z górnej półki nie będziemy faworytem. Teraz też jest nim GKS. Wiadomo, jakie w Katowicach jest ciśnienie na awans. My po prostu powalczymy o zwycięstwo. Tak, jak w każdym kolejnym spotkaniu jesienią. Żałuję, bo wygląda na to, że w niedzielę nie zagram. Mam naciągnięty mięsień dwugłowy, trenuję indywidualnie pod nadzorem fizjoterapeutów i lekarza.