Nowe oblicze Bundesligi

Natura nie znosi pustki, a ludzie lubią pytania. Dlatego wszyscy w Niemczech zastanawiają się, jak będzie wyglądać liga bez największych gwiazd – Lewandowskiego i Haalanda.


Nie dość, że Bundesliga straciła dwóch wybitnych napastników, to w dodatku straciła ich rywalizację. Tego typu elementy są w dzisiejszych czasach niezwykle istotne pod względem wizerunkowym i marketingowym. Walka „dziewiątek” była jedną z czołowych kart w talii Niemców, którzy wysyłali ją w świat, by przyciągać widownię. Co stanie się, teraz gdy nie ma ani Polaka, ani Norwega?

Ciekawiej bez „Lewego”

Paradoks odejścia Roberta Lewandowskiego jest taki, że w końcu ognia nabierze rywalizacja o koronę króla strzelców. „Lewy” słynną armatkę dla najlepszego snajpera otrzymywał w pięciu ostatnich sezonach i teraz w końcu trafi się ona komuś innemu – tylko komu? Erling Haaland byłby naturalnym kandydatem, więc otwiera się tutaj furtka dla grona innych graczy. A wbrew pozorom wcale nie są oni tacy przypadkowi. Bundesliga ma w końcu wicekróla strzelców Patrika Schicka z Leverkusen, gwiazdę i najlepszego piłkarza poprzedniego sezonu w postaci Christophera Nkunku z Lipska czy nową wisienkę na torcie – Sadio Mane z Bayernu. Bez dominatora, jakim był Lewandowski, może być jeszcze ciekawiej!

Kolejne pytanie brzmi, czy odejście Polaka w jakiś sposób wpłynie na monopol Bawarczyków na krajowym podwórku? Nie ma co ukrywać, że trochę zbrzydło się już regularne wygrywanie FCB w lidze – 10 razy z rzędu. Utrata największej gwiazdy to spadek jakości, ale – jak na złość – krytykowany wielokrotnie dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić akurat teraz przeprowadził kapitalne okienko transferowe. Nie chodzi tylko o Mane, ale i Matthijsa de Ligta, Ryana Gravenbercha czy Noussaira Mazraouiego. No i Lewandowski też nie odszedł za frytki, ale za grube 45-50 mln euro.

Peleton nie próżnuje

Tymi, którzy mieliby zdetronizować giganta, są oczywiście dortmundczycy – żelazny kandydat na wicemistrza. Okienko w ich wykonaniu również było udane, może nawet bardziej niż Bayernu, jeśli patrzymy na skalę klubu. Przez długi czas wydawało się, że Borussia może stanowić równorzędnego kandydata dla FCB. Jednak – po pierwsze – Salihamidzić pokazał, że nie jest taką fajtłapą, a po drugie – w BVB pojawiły się kłopoty. Chodzi rzecz jasna o nowotwór jądra zdiagnozowany u Sebastiena Hallera, który miał być następcą Haalanda. Sytuacja jest na tyle poważna, że reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej jesienią na pewno w Borussii nie zadebiutuje.
Oczywiście nie na samą BVB musi uważać Bayern. RB Lipsk i Bayer Leverkusen również są mocne i również chcą namieszać w top4. Jeśli któraś z tym drużyn nie załapie się do Ligi Mistrzów na koniec sezonu, będzie można mówić o sensacji. A przecież peleton za ich plecami wcale nie zapowiada się słabo. Mamy tam odkurzoną Borussię Moenchengladbach, wzmocniony Wolfsburg, tryumfatora Ligi Europy z Frankfurtu czy notujący ciągły, stopniowy progres Freiburg.

Sprawa polska

Ciekawe też, jak w nowym sezonie będą radzić sobie Polacy. O grę Rafała Gikiewicza w bramce Augsburga nie należy się martwić, ale nie wiadomo, czy w pierwszym składzie sezon rozpocznie tam Robert Gumny. Duet biało-czerwonych jest także w Wolfsburgu, gdzie Jakub Kamiński ma duże szanse na bundesligowy debiut w spotkaniu z Werderem Brema. Czy na boisko wybiegnie też Bartosz Białek? O to może być trudniej. Niełatwą sytuację mają w Berlinie Tymoteusz Puchacz (Union) i niechciany Krzysztof Piątek (Hertha), a trochę jeszcze trzeba będzie poczekać na Jacka Góralskiego w Bochum. „Góral” przechodzi bowiem rehabilitację po operacji oka. Szansę na podstawową jedenastkę w beniaminku Schalke ma z kolei Marcin Kamiński.


Program 1. kolejki Bundesligi
  • Sobota: Union – Hertha, Gladbach – Hoffenheim, Wolfsburg – Werder, Bochum – Mainz, Augsburg – Freiburg, Dortmund – Leverkusen;
  • Niedziela: Stuttgart – Lipsk, Kolonia – Schalke

Na zdjęciu: Czy Patrik Schick (z lewej) przejmie koronę strzelców po Robercie Lewandowskim?
Fot. Press Focus