O co gra teraz ŁKS Łódź?
Wojciech Filipiak
Radość z budowy nowego stadionu, który zastąpić miał 90-letni „Estadio da Gruz”, była duża. Przy wsparciu władz miejskich budowa ruszyła, a zważywszy, że akurat wtedy ŁKS w ogóle wycofał drużynę z rozgrywek, a potem miał zacząć od IV ligi, za logiczne rozwiązanie należało uznać stopniową budowę obiektu.
Prosta umowa: coś za coś
Nieoficjalne zobowiązania były takie: za każdy awans, jedna nowa trybuna, bo trudno było przekonać ogół mieszkańców Łodzi do budowy obiektu na 20 tysięcy miejsc dla drużyny z IV ligi. ŁKS ma w łódzkim Urzędzie Miasta większość jeśli chodzi o kibicowskie sympatie, ale to akurat przeszkodziło w wypełnianiu obietnic, bo decydenci, z obawy przed posądzeniem o stronniczość, działali w sprawie stadionu przy al. Unii nadzwyczaj powściągliwie, wręcz kunktatorsko.
Gdy widzewskie stronnictwo storpedowało pomysł budowy jednego wspólnego stadionu w myśl zasady „ciasny ale własny”, rozpoczęto budowę obiektu po drugiej stronie miasta.
ŁKS miał więc swój „amfiteatr” z jedną trybuną (złośliwi mówią nawet o stadionie z najszerszym w Europie wyjściem awaryjnym), a na Widzewie kończono obiekt z 18-tysięczną widownią.
Entuzjazm był tak duży, że Widzew zdecydowanie wygrał walkę o kibiców w Łodzi, zyskując potężny argument na poparcie swoich planów. Potem trzeba było zakończyć pracę przy żużlowym stadionie Orła, a tymczasem drużyna ŁKS przefrunęła wręcz przez II ligę po szczęśliwym awansie kosztem pozbawionej licencji Drwęcy i teraz rozpędem przeskakuje I ligę.
Licencja zagrożona?
Dzisiaj obiekt ŁKS nie spełnia żadnych wymogów licencyjnych ekstraklasy, a i zgoda na I ligę też była mocno naciągana. Już nie chodzi o pojemność widowni, bo w ekstraklasie mniejszą frekwencję niż w Łodzi notuje się w Sosnowcu, Płocku, w Gliwicach, na stadionie Cracovii i ostatnio w Lubinie, a w I lidze Łódź przegrywa czasem tylko z Tychami.
Stadion nie ma sztucznego oświetlenia i podgrzewanej płyty, a tego nie zastąpią nowoczesne szatnie i luksusowe loże dla VIP-ów do wynajęcia po 60 tysięcy złotych rocznie.
Prac z oświetleniem nie widać
Bez znaczenia w tej sytuacji jest także fakt, że klub prowadzony jest rozsądnie, ma stabilny i realny budżet, a podobnie jest z zespołem.
Nadzór infrastrukturalny wymaga jednak, by oświetlenie zainstalowane zostało do końca lutego 2019 roku – na razie nie widać jeszcze żadnych oznak prac w tym kierunku, a właściciel stadionu (spółka Miejska Arena Kultury i Sportu, która administruje również stadionem Widzewa) „rozważa” różne warianty, wśród których jest na przykład… „oświetlenie mobilne”.
Nie takie kwoty zaplanowano
Po awansie do I ligi ogłoszony został, owszem, przetarg na dokończenie budowy stadionu, ale gdy w końcu października otworzono oferty, okazało się, że najtańsza przekracza zakładany przez miasto koszt budowy o ponad 50 procent (140 milionów zamiast 90), bo ceny materiałów budowlanych rosną lawinowo. Nawet gdyby jednak budowa ruszyła jutro, to i tak nie ma przecież szans, by obiekt był gotowy wcześniej niż za dwa lata.
O co więc gra teraz ŁKS? Taka szansa na awans jak w tym sezonie, może się późnej nie powtórzyć – mówi się w Łodzi. Optymiści liczą, że rozpoczęcie budowy będzie pretekstem do wybłagania licencji.
Jeżeli to się nie uda, a zespół awansuje, przyjdzie grać – jak Sandecji – cały sezon na obcych boiskach, co może być sportowym i finansowym samobójstwem. Do najbliższego w Bełchatowie jest 50 kilometrów, bo gry na Widzewie nikt nawet nie rozważa.
Na zdjęciu: Stadion ŁKS z jedną trybuną pozostawia wiele do życzenia.