Obraz nędzy i rozpaczy. Legia przegrywa ze Spartakiem

Taką jedenastką warszawianie w tym sezonie jeszcze na boisko nie wyszli. Po raz pierwszy od pierwszej minuty zagrali obok siebie pozyskani tego lata Jose Kante i Carlitos – król strzelców poprzedniego sezonu. Do tej pory razem przebywali na murawie ledwie 52 minuty. Tym razem to głównie od nich miała zależeć siła uderzeniowa mistrzów Polski. Efekt? Do przerwy Legia oddała tylko jeden celny strzał. Po centrze z rzutu rożnego głową niegroźne uderzał środkowy obrońca Inaki Astiz.

Precyzja Grendela

Wtedy jednak gospodarze przegrywali już 0:1. Mistrzowie Słowacji objęli prowadzenie, gdy poza linią boczną przebywał brutalnie sfaulowany Krzysztof Mączyński. Przez kilkadziesiąt metrów piłkę holował Erik Jirka, przy biernej postawie warszawskich defensorów oddał ją Erikowi Grendelowi, a były zawodnik Górnika Zabrze przymierzył dokładnie tuż sprzed pola karnego i po chwili Arkadiusz Malarz wyjmował piłkę z siatki.

Gwoli ścisłości – goście już wcześniej mogli prowadzić różnicą dwóch goli. Na stworzenie dwóch dogodnych okazji strzeleckich potrzebowali raptem siedmiu minut. Żadnego z tych incydentów warszawianie nie potraktowali z wystarczającą powagą. Po stracie bramki legioniści uporczywie bili głową w mur. Ich seryjne natarcia rozbijały się jednak o znakomicie funkcjonująca defensywę Spartaka. W poczynaniach gospodarzy brakowało fantazji, polotu, a nade wszystko – elementu zaskoczenia.

Spryt Vlasko

W trakcie drugiej odsłony trener Dean Klafurić wpuścił do gry zawodników, którzy wielokrotnie udowadniali, że w trudnej sytuacji ciężar odpowiedzialności potrafią wziąć na siebie. Najpierw pojawił się Miroslav Radović, potem Kasper Hamalainen. Ten drugi zmienił najsłabszego na boisku Chrisa Philippsa, który momentami spisywał się wręcz katastrofalnie. Rezerwowi nie odmienili jednak losów spotkania.

Mistrzowie Polski nie mogą czuć się pokrzywdzeni porażką, bowiem – przy odrobieni precyzji ze strony gości – jej rozmiary mogły być inne. Najlepszą okazję do podwyższenia prowadzenia zmarnował w 86. minucie Marvin Egho. Wpadł z prawej strony w pole karne, prostym dryblingiem ośmieszył cały blok defensywny Legii na czele z Inaki Astizem, minął jeszcze Malarza i… minimalnie chybił. Po jego strzale piłka minęła słupek o pół metra. Bardziej dokładny był Jan Vlasko, były snajper Zagłębia Lubin, który w doliczonym czasie gry przytomnie przelobował Malarza.

Niepokój „Klafa”

Z taką grą ekipa z Łazienkowskiej nie tylko nie ma najmniejszych szans na odrobienie strat w rewanżu, ale wręcz powinna się obawiać blamażu. O swoją posadę już dzisiaj powinien natomiast drżeć Klafurić. Pogłoski na temat jego dymisji i zatrudnienia Adama Nawałki od paru dni przybierają na sile. Wedle jednej z teorii niedawny selekcjoner reprezentacji Polski miał zostać najpierw dyrektorem sportowym Legii, a docelowo – pierwszym trenerem. Niewykluczone, że realizacja tego planu przebiegnie zgoła skrótowo…

Rafał Werner

 

Legia Warszawa – Spartak Trnava 0:2 (0:1)

0:1 – Grendel, 16 min (asysta Jirka)

0:2 – Vlasko, 90+3 min (asysta Rada).

LEGIA: Malarz – Philipps (69. Hamalainen), Astiz, Hlouszek – Veszović, Mączyński (17. Wieteska), Cafu, Antolić, Szymański (63. Radović) – Kante, Carlitos. Trener Dean KLAFURIĆ.

SPARTAK: Chudy – Kadlec, Toth, Godal, Czonka – Jirka, Sloboda (86. Hladik), Gressak, Rada, Grendel (64. Miesenboeck) – Egho (90+1. Vlasko). Trener Radoslav LATAL.

Sędziował Adam Farkasz (Węgry). Widzów 13 961. Żółte kartki: Kante, Philipps, Veszović – Egho, Gressak, Godal, Chudy, Miesenboeck.

[Rewanż] – 31 lipca.