Od Gołoty do Abella

Nieprzerwanie od 2009 roku, gdy narodził się pomysł, by na ringu w Łodzi zorganizować pierwszą galę Polsat Boxing Night, Polsat i Tomasz Adamek tworzą jedną całość. Nie widzieliśmy go tylko w 2013 i 2016 roku, gdy głównymi bohaterami PBN byli Andrzej Gołota z Przemysławem Saletą, oraz Krzysztof Głowacki z Ołeksandrem Usykiem.
Pierwotnie priorytetem były walki polsko-polskie, później odstąpiono od tej zasady. Swoje szanse dostali więc Erik Molina i Solomon Haumono, teraz z Adamkiem walczyć będzie Joey Abell, który zapowiada, że 21 kwietnia w Częstochowie znokautuje „Górala”.

Najlepsza wersja?

Były mistrz świata dwóch kategorii wagowych tylko się uśmiecha, gdy słyszy te pogróżki, bo wie, że jest przygotowany najlepiej w karierze. Ośmiotygodniowy obóz w Osadzie Śnieżka i Szklarskiej Porębie powoli dobiega końca, a wieści które stamtąd napływają są więcej niż optymistyczne. Adamek jest w znakomitej dyspozycji, nic mu nie dolega, a wyniki badań wydolnościowych mówią, że zobaczymy jego najlepszą wersję w ostatnich latach. A to gwarantuje świetny pojedynek i powinno być poważnym ostrzeżeniem dla siłacza z Minnesoty.

Ryzyko Gołoty

Nie chce się wierzyć, że Adamek w grudniu skończył już 41 lat. Jego walka w 2009 roku z Gołotą była debiutem w wadze ciężkiej. Dowiedziałem się o tym pomyśle w Rzymie, gdzie relacjonowałem mistrzostwa świata pływaków. Poproszony o opinię powiedziałem, że ta walka nie jest potrzebna ani Adamkowi, ani Gołocie, ale jeśli już, to większe ryzyko niesie ona dla tego drugiego.
Zainteresowanie pierwszą Polsat Boxing Night było ogromne. Kibice boksu w Polsce podzielili się wtedy na dwa obozy, jedni stawiali na Adamka, drudzy na Gołotę. Dla mnie faworytem był Adamek, widziałem go na zgrupowaniu w Gilowicach, prezentował się o niebo lepiej od schorowanego i zmęczonego boksem Gołoty, który „szlifował” formę w Wiśle.

10 milionów!

I tak to wyglądało w Atlas Arenie. W piątej rundzie po kolejnym skutecznym ataku „Górala” amerykański sędzia Bill Clancy zatrzymał pojedynek. Walkę obejrzało na żywo kilkanaście tysięcy widzów, w otwartym Polsacie prawie 10 mln. Niewiele mniej niż pamiętną walkę Gołoty z Witherspoonem w 1998 roku w Hali Ludowej we Wrocławiu.
Na gali w Łodzi z bardzo dobrej strony zaprezentował się Mateusz Masternak, który znokautował Łukasza Janika. Masternaka też zobaczymy w Częstochowie w rewanżowej walce z Yourim Kalengą i myślę, że to będzie widowisko nie mniej emocjonujące niż główne danie wieczoru.

Kabaret Starszych Panów

Na kolejną PBN przyszło nam czekać prawie cztery lata. Tym razem bez Adamka, za to z Gołotą i Saletą w rolach głównych. Miał być „Kabaret Starszych Panów”, a była twarda wojna czterdziestolatków zakończona sensacyjnym zwycięstwem Salety przed czasem.
Podobnie jak w Łodzi, byłem w studiu Polsatu, tym razem z Iwoną Guzowską i Masternakiem. Zwróciłem tam uwagę na talent Macieja Sulęckiego. Nie wszyscy potraktowali te słowa do końca poważnie, ciekawe co dziś o tym sądzą.
Półtora roku później na kolejnej PBN Sulęcki znokautował Grzegorza Proksę i znalazł się w innym miejscu.

Klęski „Górala”

Wtedy największe zainteresowanie budziła jednak walka Adamka z Arturem Szpilka, Wypełniona do ostatniego miejsca Tauron Arena, bardzo dobre wyniki pay per view i punktowa wygrana Szpilki, który na plecach byłego mistrza wszedł na inny poziom, o tym mówiła cała Polska.
Adamek był wtedy bliski zakończenia kariery, ale wtedy do akcji wkroczył Mateusz Borek, który przedstawił mu swoją wizję powrotu na ring i zorganizował obóz przygotowawczy, jakiego wcześniej „Góral” nigdy nie miał. No może ten w Houston, przed walką z Chrisem Arreolą w 2010 roku spełniał najwyższe standardy.
We wrześniu 2015 roku Adamek zmierzył się w Łodzi z Saletą, którego wcześniej wyśmiewał i nie było to wielkie widowisko. Saleta doznał kontuzji i walka nie trwała długo.
Pół roku później w Krakowie rywal był już znacznie groźniejszy. Molina, bo o nim mowa, miał za sobą konfrontację z mistrzem świata WBC Deontayem Wilderem, i choć przegrał przed czasem, kilka razy wstrząsnął królem nokautu z Alabamy. W narożniku Adamka wciąż był Roger Bloodworth, ale chyba nie miał już pomysłu, jak rozpalić w byłym mistrzu nowy ogień.

Klasa Usyka

Nie ukrywam, wierzyłem, że Adamek sobie poradzi z Teksańczykiem. Pamiętam rozmowę ze Zbigniewem Bońkiem, który obawiał się o Adamka, miał przeczucie, że może wydarzyć się coś złego, ale go uspokajałem. No i stało się. „Góral” choć prowadził na kartach u wszystkich sędziów, dał się trafić równo z gongiem kończącym dziesiąte starcie, ciężko padł na matę i choć wstał, sędzia Jankowiak ogłosił nokaut.
Wydawało się, że to już koniec Adamka. Był zdruzgotany i zrozpaczony, nie widział przed sobą przyszłości. I znów rękę wyciągnął Mateusz Borek, który postanowił sam podjąć się organizacji PBN.
Wcześniej jednak, we wrześniu 2016 roku, obejrzeliśmy wielką walkę w gdańskiej Ergo Arenie, w której Krzysztof „Główka” Głowacki zmierzył się z Ołeksandrem Usykiem w obronie należącego do niego pasa WBO w wadze junior ciężkiej. Ukrainiec pokazał klasę i wypunktował Polaka na tej wyjątkowej pod względem czysto sportowym PBN.

Wyzwanie z mańkutem

Promotorski debiut Mateusza Borka miał miejsce w tej samej Ergo Arenie dziewięć miesięcy później, z odrodzonym Adamkiem w roli głównej i jego nowym trenerem, 43-letnim Gusem Currenem.
Byłem przy ich pierwszym spotkaniu w Warszawie, wcześniej rozmawiali ze sobą tylko przez telefon. Z miejsca przypadli sobie do gustu, a Borek zadbał o resztę.
Australijczyk Solomon Haumono nie był zbyt wymagającym rywalem, było jasne że po wygranej Adamek nie przejdzie na emeryturę.
W sobotę w Częstochowie przyjdzie mu się zmierzyć z mocno bijącym amerykańskim mańkutem Joey’em Abellem, który we wrześniu ubiegłego roku ciężko znokautował w Radomiu Krzysztofa Zimnocha. Adamek zgodził się na walkę z tym siłaczem od razu, choć nie lubi walczyć z mańkutami. Gus Curren też nie widzi problemów. Obaj są pełni energii i wiary, że za tydzień pod Jasną Górą będzie dobrze. Tak jak w listopadzie, gdy w tej samej hali Adamek pokonał niewygodnego Freda Kassi.
Ale od pierwszego gongu musi uważać, bo Abell jest naprawdę niebezpieczny i jak trafi, to nie odpuści.