Liga Mistrzów. Od Górnika grają na biało

Pep Guardiola naraził się Juergenowi Kloppowi. Powiedział bowiem, że zdobycie mistrzostwa Anglii jest czymś cenniejszym, niż wygranie Ligi Mistrzów. Niemiec nieco się zdenerwował, mając na uwadze fakt, że zespoły obu panów stoczyły epicką walkę o mistrzostwo Anglii, jakiej nigdy wcześniej nie było. Łatwo można zresztą wyliczyć, że wśród czterech angielskich finalistów europejskich pucharów nie znalazł się urzędujący, a także nowy mistrz Anglii, czyli Manchester City. W Madrycie zagrają bowiem druga z czwartą drużyną Premier League, a w środę, w Baku, w finale Ligi Europy, zagrała trzecia z piątą drużyną zmagań w angielskiej ekstraklasie.

35 lat minęło

O ironio! Bo wszystko wydarzyło się w rozgrywkach europejskich, podczas gdy w Wielkiej Brytanii trwa cyrk związany z opuszczeniem Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej. Na dodatek sukcesy klubów angielskich są znacznie związane z grą dla tych zespołów drużyn z Europy. Kiedy w 1972 roku po raz pierwszy dwa angielskie zespoły starły się w finale Pucharu UEFA, w kadrach obu zespołów znajdował się jeden piłkarz spoza Wielkiej Brytanii. Joe Kinnear, Irlandczyk, w grudniu skończy 73 lata. Tymczasem 11 lat temu, w 2008 roku w Moskwie, po raz pierwszy doszło do angielskiego finału Ligi Mistrzów. Chelsea, przez łzy Romana Abramowicza, przegrała z Manchesterem United. Łącznie dzisiejszy finał jest siódmym takim mecze, w którym zagrają zespoły z tego samego kraju. Wszystkie te mecze rozegrane zostały na przestrzeni ostatnich dwóch dekad. Wyjątkowym połączeniem jest Madryt, bo przecież w 2014 i 2016 roku Real wygrywał najważniejsze europejskie starcie z Atletico. Na którego stadionie dziś zmierzą się Liverpool i Tottenham.

Liga Mistrzów. Klopp specem od finałów nie jest

Ostatni raz dwa angielskie zespoły wywalczył dwa europejskie trofea w 1984. Co ciekawe Liverpool wygrał Puchar Europy Mistrzów Klubowych, a Puchar Europy padł łupem… Tottenhamu! Obie rywalizacje były zresztą dramatyczne. „The Reds”, w finale w Rzymie, pokonali AS Romę dopiero po rzutach karnych. Nie inaczej było w przypadku Tottenhamu. Wówczas, w finale Pucharu UEFA, rozgrywano dwumecz. W rewanżu na White Hart Lane, zupełnie, jak w pierwszym spotkaniu, było 1:1 i o wszystkim decydowały karne, w których „Koguty” okazały się lepsze od kapitalnego Anderlechtu Bruksela, z Enzo Scifo i prowadzonego przez Paula Van Himsta.

Ślady też polskie

Tottenham w dzisiejszym spotkaniu zagra wyłącznie na biało, a Liverpool – tradycyjnie – będzie cały czerwony. O ile w drugim z wymienionych przypadków jest to normą od ponad wieku, o tyle przy okazji Tottenhamu wszystko zaczęło się w 1961 roku. Chodzi o mecz PEMK przeciwko… Górnikowi Zabrze. Pamiętny, bo przegrany przez śląską drużyną aż 1:8. Przed meczem trener londyńskiej ekipy, Bill Nicholson, uznał, że światła na White Hart Lane nie są dostatecznie dobrej jakości i nakazał ubrać się swojej drużynie właśnie na biało, aby mógł lepiej widzieć. Od tamtego meczu stało się tradycją, że Tottenham, który w Premier League zazwyczaj występuje w granatowych spodenkach, na arenie międzynarodowej zakłada stroje jednolitej barwy.

Liga Mistrzów. Siłacz w „Koguty” zapatrzony

Kolejny polski akcent? Nie ma sprawy. Liverpool wyjście z grupy Ligi Mistrzów w tym sezonie zawdzięcza w znacznej mierze… Arkadiuszowi Milikowi. Polski napastnik, w meczu fazy grupowej na Anfield Stadium spudłował fatalnie (skąd my to znamy?). Gdyby trafił do siatki wówczas w następnej fazie rywalizacji znalazłaby się włoska drużyna. A Liverpool grałby w Lidze Europy i miałby ciężko. A tak, w 1/8 finału LM, zmierzył się w Bayernem Monachium Roberta Lewandowskiego. I go wyeliminował, czyli pozbył się z Ligi Mistrzów dwa zespoły, w barwach których grają nasi napastnicy.

 

Kazimierz Mochlinski
Jakub Kubielas

 

Na zdjęciu: Z delikatnymi akcentami innej barwy, ale jednak na biało. Tak gra Tottenham w europejskich pucharach.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ