Odpowiednie tory

Raków czeka wyjazdowy pojedynek w Radomiu. Częstochowianie szybko zapomnieli o porażce z Legią.


Między jednym, a drugim spotkaniem podopieczni Marka Papszuna zdołali wygrać z Górnikiem Łęczna i awansować do finału Pucharu Polski. Zwycięstwo nad zespołem prowadzonym przez Ireneusza Mamrota nie było okazałe pod względem osiągów strzeleckich. Trzeba jednak zaznaczyć, że częstochowianie na tle pierwszoligowca zaprezentowali się zdecydowanie lepiej, niż kilka dni wcześniej w Warszawie. Jedyne, czego zabrakło, to skuteczności pod bramką rywala.

Utrzymać przewagę

Raków mógł spokojnie w Łęcznej już w pierwszej połowie zdobyć dwie, jak nie więcej bramek i w drugiej połowie odpoczywać. Częstochowianie w akcjach ofensywnych dominowali, a w defensywie przewyższali Górnika i nie dopuszczali go do własnej bramki. Pech chciał, że nic nie potrafiło wpaść do siatki, którą strzegł Maciej Gostomski. Ostatecznie bramkarz Górnika poległ w nierównej walce, a Raków po raz trzeci z rzędu zapewnił sobie awans do finału Pucharu Polski. Częstochowianie są więc w dość komfortowej sytuacji.

Do finałowego spotkania pozostał niecały miesiąc. Częstochowianie w tym czasie rozegrają jeszcze trzy mecze (rywalizacja z Lechią Gdańsk, zaplanowana na 28 kwietnia, zapewne zostanie przełożona, gdyż częstochowianie mieliby zaledwie cztery dni na regenerację sił, jak również podróż do Warszawy). Tak więc do zakończenia sezonu pozostanie Rakowowi rozegranie pięciu ligowych spotkań. Kalendarz jest całkiem przyjemny dla częstochowian. Wśród najbliższych rywali w ekstraklasie wśród mocniejszych, a co z a tym idzie cięższych do pokonania zespołów jest jedynie Widzew (najbliższe domowe spotkanie) oraz rywalizacja z Lechem (zaplanowana na 13 maja).

Raków więc musi utrzymać sześciopunktową przewagę nad resztą stawki ligowej, choć tak naprawdę jedynym zespołem, który może jeszcze zagrozić częstochowianom jest Legia. Tak więc przewaga Rakowa w zasadzie wynosi nie sześć, a siedem „oczek”. W końcu w dwumeczu ligowym z „wojskowymi” lepsi byli częstochowianie (5:3 w bramkach na korzyść zespołu trenera Papszuna). Jedyne co pozostaje częstochowianom to utrzymać przewagę nad Legią. Najbliższa ku temu okazja nadarzy się w Poniedziałek Wielkanocny w Radomiu.

Siedem lat oczekiwań

Radomiak przyjmie Raków z nadzieją na zwycięstwo. Ta jednak nie jest wielka. Częstochowianie ostatni raz przegrali z Radomiakiem w marcu… 2016 roku. Tak więc aktualny szkoleniowiec wicemistrza Polski, gdy prowadził Raków, z radomianami jeszcze nie przegrał. W pięciu spotkaniach jego zespół wygrał trzy razy, a dwukrotnie podzielił się punktami z Radomiakiem.

Na domiar złego ostatnie spotkanie w Radomiu okazało się niezwykle pechowe dla gospodarzy. Raków je wygrał po bramce Giannisa Papanikolaou. Grek oddał fantastyczne uderzenie z dystansu jeszcze przed upływem pierwszej minuty rywalizacji. Tamten gol zapewnił częstochowianom komplet punktów, jednak ostatecznie nic nie dał w kontekście mistrzostwa. Gdyby sytuacja się powtórzyła, to zapewne Raków miałby z tego większą korzyść.


Na zdjęciu: Giannis Papanikolaou świetnie pamięta ostatnią wizytę Rakowa w Radomiu.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus