Odszedł mistrz wagi lekkiej

Jeśli określimy go jednym z najwybitniejszych w historii polskiej sztangi, to nie będzie przesady, bo Zbigniew Kaczmarek taki był.


Piszemy „był”, bo w poniedziałek późnym wieczorem nadeszła z Hanoweru wiadomość o jego śmierci. 21 lipca skończyłby 77 lat. Co prawda podjął walkę z chorobą, ale za późno. Nowotwór dał przerzuty i okazał się silniejszy od multimedalisty największych imprez, rekordzisty świata, 5-krotnego mistrza i 15-krotnego rekordzisty Polski.

Miał talent do sportu

Zbigniew Kaczmarek urodził się w Tarnowskich Górach, ale technikum górnicze ukończył w Siemianowicach Śląskich i właśnie barwy klubów z tych miast reprezentował. Talent do sportu przejawiał od dziecka, a ciężary zaczął trenować w tarnogórskim LZS-ie, z którego przeniósł się do Górnika Siemianowice. Przy wzroście 164 cm ważył 65-67 kg, więc idealnie pasował do wagi lekkiej; do tego miał proporcjonalną sylwetkę.

Szybko robił postępy, dołączając do starszych i już utytułowanych reprezentantów, Mariana Zielińskiego oraz Waldemara Baszanowskiego. Dzięki nim ta kategoria na długie lata stała się polską specjalnością. Zresztą – co podkreślał – „Baszan” był jego idolem, więc trenując u jego boku spełniał marzenia. Podpatrywał go i w wielu elementach starał się naśladować.

Pod koniec lat 60. Kaczmarek był już czołowym sztangistą kategorii lekkiej (67,5 kg), choć zdarzyło mu się też startować w średniej (75 kg). Po złotym medalu mistrzostw Polski w 1970 roku, a mistrzem kraju został jeszcze 4 razy (1972, 1973, 1975, 1977), wywalczył premierowe złoto mistrzostw świata, uzyskując 440 kg (140+132,5+167,5); wtedy na wynik składały się wyciskanie, rwanie i podrzut.

Występy na igrzyskach

Rok później powtórzył ten rezultat (!), a przy okazji pokonał swego idola, Baszanowskiego. Do 2 złotych medali MŚ dołożył 3 srebrne (1974, 1975, 1978) i 3 brązowe (1969, 1972, 1977). Dwukrotnie (1975, 1976) był najlepszy na Starym Kontynencie, wicemistrzem Europy został 4 razy (1971, 1972, 1974, 1977), a po brązowy krążek również sięgnął 4-krotnie (1969, 1970, 1973, 1978).

Osobny rozdział stanowią Jego występy na igrzyskach. W 1972 roku w Monachium wywalczył brązowy medal, ale zapowiedział, że za 4 lata zdobędzie złoto i dopiął swego. Na trzy miesiące przed zawodami w Montrealu, na ME w Berlinie, ustanowił rekord świata w rwaniu – 139,5 kg, akcentując wysoką dyspozycję. Potwierdził ją na igrzyskach, a 307,5 kg (135+172,5) uzyskane w dniu 30. urodzin pozwoliło mu stanąć na najwyższym stopniu olimpijskiego podium.

W kraju był bohaterem, w Siemianowicach Śląskich noszono go na rękach. Jednak po kwartale obradujący w Barcelonie Komitet Wykonawczy MKOl wymazał rezultaty czterech sztangistów. Nakazano im zwrócić krążki, gdyż naruszyli regulamin dyscyplinarny. Wśród nich był Zbigniew Kaczmarek, który mocno przeżył tę sytuację i został pozostawiony sam sobie.

Walczył o dobre imię

– Nie było pomocy związku, PKOl-u, 1. sekretarza, choć wcześniej chcieli się ogrzać moim sukcesem. Poza tym nigdzie nie można znaleźć potwierdzenia, co posłużyło do podjęcia takiej decyzji – mówił Zbigniew Kaczmarek przed laty na naszych łamach. Odebranie medalu oraz tytułu były dla Niego jedyną karą, więc mógł startować. Siła charakteru pomogła mu walczyć o odzyskanie imienia i rok później na MŚ w Stuttgarcie był trzeci.

Rok po igrzyskach w Moskwie (6. miejsce) Kaczmarek wyemigrował do Niemiec. Mając już dość wytykania palcami przez określających go mianem dopingowicza zatrudnił się jako laborant w Wolfsburgu, a później specjalista maszyn komputerowych w Kassel. Dopiero po dekadzie odwiedzał Polskę, ale spotykał się tylko z tymi, którzy przed laty się od niego nie odwrócili. Przykładem był starszy kolega z reprezentacji, Zygmunt Smalcerz. Mistrz olimpijski z Monachium próbował zdjąć z Kaczmarka klątwę banity. Nic nie wskórał, ale niemal do końca Jego dni pozostawał z Nim w kontakcie..

Odejście Zbigniewa Kaczmarka zamknęło kolejny rozdział polskich ciężarów.


Na zdjęciu: Zbigniew Kaczmarek zawsze dawał z siebie wszystko; tu bije rekord świata w rwaniu.

Fot. archiwum PZPC


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.