Odwrócone koło historii

Po diagnozie, jaką tuż po urazie barku, którego doznał 4 czerwca Kamil Glik, wydał lekarz naszej kadry, Jacek Jaroszewski, Marcin Kamiński mógł czuć się uczestnikiem mundialu. 10 dni temu nie było bowiem praktycznie żadnych szans aby piłkarz Monaco pojechał na turniej do Rosji. Wczoraj jednak to on, a nie defensor VfB Stuttgart znalazł się w samolocie, który odleciał z reprezentacją Polski do Soczi. Już nie po raz pierwszy losy obu naszych obrońców przed udziałem „biało-czerwonych” w wielkim turnieju się splątały. Sześć lat temu w ostatecznej kadrze na Euro 2012 znalazł się Kamiński. Kosztem Glika. Tak postanowił ówczesny selekcjoner naszej reprezentacji, Franciszek Smuda.

Gubił się w zeznaniach

Decyzję podjął po dwóch sparingach w Austrii, w których Kamil Glik… nie zagrał nawet minuty. Później Smuda wspominał coś o kontuzji kolana, a piłkarz odpowiadał, że było to zwykłe stłuczenie i na zgrupowaniu trenował normalnie. Selekcjoner podkreślał, że zawodnik nie miał okazji się pokazać. Zapomniał jakby, że Glik wywalczył z Torino awans do Serie A, będąc wiosną podstawowym piłkarzem. A Kamiński miał za sobą dopiero pierwszy prawdziwy seniorski sezon w barwach Lecha Poznań, zatem różnica doświadczenia była kolosalna. – Uważam, że lepiej jest zabrać młodego Kamińskiego, który przeżyje z nami Euro i pomoże mu to w dalszej karierze – te słowa Smudy padły w kontekście nie zabrania na turniej innego z zawodników, czyli Tomasza Jodłowca. Widać zatem, że „Franz” – nie po raz pierwszy zresztą – pogubił się w zeznaniach i sam nie potrafił wybrnąć z trudnej sytuacji.

Ktoś wypaść musiał

Niezbyt fortunny był też sposób przekazania Jodłowcowi i Glikowi informacji o tym, że nie znajdą się w kadrze na Euro 2012. Zawodnicy stali w recepcji, przy hotelowym barku. Trener zawołał ich do siebie i zakomunikował, że nie będzie ich na turnieju. – Nie podał żadnych argumentów. Z prostej przyczyny – po prostu ich nie miał – mówił kilka dni po wspomnianej „rozmowie”, Kamil Glik, w jednym z wywiadów. Smuda powiedział jedynie tyle, że Jodłowiec, Glik, a także Michał Kucharczyk wypadają z kadry, bo ktoś musiał wypaść. To wszystko.

Teraz sytuacja była inna. Nie znamy szczegółów rozmowy Adama Nawałki z Marcinem Kamińskim. Nie wiemy nawet, czy taka rozmowa miała miejsce. Wiemy jedynie, że trener wsiadł do autokaru i powiedział do zespołu, że „Kamil jedzie z nami”. Czy Kamiński czuje dziś to samo, co sześć lat temu czuł Glik? Pewnie też jest rozczarowany, ale nie może być żadnych wątpliwości, że „przegrał” z jednym z najważniejszych ludzi polskiej piłki ostatnich lat.