Ofensywne zahamowanie

I Lech, i Pogoń należą do drużyn, które strzałów w ekstraklasie oddają całkiem sporo. W środę tych uderzeń było jednak za mało, a te oddane nie przynosiły efektu.


Po obu tych drużynach można było spodziewać się ofensywnej gry. Szczególnie kibice Lecha liczyli na wiele, bo po trzech pewnych zwycięstwach z rzędu – najlepszej serii drużyny w tym sezonie – poznaniacy wskoczyli na podium. Trener Dariusz Żuraw nie mógł jednak skorzystać z pauzującego za kartki Jakuba Modera, którego miejsce w środku pola zajął Karlo Muhar. Do pierwszego składu po długiej kontuzji wrócił także Robert Gumny.

Wielka szansa Steca

W pierwszej połowie wielu okazji nie oglądaliśmy. Gospodarze częściej byli przy piłce i spokojnie rozgrywali ataki pozycyjne, próbując raz na jakiś czas rozerwać szyki Pogoni bezpośrednim podaniem. Szczecinianie byli jednak zwarci w obronie i to właśnie oni wypracowali sobie trzy okazje strzeleckie po płynnych atakach z lewej strony. Problemy z tempem akcji rywali miał Gumny, a do strzałów z okolic narożnika „szesnastki” doszli Sebastian Kowalczyk i Hubert Matynia.

Najlepszą okazję miał jednak w 26. minucie David Stec, który stojąc pięć metrów od bramki Lecha otrzymał podanie od Kowalczyka i choć powinien trafić do siatki, pomylił się nieznacznie. Mickey van der Hart mógł odetchnąć z ulgą, tym bardziej że chwilę wcześniej pokazał swoją niepewność, gdy piłka wyślizgnęła mu się z rąk. Jego koledzy z pola natomiast nie potrafili wykreować dogodnych okazji, a ich podaniom w pole karne brakowało nieco precyzji, ewentualnie były one blokowane.

Lech zaatakował

Po przerwie sytuacja kształtowała się całkiem podobnie. Podbramkowych okazji nadal było mało, a jeśli ktoś już stwarzał coś ciekawego, była to Pogoń. Obaj trenerzy starali się jednak reagować, dlatego do 60 minuty po obu stronach obejrzeliśmy dwie zmiany.

W 67. minucie swój głos w końcu dał Lech, z tym że strzał Filipa Marchwińskiego – po niezłej akcji – został zablokowany. „Portowcy” wiedzieli, że muszą się martwić, ponieważ zbliżał się ostatni kwadrans, w którym poznaniacy – przed tym meczem – strzelili aż 14 ze swoich 57 goli.

W 71. minucie bardzo dobrą okazję miał Tymoteusz Puchacz, który po złamaniu akcji do środka strzelił minimalnie obok słupka. Ponad 10 minut później w pole karne wbiegł z kolei Wołodymyr Kostewycz, lecz jego uderzenie obronił Dante Stipica. Poznaniacy w końcówce faktycznie zaatakowali, ale ich próby nie przynosiły żadnych efektów. Pogoń wyglądała na zadowoloną z remisu, zaś Lech mógł być lekko rozczarowany swoją postawą.


Lech Poznań – Pogoń Szczecin 0:0

LECH: van der Hart – Gumny, Szatka, Crnomarković, Kostewycz – Muhar (57. Kamiński), Tiba – Ramirez (85. Żamaletdinow), Marchwiński, Jóźwiak (60. Puchacz) – Gytkjaer. Trener Dariusz ŻURAW. Rezerwowi: Mleczko, Dejewski, Letniowski, Skrzypczak, Skóraś, Butko.

POGOŃ: Stipica – Bartkowski, Triantafyllopoulos, Zech, Matynia – Stec, Podstawski, Dąbrowski (59. Drygas), Kowalczyk – Żurawski (53. Listkowski) – Frączczak (72. Cibicki niesklas.). Trener Kosta RUNJAIĆ. Rezerwowi: Bursztyn, Malec, Nunes, Smoliński, Turki, Manias.

Sędziował – Wojciech Myć (Lublin). Widzów 5113. Żółte kartki: Crnomarković (38. faul), Gytkjaer (48. faul), Gumny (89. faul) – Frączczak (41. faul), Kowalczyk (73. faul)
Piłkarz meczu – Sebastian KOWALCZYK

Fot. Paweł Jaskólka/PressFocus