Oj, brakowało „Blaszoka”!

Czuję, że wróciłem do świata żywych. Byłem tak zmęczony, jak lubię być – uśmiecha się Rafał Górak, szkoleniowiec GKS-u Katowice, po bardzo udanym wznowieniu II-ligowych rozgrywek, a przed niedzielnym wyjazdem do Częstochowy na boisko, które przypomina mu… asfalt.

To był udany powrót GieKSy do II-ligowych rozgrywek. W środowy wieczór pokonała Górnika Łęczna i zmieniła go na pozycji wicelidera tabeli. – Wszyscy byliśmy pełni obaw i zastanawialiśmy się, co będzie się kryło za licznymi znakami zapytania.

Życzyłbym sobie, by w każdej premierze drużyna prezentowała się tak, jak w pierwszej połowie, za którą zasłużyła na „bardzo dobry”. Druga była już słabsza, ale czwórkę mogę chłopakom przyznać – uśmiecha się Rafał Górak, trener katowiczan.

19 procent mniej

Humory mogły dopisywać im tym bardziej, że w dodatku punkty pogubiły pozostałe zespoły z szerokiej czołówki: Widzew, Resovia czy Olimpia. – To bardzo cenne, ale zostało nam jeszcze 11 kolejek. Do zdobycia została ogromna liczba „oczek”, a tabela jest wyrównana i powiedziałem już, że do końca sezonu zasadniczego będzie płynna.

Zdania nie zmieniam. Wiele jeszcze będzie się działo, dlatego niech każdy dba o siebie – mówi szkoleniowiec GieKSy, która uratowała w środę honor gospodarzy. Wygrała jako jedyna, w pozostałych ośmiu spotkaniach goście co najmniej remisowali.

– Trudno na razie być w osądach zero-jedynkowym. Zobaczymy, jak dla gospodarzy potoczą się następne kolejki. Czytałem już wstępne wyliczenia, że atut własnego boiska bez publiki nie znaczy tak wiele; że gospodarze wygrywają o 19-20 procent rzadziej. Z pewnością i nam grało się trochę inaczej.

Gdy w końcówce zdobyliśmy bramkę na 2:1, to… trochę „Blaszoka” mi zabrakło. Drużyna miała spętane nogi, wyglądaliśmy w tym okresie słabiej, kibiców naprawdę brakowało. Oni są solą meczów, dlatego cieszymy się, że niedługo przynajmniej w części będą mogli wrócić na stadiony – podkreśla Górak.

Przed drugą do snu

Z kibicami czy bez, ligowe mecze zawsze mają swoją temperaturę. – Adrenalina była dokładnie taka, jak w meczach mistrzowskich. Czułem bardzo mocno, że to nie są przelewki; że gramy przeciw bardzo dobremu zespołowi o wysoką stawkę. Stęskniłem się za tym bardzo. Czuję, że wróciłem do świata żywych.

Byłem tak zmęczony, jak lubię być. Mecz to wydatek energetyczny dla piłkarzy, ale proszę mi wierzyć, że również dla trenerów – nie kryje szkoleniowiec GKS-u i uśmiecha się, że położył się przed drugą, przygotowując z pozostałymi członkami sztabu odprawę, by już w czwartek zamknąć temat konfrontacji z Łęczną i kierować już myśli ku niedzieli.

Tego dnia katowiczanie zmierzą się na wyjeździe ze Skrą Częstochowa. Skalę trudności, ale i atrakcyjności mocno podbiło sensacyjne zwycięstwo częstochowian na stadionie Widzewa.

– Obejrzałem już sobie ten mecz. Jestem pod wrażeniem organizacji gry defensywnej Skry. Widać, jak dobrze poukładana to drużyna. Trudne zadanie przed nami, bo jest wiele zmiennych, które mogą wywrócić rzeczywistość do góry nogami. To choćby kwestia boiska. Nie zaryzykuję wystawienia kilku rekonwalescentów do gry na sztucznym boisku – zaznacza Rafał Górak.

Rekonwalescenci bez ryzyka

Tradycyjnie zatem, przed wyjazdem na stadion Skry wraca temat syntetycznej murawy. – Gdyby to jeszcze była sztuczna nawierzchnia o bardzo wysokim standardzie – żaden problem. Ale to boisko bardziej przypomina asfalt! Zawsze jestem bardzo na „nie” w stosunku do jego jakości. Bardzo miernej.

Gdybym chciał potrenować przed tym meczem na sztucznej murawie, to miałbym problem, by znaleźć w Katowicach tak słabe boisko. Dlatego trenować będziemy na naturalnej murawie. Absolutnie nie chcę uderzać w Skrę, nie taki jest mój zamiar, ale jedynie stwierdzam fakt i chyba mam do tego prawo. Przed nami mecz na boisku, które najnormalniej w świecie jest niebezpieczne – mocno akcentuje szkoleniowiec wicelidera II ligi.


Czytaj jeszcze: GieKSa wiceliderem, honor gospodarzy uratowany! A gdyby nie Kalinkowski…


Wczoraj katowiczanie odbyli zajęcia regeneracyjne, choć ci, którzy nie grali w środę przeciw Łęcznej, zaliczyli jednostkę o normalnej intensywności. Wciąż niekrótka jest lista nieobecnych. Ci najbliżsi powrotu to Radek Dejmek, Marcin Urynowicz, Łukasz Wroński czy Danian Pavlas, który jesienią był zawodnikiem… Skry, do Katowic trafił w końcówce zimowego okna transferowego i nie zdołał jeszcze zadebiutować.

– Urynowicz zacznie z nami kolejny mikrocykl. Wroński i Dejmek trenują już normalnie, ale nie zaryzykuję ich występu na boisku w Częstochowie. Podejrzewam, że tak samo uczynię z Pavlasem – informuje Górak.



Na zdjęciu: Kibice GieKSy mają nadzieję, że rywale będą oglądać plecy ich ulubieńców już do końca sezonu.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus