Okiem eksperta. Anemia w ataku

Rozmowa z Dariuszem Pawlusińskim, byłym piłkarzem min. Groclinu/Dyskobolii, Cracovii, Termaliki Nieciecza, Rakowa Częstochowa.


Z ręką na sercu, jaki wynik typował pan w meczu biało-czerwonych z Meksykiem przed pierwszym gwizdkiem sędziego?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Jestem patriotą, więc postawiłem na zwycięstwo Polski 1:0. Niewiele brakowało, bym trafił.

Obecność któregoś z piłkarzy w podstawowej jedenastce była dla pana zaskoczeniem?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Tak, nie spodziewałem się, że od pierwszej minuty zagra Jakub Kamiński. Przewidywałem, że w podstawowej jedenastce znajdzie się Przemysław Frankowski. I była taka sytuacja w I połowie, gdy Robert Lewandowski zagrywał na skrzydło do Kamińskiego, lecz ten nie dobiegł o piłki. Frankowskiemu chyba by się udało, bo jest zdecydowanie szybszy od byłego zawodnika Lecha Poznań.

Nie miał pan wątpliwości w przypadku Grzegorza Krychowiaka, czy to słuszny wybór selekcjonera? Ja przyznam szczerze, że chętniej w wyjściowym składzie widziałbym Krystiana Bielika.

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Będę obstawał przy Krychowiaku, w tym względzie nie miałem żadnych wątpliwości. Wprawdzie „Krycha” ostatnio nie grał, ale trenował solidnie, więc jego obecność na boisku nie raziła mnie.

W porządku, ale trener Birmingham City John Eustace stwierdził: „Moim zdaniem Krystian jest najlepszym pomocnikiem w lidze i mamy wielkie szczęście, że gra dla nas. To wyjątkowy zawodnik”. Opinia klubowego szkoleniowca nie jest przekonującym argumentem?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Po pierwsze – Bielik jest po dwóch ciężkich kontuzjach. Po drugie – Birmingham to nie są piłkarskie Himalaje, więc nie przesadzajmy. Natomiast wracając do meczu z Meksykiem – brakowało mi na boisku człowieka do rozbijania akcji zaczepnych przeciwnika. Idealny byłby – moim zdaniem – Jacek Góralski, ale jego z powodu kontuzji nie ma w kadrze.

Gra czwórką obrońców była dobrą decyzją Czesława Michniewicza?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Różnie można na to spojrzeć. Jeżeli zależy nam na tym, by nie przegrać meczu, to taką decyzję można zaakceptować. Ale jeżeli spotkanie chce się wygrać, to powinien być układ z trzema środkowymi obrońcami i dwoma wahadłowymi.

Dariusz Pawlusiński. Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus

Nasze ustawienie sugerowało, że wyszliśmy na boisko, by nie przegrać tego meczu, a nie wygrać go. Czterech obrońców, na szpicy osamotniony Robert Lewandowski… Podziela pan mój pogląd?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Podzielam pańską opinię. Rzeczywiście chodzi nie tylko o defensywę, ale również o argumenty w grze ofensywnej. Robert Lewandowski nie jest typem napastnika, który w polu karnym ogra 3-4 rywali i wjedzie z piłką do bramki. Przy tej okazji zastanawiam się i nie potrafię znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie, dlaczego nasi piłkarze grający w czołowych klubach europejskich (Barcelona, Napoli, Juventus) grają słabo, a w najlepszym wypadku bardzo przeciętnie w reprezentacji Polski,

Nasza gra ofensywna z Meksykiem, to anemia do kwadratu. Dość powiedzieć, że w I połowie nie oddaliśmy żadnego celnego strzału na bramkę przeciwnika, nie mówiąc już o stworzeniu sobie groźnej sytuacji. Po przerwie oprócz karnego mieliśmy jedną groźną akcję. Może to pan sensownie wytłumaczyć?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Od jakiegoś czasu mecze naszej reprezentacji na wielkich imprezach sprowadzają się do trzech słów – przyjechali, zagrali, wyjechali. Może w końcu trzeba uwierzyć tę reprezentację, może piłkarze w końcu powinni uwierzyć w siebie. Przecież to są najlepsi nasi piłkarze, lepszych w Polsce nie ma. Oni nie grają ze względu na nazwisko, ani wcześniejsze zasługi. To od dawna daje mi do myślenia, lecz nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Po prostu nie wiem, gdzie tkwi błąd.

Kiedy Czesław Michniewicz zrozumie, że na imprezie rangi mistrzostw świata jednym napastnikiem meczu się nie wygra? Żal było patrzeć na Roberta Lewandowskiego, jak miota się po boisku.

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – W I połowie Lewandowski centrował w pole karne rywali z lewego skrzydła. Pomijając fakt, że nie było to udane zagranie, ale na litość boską to nie jest robota „Lewego”. To napastnik, który ma czaić się w polu karnym przeciwnika, a piłkę powinni dostarczać mu inni. On musi taką akcję wykończyć i tyle. O naszej „impotencji” w ataku świadczyły kontrataki, przeprowadzana dwoma-trzema zawodnikami. Pytam się: gdzie była w tym czasie reszta? W przeciwieństwie do nas Meksykanie atakowali większą liczbą zawodników i zawsze wrócili na czas, zamykając boczne sektory boiska.

Rzut karny zmarnowany przez „Lewego” może nam się odbić czkawką?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Oby nie. Gdyby go wykorzystał, bylibyśmy w komfortowej sytuacji przed następnymi meczami, wyjście z grupy byłoby na wyciągnięcie ręki. Teraz musimy stanąć na rzęsach, by wygrać z Arabią Saudyjską. Ubolewam, że w środku pola brakuje nam kreatywnego zawodnika. To był błąd, że nie pojechał do Kataru Mateusz Klich.

Dla mnie mecz z Meksykiem był dla amatorów kwaśnych owoców. A jak pan go odebrał?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Mnie rozbolały zęby, oczy i wszystko, co tylko możliwe. Mam nadzieję, że w następnym meczu biało-czerwoni nie zaserwują nam takich tortur.


Na zdjęciu: Robert Lewandowski w pojedynkę nie był w stanie sforsować meksykańskiego muru.

Fot. Grzegorz Wajda