„Okręgówka” to nie takie lelum-polelum

Rozmowa z Danielem Paszkiem, pomocnikiem AKS-u Mikołów, lidera IV grupy Zina klasy okręgowej.


Walka o awans w katowicko-sosnowieckiej „okręgówce” między AKS-em Mikołów, Spartą Katowice i rezerwami sosnowieckiego Zagłębia to coś, co wzbudza w tym sezonie emocje wśród lokalnej społeczności piłkarskiej. Wygrywając w „majówkę” ze Spartą 3:1, ustawiliście się w tym wyścigu na pole position…

Daniel PASZEK: – To był mecz za „6 punktów”. Znamy swoją wartość, jesteśmy dobrze przygotowani. Zawsze powtarzam chłopakom w szatni: mam wrażenie, że z dołem gra nam się trudniej. Tam jest dużo murowania, wszyscy stoją z tyłu, a Sparta musiała się przed nami otworzyć. Było nam łatwiej niż z Grunwaldem czy innymi drużynami z niższych pozycji. Zwycięstwo cieszy, jesteśmy naładowani, teraz czekamy na kolejny mecz na szczycie – z rezerwami Zagłębia.

Moim zdaniem w sobotę czeka nas o wiele cięższe zadanie niż to, które było we wtorek. Sam fakt, że w Sosnowcu chłopaki trenują 5 razy w tygodniu, są młodzi, wybiegani… Nie oszukujmy się – w Sparcie większość zawodników ma już swoje lata. Nie są nie wiadomo jak wiekowi, ale też nie są młodzieniaszkami. Przygotowanie fizyczne w Zagłębiu na pewno będzie na wyższym poziomie, dlatego będzie trudniej.

Nikogo jeszcze z czołówki nie można przekreślać. Nad Spartą mamy 6 punktów, to raptem 2 mecze, a zostało 10 kolejek. Nad Zagłębiem – 3. To żadna zaliczka. Teraz przed nami kluczowe spotkanie, którego nie wolno nam przegrać. W innym razie trzeba będzie wszystko wygrywać już do końca sezonu. Walka będzie trwać do ostatniej kolejki.

Ile zdobył pan już bramek w tym sezonie?

Daniel PASZEK: – Bodajże 19. Nie ukrywam, że chciałbym grać wyżej, ale zaplecze, plan, wizja klubu – to przekonało mnie w Mikołowie. Prezesem AKS-u jest Michał Żyłka, mój dobry kolega. Chciałem pomóc, jednocześnie jestem blisko domu, bo raptem 4 kilometry. Trenuję na dobrych boiskach, finansowo nie jest źle, mogę się skupić na piłce. Zimą pojawiały się różne tematy, zapytania.

Byłem bliski odejścia i gdyby nie prezes Żyłka, pewnie by mnie tu już nie było. Usiedliśmy jednak z żoną i uznaliśmy, że trzeba zostać, dokończyć robotę i po sezonie zobaczyć, co dalej. Być może gdzieś ruszę, bo zdrowie i chęci są, ale najważniejszy jest teraz dla mnie awans do IV ligi z Mikołowem.

Długo trawił pan fakt, że po awansie do II ligi nie przedłużył pan kontraktu w Ruchu Chorzów?

Daniel PASZEK: – Delikatna zadra została, ale taka była decyzja włodarzy. Nie powiem niczego złego na klub, te dwa lata będę wspominał bardzo dobrze. Teraz nadal staram się chodzić na mecze, żałując, że nie mogę pomóc chłopakom. Wiem, że jako zadaniowiec, wchodząc na końcowe fragmenty spotkań, 15-20 minut, bym się sprawdził. Nie uważam się za zawodnika słabszego od wielu tych, którzy obecnie są w kadrze. Mogę ich tylko wspierać z trybun, bo czy jestem w zespole, czy mnie nie ma, zawsze będę za Ruchem. Byłem na wyjeździe w Lublinie, chciałem się wybrać do Rzeszowa, ale miałem swój mecz w Mikołowie.

W niedzielę ze Zniczem było 0:0, męczarnia, ale staram się rozumieć chłopaków. Trochę tlenu brakuje, mieli w ostatnim czasie swoje problemy, kilku z nich było chorych, a to robi swoje. Przed sezonem mówiłem, że o awans bezpośredni będzie ciężko, skoro Stal była pewniakiem, w którym wszystko hula jak powinno, a w kolejce stały jeszcze Chojniczanka i Motor. Będę szczęśliwy, jeśli przyjdzie nam świętować awans po barażach. Chciałbym doczekać się stadionu i ekstraklasy.

Na wypożyczenie z Chorzowa do Mikołowa trafił pomocnik Jakub Nowak, który był już ważną postacią „Niebieskich”, ale wyhamowały go kontuzje. Jak się spisuje?

Daniel PASZEK: – Dobrze. Wiadomo, że wraca do rytmu meczowego, miał pewne problemy. Zdobył kilka bramek i chcę mu pomóc, by wrócił na Cichą z liczbami. W szatni śmieję się, że gram teraz jak w Rozwoju – tylko podaję, a już nie strzelam. Ale to mało istotne, ważne, by AKS wygrywał. A Kubie życzę powrotu do Ruchu, jeszcze będzie tam potrzebny.

Wspomniał pan o Rozwoju, również miejscu panu bliskim…

Daniel PASZEK: – Zawsze mówię, że mam dwa kluby na „R” – Ruch i Rozwój. Zerkam, zerkam na chłopaków, widzę wyczyny Patryka Gembickiego, który w trzech meczach strzelił 11 goli i walczy o króla strzelców. Chłopaki rozwijają się, mają dobrych trenerów Wróbla i Bosowskiego. Widać, że robota jest wykonywana na poziomie.

Do gry wchodzą coraz młodsi, a tyły trzymają Bartek Golik i Piotrek Barwiński. Nie znam szczegółowych planów, ale chciałbym, by już na nowym obiekcie przy Asnyka zaatakowali III ligę. Życzę im jak najlepiej, przeżyłem tam super chwile, zawsze miło wraca się między tych ludzi. Fajne byłyby w przyszłym sezonie derby między Rozwojem i Mikołowem, ale czy do nich dojdzie, przekonamy się w czerwcu.

Jak w ogóle gra się panu w „okręgówce”, po latach spędzonych na wyższych szczeblach?

Daniel PASZEK: – Schodząc tu wiedziałem, że nie będzie to lelum-polelum i co kolejkę będę strzelał po 3 albo 5 goli. Gdyby ktoś tak pomyślał, to byłby to krok w bardzo złą stronę. Mamy świetne boisko, ale na wyjazdach bywają męczarnie. Jest więcej chamstwa, mniej kultury gry. Są drużyny odstające, ale i takie jak Sparta, Zagłębie czy Cyklon Rogoźnik, fajnie jak na ten poziom poukładane, z zawodnikami z przeszłością. Na Twitterze miałem kiedyś taką dyskusję – ktoś pisał, że co to za sztuka, zdobyć 15 bramek w „okręgówce”. Odpowiedziałem zaproszeniem. Nigdy nie jest za późno, żeby się przekonać, czy rzeczywiście jest tak łatwo.



Na zdjęciu: Daniel Paszek mimo odejścia do dziś pojawia się na meczach Ruchu, tyle że już jako kibic.
Fot. Rafał Rusek/PressFocus