Oni byli pierwsi

Przed starciem w Bolonii warto przypomnieć dwie postacie, które w swoisty sposób łączą Polskę i Włochy. Zachowując odpowiednie proporcje można powiedzieć i napisać, że jeśli słynna królowa Bona w sposób polityczny powiązał Italię z Rzeczpospolitą w XVI wieku, to dwie zapomniane postacie, jakimi są futboliści Słonecki z Bonazzą, połączyli piłkarskie losy obu krajów. Na to, że tak się stało duży wpływ miała również, jak w przypadku żony Zygmunta Starego Bony Sforzy, wielka polityka.

Zdezerterował z armii

– Słonecki? Wiadomo, wielka postać Pogoni Lwów. Mówiło się Pogoń, a myślało Słonecki czy Matyas. Świetny piłkarz, jedna z legend klubu – przypomina 98-letni dziś Stefan Żywotko, jak Słonecki urodzony we Lwowie, który dobrze znał Włocha Bonazzę.

Urodzony 11 sierpnia 1899 roku Słonecki, swoją przygodę z wielką piłką rozpoczął w roku, kiedy wybucha „Wielka Wojna” nazwana później I wojną światową. Uganiając się za szmacianką uczył się od legendarnych braci Kucharów, założycieli słynnego i utytułowanego klubu z Kresów. Błyskotliwy skrzydłowy, świetny technik, szybko zwrócił na siebie uwagę sympatyków piłki nożnej. Andrzej Gowarzewski, katowicki wydawca, w swoim znakomitym opracowaniu „Mistrzostwa Polski. Ludzie, fakty 1918-1939”, tak pisze w biogramie poświęconym jego osobie. „Sam Słonecki, jako żołnierz austriacki w czasie pierwszej wojny światowej, zdezerterował z armii i przeszedł na stronę włoską, występując w 1918 roku w kilku meczach słynnego Torino Calcio!”.

Był więc pierwszym graczem z polskich ziem w słynnym klubie. Wszystko prawie sto lat wcześniej, nim pojawił się tam Kamil Glik, późniejszy kapitan „Granaty”, jedna z legend Torino w ostatnich latach.

Vittorio Pozzo i Edera Triest

Słonecki w czasie gry w klubie z Piemontu musiał się więc zetknąć z jedną legend światowej piłki jaką jest Vittorio Pozzo. Ten urodzony 2 marca 1886 roku w Turynie wspaniały trener, który w latach 30. ubiegłego wieku dwa razy doprowadził do tytułu mistrza świata Italię (1934 i 1938), w latach 1912-22 był „direttore tecnico” czyli trenerem Torino, wtedy czołowego klubu na Półwyspie Apenińskim.

Józef „Józku” Słonecki to legenda Pogoni Lwów i Polonii Bytom. Fot. Wikipedia.pl

Słonecki grał nie tylko w Torino, ale też w innym włoskim klubie. Jesienią 1925 roku, za namową austriackiego trenera Karla Fischera, który raz za razem doprowadzał do mistrzostwa Polski Pogoń Lwów w pierwszej połowie lat 20., z katowiczaninem, świetnym bramkarzem Emilem Goerlitzem, tak jak Słonecki też kilkukrotnym reprezentantem Polski, wyjechali grać do Edery Triest, gdzie Fischer został szkoleniowcem. „Uważa się to za precedensowy przypadek profesjonalnej gry polskich futbolistów za granicami” – pisze Andrzej Gowarzewski. Jak dodaje w swojej publikacji znakomity katowicki historyk futbolu, po niespełna rocznym pobycie obaj piłkarze wrócili do kraju, odzyskali status amatorski i w domu kontynuowali swoje kariery . Goerlizt w „swoim” 1.FC Katowice, a Słonecki wrócił do Lwowa, gdzie dalej błyszczał w Pogoni, w której grał do 1929 roku. – Był bożyszczem kibiców. Pogoń to był klub miejski. Czarni Lwów, którym ja kibicowałem i gdzie później jako zawodnik trochę trenowałem, to był klub inteligencji. Ta wzajemna rywalizacja napędzała jednych i drugich – opowiada Stefan Żywotko.

Ze Lwowa do Bytomia

Po wojnie, jak wielu Lwowiaków, Słonecki znalazł się w Bytomiu. Na dobre i złe związał się z Polonią. „Sport” pisał o nim: „Józku Słonecki odwiedzał podwórka na których za piłką uganiali się nieznani nikomu chłopcy. Przyglądał się maluchom, a kiedy w którymś odkrył prawdziwy talent powiada: chcesz grać w Polonii? W ten sposób wzbogacał co roku klubową kadrę o nowych piłkarzy. To jemu zawdzięczają wielką karierę byli i aktualni reprezentanci kraju, etatowi zawodnicy pierwszego zespołu bytomskiej Polonii, z którą związał swoje losy, swoje dole i niedole. Której pozostał wierny do ostatniego dnia pracowitego życia”. Kiedy zmarł na początku października 1970 roku, stosowny nekrolog w naszej gazecie zamieścił Polski Związek Piłki Nożnej. „Józku” Słonecki był przecież uczestnikiem przerwanego, z powodu wojny z bolszewikami, obozu kadry olimpijskiej latem 1920 roku. W reprezentacji zagrał w 6 spotkaniach, a z Pogonią mistrzostwo zdobywał trzykrotnie w latach 1922, 1923 i 1925.

Wywieziony do Auschwitz

Podobne były losy Włocha Bonazza. Jego też do innego kraju, w tym wypadku Polski, rzuciła wojenna zawierucha, tyle że ta druga. Przed wojną, urodzony 6 marca 1924 roku Bonazza, uczył się piłkarskiego abecadła w klubie Ambrosiana. Taką nazwą od 1929 roku posługiwał się mediolański Inter.

„W czasie wojny unikną tragicznego losu swojej rodziny, której członkowie zostali w 1944 roku wymordowani przez wojska niemieckie, a on został wywieziony do obozu Auschwitz. Po wyzwoleniu miał wrócić do Włoch, ale los chciał, że poznał panią Eleonorę, która została jego żoną. Całe swoje życie poświęcił piłce, była ona dla niego wszystkim – jak pisała o nim żona” – to jeszcze raz Andrzej Gowarzewski z opracowania „Mistrzostwa Polski. Ludzie, fakty 1945-1962”, wydawnictwo GiA.

Potrafił grać!

Bonazza znalazł się na Pomorzu Zachodnim, a więc jak wmawiała przez lata komunistyczna propaganda, na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Grał tam w lokalnych klubach, w Zdunach koło Krotoszyna, Baryczu Milicz, Piaście Choszczno, Gwardii Koszalin, żeby w 1950 roku trafić do drugoligowej wtedy Gwardii Szczecin.

Wspomina go mieszający w Szczecnie Stefan Żywotko, wtedy piłkarz i trener Gwardii. – Został wywieziony z Włoch na roboty do Niemiec. Zdaje się, że pracował w okolicach Pomorza Zachodniego i tak zaczął u nas grać. Najpierw w klubie z Choszczna, gdzie grał razem z Józefem Piątkiem. Potem obu ściągnęliśmy do Gwardii. Potrafił grać, był napastnikiem, a posługiwał się łamaną polszczyzną. Co się stało z nim potem, nie wiem – wspomina niecodziennego zawodnika sędziwy szkoleniowiec, który potem do ekstraklasy wprowadził Arkonię, Pogoń i Arkę, żeby następnie przez 14 lat z wielkimi sukcesami prowadzić algierski klub JS Kabylie.

Nekrolog zamieszczony w „Sporcie” po śmierci byłego reprezentanta Polski i piłkarza klubów z Italii.

Jeszcze inaczej „Kostka” Bonazzę wspomina autor monografii Arkonii Czesław Giergiel, wiceprezes Klubu Seniora przy Zachodniopomorskim Związku Piłki Nożnej i przewodniczący Komisji Odznaczeń w tamtejszym związku. Włoch miał zostać wywieziony na przymusowe roboty w okolice Wałcza. Grać nauczył się w swojej ojczyźnie, gdzie trenował i występował jako junior w jednym z drugoligowych klubów. Po wojnie ożenił się z Polką i kontynuował swoją piłkarską karierę nad Odrą, będąc czołowym strzelcem Gwardii Szczecin, jak od 1948 roku nazywał się klub z Lasku Arkońskiego, nad którym opiekę roztaczało złowrogie Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego.

Faszyzm i komunizm

Z Gwardią awansował do I ligi (ekstraklasa), żeby w 1951 roku rozegrać w niej 7 spotkań. W ligowej inauguracji, która miała miejsce 18 marca tamtego roku w Szczecinie (pierwszy mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej w mieście nad Odrą), był świadkiem, jak wcześniej u siebie we Włoszech, szeroko zakrojonej propagandy, w tym wypadku komunistycznej. „Kapitan drużyny Stefan Stefanik po defiladzie zawodników zapewnił w krótkiej przemowie, że sportowcy Gwardii oddadzą wszystkie swoje siły dla realizacji planu sześcioletniego, który zbuduje i wyniesie na wyżyny poziom polskiego” – pisze w książce „Futbol w cieniu komitetów. Piłka nożna a władza w województwie szczecińskim w latach 1945-1989” Ryszard Stefanik.

Został w Polsce

Po okresie gry w Gwardii Bonazza, pierwszy włoski piłkarz w naszej I lidze czy ekstraklasie, był piłkarzem, a później trenerem w Sparcie, a następnie Łużyce Lubań Śląski. Tam też zmarł 28 lutego 1980 roku. Kolejni włoscy zawodnicy pojawili się na polskich boiskach dopiero w XXI wieku. Byli to Massimiliano Iezzi w Polonii Warszawa i Stefano Napoleoni w Widzewie.

 

Na zdjęciu: Constante Bonazza (drugi z lewej) w barwach Gwardii Szczecin.