Orest Tkaczuk z Polonii Bytom: Znajomi robią koktajle mołotowa

Rozmowa z Orestem Tkaczukiem, ukraińskim napastnikiem III-ligowej Polonii Bytom.


Jak mijają panu ostatnie dni?

Orest TKACZUK: – Bardzo mocno to wszystko boli… Moja rodzina została w domu, w Łucku. W różnych ukraińskich miejscowościach mam mnóstwo znajomych, przyjaciół. Telefon dzwoni rano, wieczorem, nawet w nocy. Ludzi po prostu potrzebują pomocy. Dzięki Bogu, że przez kilka lat gry w Polsce zebrałem sporo kontaktów w kilku miastach i staram się to jakoś organizować. „Wiszę” na telefonie. Jesteście chętni, by pomagać, wspierać.

Kogo ma pan w Łucku?

Orest TKACZUK: – Babcię i tatę. Mama zmarła ponad pół roku temu, gdy grałem jeszcze w Olimpii Elbląg.


Myśleli, by uciekać?

Orest TKACZUK: – Tylko pierwszego dnia wojny działo się tak, że wszyscy chętni wyjeżdżali. Już pod jego koniec ustanowiono zasadę, że mężczyźni w wieku 18-60 lat powinni zostać. Babcia to już starsza osoba i powiedziała, że sama nie pójdzie. Tata za dwa miesiące skończy 56 lat. Jest w domu, bo punkt przyjęć do wojska na tyle się wypełnił, że mówią już tylko ochotnikom: „Wracajcie do siebie, zostawcie swój numer, gdy będzie potrzeba, to zadzwonimy”.

Sporo osób opuszcza swoje miasta i jedzie walczyć do najbardziej gorących punktów – tam, gdzie jest ogień. Część w miastach zostaje, tworzy ochronę. Na wypadek, gdyby poszła pierwsza fala ataku, to będą już na miejscu, mogąc powalczyć, dopóki nie zjadą się profesjonaliści. Jestem bardzo dumny ze swojego narodu, z postawy ludzi – przygotowania, zaangażowania, wzajemnego wspierania się. To jedna wielka rodzina. Wiedziałem, że mój kraj to ludzie, którzy walczą do końca. Teraz bardzo mocno można to odczuć.

Obawia się pan o Łuck?

Orest TKACZUK: – Na zachodzie Ukrainy ludzie pracują. W pierwszym dniu był atak samolotowy na punkt wojskowy – jak wiele innych w kraju – a teraz, dzięki Bogu, jest spokojnie, cicho. Ale Białoruś jest blisko, a widzimy, jak pomaga Rosji, dlatego sytuacja może się zmienić bardzo szybko. Łuck jest w gotowości. Wielu moich przyjaciół działa jako wolontariusze, robią koktajle mołotowa, angażują się.

Znajomych mam też w Kijowie, Charkowie, Chersoniu… Tam, gdzie najgorsza sytuacja. Jest bardzo niebezpiecznie, ludzie są przestraszeni, nasłuchują syren, by chować się przed strzałami do piwnic. Widzimy zresztą zdjęcia, na których widać, jak w piwnicach tworzą się już przedszkola. Taki widok strasznie boli.

W jaki sposób organizuje pan pomoc dla rodaków?

Orest TKACZUK: – Jestem człowiekiem wierzącym i wydaje mi się, że zbudowałem sobie relacje z kościołem w każdym polskim mieście, w którym grałem. W Białymstoku jest wielki zbór, który zdecydował, że będzie pomagać uchodźcom. Jest przy nim ośrodek gotowy przyjąć 80 osób. Dla dwóch rodzin – z 3-miesięcznym dzieckiem, 3-latkiem, nastoletnimi dziewczynkami – udało się zabezpieczyć 3-pokojowe mieszkanie. Pewna rodzina przyjechała niedaleko nas, do Lublińca. Często jest tak, że odbieramy telefon z hasłem: „Jedziemy do was”, organizuje się pomoc, a w trakcie drogi te same osoby dają znać, że kogoś spotkali i czy znajdzie się jeszcze miejsce.

Zadzwoniono do mnie z pytaniem, czy znajdzie się gdzieś miejsce dla rodziny chcącej wyjechać z Charkowa. Załatwiliśmy to z kościołem. To piękne, że ludzie chcą gościć Ukraińców w swoich domach. Trzeba też powiedzieć, że niektórzy są w Polsce tylko na 1-2 dni, a potem ruszają dalej, do Niemiec.

Z perspektywy Polski, Bytomia – rozumie pan, po co to wszystko?

Orest TKACZUK: – Chyba każdy normalny człowiek zadałby do pytanie panu Putinowi, ale nie ma szans, by ta prawda wybrzmiała… Jeśli będziemy dyskutować, dlaczego, po – to nam nie pomoże. Ma pomóc w przyszłości, by ubezpieczyć inne kraje, a teraz są inne wielkie problemy do rozwiązania, na których trzeba się skupić. Jestem niesamowicie przyjemnie zaskoczony, że tak ogromna liczba ludzi z Polski, ze świata, chce pomagać.

Przez ten tydzień otrzymałem kilkadziesiąt sms-ów, telefonów, od znajomych z Polski, którzy są do tej pomocy gotowi. W Białymstoku zebrano cały duży bus sprzętu dla dzieciaków, kobiet, wojska. Karimaty, latarki, ciepłe skarpety… Jedna partia już pojechała na Ukrainę. Jestem wdzięczny każdemu za działanie, dobre słowo. Czasem aż nie mam siły odpisać. Krótkie „dziękuję” – i tyle.

Do Polski zjechać może kilka milionów pańskich rodaków. Wyobraża pan to sobie?

Orest TKACZUK: – Gdy sam przyjechałem do Polski, zostałem natychmiast zaakceptowany. Dziś w Bytomiu otrzymuję wsparcie – począwszy od prezesa Kamińskiego, aż po panią Danusię, która u nas sprząta. W szatni mamy superklimat, chłopaki dopytują o bliskich, znajomych… Jak to widzę? Polska to bardzo gościnny kraj, ale każdy Ukrainiec musi rozumieć, że jeśli idziesz w gości, to powinieneś zachowywać się we właściwy sposób. Nie może być tak, że jedziesz tutaj i oczekujesz, że będzie się za ciebie – i dla ciebie – robić wszystko.

To bardzo zła postawa. Oczywiście, przez pierwsze tygodnie, wobec osób najbardziej doświadczonych, zestresowanych, wsparcie ja najbardziej. Ale jeśli ktoś myśli, że tak będzie cały czas, to powinien to myślenie natychmiast zmienić. I zastanowić się, jak pracować, jak pomóc Polsce, jak pomóc Ukrainie. Polacy mają do nas szacunek za walkę, a my do was – że tak nas przyjmujecie, dlatego oby jakieś grupy ludzi nie sprawiły, by ten szacunek został zniszczony.

Polonia ogłosiła, że od przyszłego tygodnia organizować będzie treningi dla ukraińskich dzieciaków. Długo nie trzeba było pana namawiać?

Orest TKACZUK: – Jestem bardzo chętny, by taki projekt realizować. Spędzimy przyjemny czas. Ale też miejmy świadomość, że Bytom, Śląsk – to daleko od Ukrainy. Więcej moich rodaków będzie w miastach położonych bliżej granicy, jak Chełm, Lublin.

Doświadczył pan już wojny. W 2014 roku, w czasie aneksji Krymu, był pan zawodnikiem akademii Szachtara, przeżył pan wyprowadzę klubu z Doniecka.

Orest TKACZUK: – Pamiętam, jak wojska weszły na Donbas. Mieliśmy bazę za miastem – nazywała się Kirsza – gdzie pracował wspólnie pierwszy zespół i akademia. Kojarzę pierwsze strzały rosyjskich żołnierzy, w nocy było je cały czas słychać. Jeżdżąc do szkoły, legitymowano nas w rosyjskich punktach kontrolnych. Raz jechaliśmy dwoma autokarami – od U-14 do U-21 – na stadion. Na normalnej drodze kilka samochodów z – nazwę to – terrorystami zajechało nam drogę. Jeden z tyłu, drugi z przodu, pozostałe z boku… Walili w szyby, byśmy wyszli z autokaru, potem sami do niego weszli.

Widać było, że to faceci, którzy nie mają celu w życiu. Ktoś obiecał im trochę pieniędzy, dał im trochę władzy, a oni zaczęli decydować. Nasi wychowawcy wyszli z nimi porozmawiać, mówili, że przecież jadą dzieciaki. Oni tłumaczyli, że dostali sygnał, jakoby autobusami jechać mieli kibice Szachtara z prowokacją. Mocne przeżycie. Kilka miesięcy później zdecydowano, że cały klub opuszcza Donieck. Jako akademia wylądowaliśmy w Kijowie, zespoły U-19 i U-21 – w Połtawie, pierwszy zespół we Lwowie.

Chyba każdy, kto miał jakąś styczność z Szachtarem, marzy, by kiedyś wrócił do Doniecka. Pamiętam Ligę Mistrzów, Ligę Europy, mecze z Manchesterem United, BVB. Donbas Arena była nabita, nie miało tam gdzie jabłko spaść. Atmosfera, klimat – no ogień. Mówiono, że to jeden z najlepszych stadionów w europie. To wielkie pragnienie prezydenta klubu, oligarchy Achmetowa, by tam wrócić.

Dziś jeden ze scenariuszy zakłada, że Rosja zaanektuje tereny na wschód od Dniepru…
Orest TKACZUK: – Różnie mówią. Chyba każdy Ukrainiec wierzy, że uda się utrzymać obecne granice, zabrać z powrotem Donieck, Ługańsk i Krym.

Głowa zaprzątnięta wojną, a już w sobotę może pan zadebiutować w Polonii, bo gracie mecz podokręgowego Pucharu Polski z Orłem Miedary. Da pan radę?
Orest TKACZUK: – Jestem profesjonalistą i muszę być skupiony na wykonywanej pracy. Gdybym był załamany, nie pomógłbym swojej rodzinie, bliskim, samemu sobie. Oni też potrzebują spokoju, nawet takiej nadziei wyrażonej w luźnej rozmowie, że u mnie wszystko OK. Muszę ich wspierać również poprzez dobre występy na boisku.

***
Przysłuchujący się końcówki rozmowy Tomasz Stefankiewicz, dyrektor sportowy Polonii: – Orest, jest pomysł, by w sobotę po meczu z Bytomia ruszył bus na granicę i dobrze by było, żeby jechał ktoś znający język ukraiński.
– Jasne, nie ma sprawy. Działamy.

Orest Tkaczuk – ur. 6.01.1998 w Łucku. Wychowanek Wołynia, skąd trafił do akademii Szachtara Donieck. W Polsce gra od 2020 roku, kiedy przeniósł się z FK Oleksandrija do Jagiellonii Białystok, ale nie zadebiutował w ekstraklasie. Potem grał w Olimpii Elbląg i Warcie Gorzów Wielkopolski, a tej zimy wylądował w Bytomiu.


Na zdjęciu: Babcia i tata Oresta Tkaczuka zostali w Łucku, a on sam mocno angażuje się w organizowanie pomocy dla rodaków – tych w ojczyźnie i tych uciekających z niej do Polski.
Fot. Maciej Grygierczyk