Ostatni taniec…

Kilku hokeistów zdaje sobie sprawę, że mistrzowski turniej w Nottingham to jedyna i niepowtarzalna okazja, by osiągnąć znaczący sukces na finiszu sportowej kariery.


Uśmiechy, żarty czy dowcipy towarzyszyły hokeistom we wtorkowy poranek podczas krzątaniny w hotelu „Tychy”, ale wyczuwało się też bardziej podniosłą oraz odrobinę nerwową atmosferę. Trudno się dziwić, wszak dzisiaj niemal w samo południe mamy poznać ostateczny skład reprezentacji na mistrzostwa świata Dywizji 1A w Nottingham. Pozostało kilka znaków zapytania, związanych również z dwoma zawodnikami: Pawłem Dronią oraz Aronem Chmielewskim, którzy są zaangażowani w grę finałach w ligach – 2.DEL i ekstralidze czeskiej. Decyzje należą do selekcjonera Roberta Kalabera oraz jego grona współpracowników.

Udany powrót

Marcin Kolusz przez wiele sezonów był kapitanem reprezentacji. Wystąpił w niej 189 razy, zdobywając 45 goli. Ale w poprzednim sezonie nie otrzymał powołania, tak więc nie był jednym z autorów awansu do Dywizji 1A. Tym jednak razem otrzymał nominację i staje przed szansą gry w 15. mistrzostwach świata.

– Nie było mnie trzy lata w reprezentacji, ale ucieszyłem się, że trener mi zaufał i powołał na zgrupowanie – stwierdził sympatyczny hokeista z Nowego Targu, swego czasu próbujący swoich sił za oceanem.

– Każdy z nas chce się znaleźć w kadrze i potem reprezentować kraj w najważniejszych imprezach. Zawsze z ochotą przyjeżdżałem na zgrupowania, bo towarzyszy im fajna atmosfera, a ponadto napędzała mnie chęć rywalizacji z innymi drużynami. Za mną już trochę lat (38 – przyp. red), ale nadal ma energię i jestem gotowy zmierzyć się z zadaniami, jakie nakreśli mi trener. Przed mistrzostwami świata mieliśmy trzech mocnych przeciwników, wyżej sklasyfikowanych w światowym rankingu. Odnieśliśmy wartościowe zwycięstwa nad Łotwą i Słowenią oraz dwukrotnie pokonaliśmy Węgrów. Z Madziarami wcześniej też udawało nam się zwyciężać, ale zazwyczaj skupialiśmy się na destrukcji i wyprowadzaliśmy szybkie kontry. W ostatnich meczach w Tychach i Bytomiu to myśmy kreowaliśmy grę i regulowaliśmy jej tempo. Mieliśmy inicjatywę i okazało się, że można zaskoczyć rywala.

Grajmy swoje

Środowisko hokejowe jest mocno zmobilizowane, bo wszyscy są przekonani, że można odnieść znaczący sukces, który byłby w stanie… przerosnąć możliwości organizacyjne tej dyscypliny. By hokej na lodzie mógł egzystować w naszym kraju i oczywiście się rozwijał, potrzeba sporych nakładów finansowych, a przecież związek tonie w długach i wyjścia na prostą nie widać. Tylko spektakularny sukces reprezentacji może sprawić, że tą dyscypliną zainteresują się potencjalni sponsorzy. By jednak tak było, potrzeba sukcesu biało-czerwonych oraz precyzyjnego planu szkoleniowego dla wszystkich grup wiekowych. A wszystkim zainteresowanym oraz ewentualnie sponsorom potrzeba również cierpliwości.

– Za każdym razem, gdy wyjeżdżaliśmy z reprezentacją, celem była gra o awans – dodaje Marcin Kolusz, zwany przez kolegów „Kolosem”.

– W końcowym rozrachunku różnie bywało, choć warto pamiętać, że podczas mistrzostw rozegranych w Krakowie i Katowicach niewiele nam brakowało do awansu; zawsze coś stawało na przeszkodzie. Teraz mamy ekipę stworzoną nie na podstawie ligowych statystyk. Trener zaprosił zawodników do kadry bardziej biorąc pod uwagę charaktery zawodników oraz role, jakie mają spełniać w drużynie. Ułożył plan i mamy go zrealizować.

Może stąd też się wzięły ostatnie cenne wygrane. Zostały połączone siły bardziej doświadczonych (tylko nie weteranów! – nadmieniają zainteresowani) zawodników z tymi o nieco krótszym stażu reprezentacyjnym.

– To już mój ostatni taniec – nie owijamy w bawełnę i spójrzmy wprawdzie w oczy – śmieje się Kolusz.

– Dla mnie to już ostatnia szansa, by odnieść znaczący sukces na finiszu kariery. Chciałbym przypomnieć, że w 2018 roku w Budapeszcie, kiedy to spadaliśmy do niższej dywizji, Brytyjczycy występujący w roli nowicjuszy w tej grupie wywalczyli awans do elity. Dlaczego nie moglibyśmy podążyć ich śladem? A ponadto chcemy udowodnić sobie oraz wszystkim niedowiarkom, którzy z nas się naśmiewają i nabijają, że nas również stać na coś niebywałego!

To niezwykle solidna drużyna i oby nas tylko głowy nie zawiodły – te słowa hokeiści powtarzali jak mantrę, kiedy opuszczałem hotel. Do wyjazdu do Nottingham pozostawały dwa dni…


Na zdjęciu: To mój last dance, może więc warto byłoby uczcić go czymś szczególny – twierdzi Marcin Kolusz, czołowa postać reprezentacji na przestrzeni blisko dwóch ostatnich dekad.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus.pl