OSTATNIA SEKUNDA I TRAGIKOMEDIA NA „JASTORZE”

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Spod linii niebieskiej mocno uderzał Mateusz Rompkowski, a krążek, tuż przed Michalem Fikrtem, strącił Kasper Bryniczka. Przyjezdni nadal atakowali, ale karę złapał Petr Chaloupka. Miejscowi bardzo szybko, bo już po 21 sekundach gry w przewadze, doprowadzili do wyrównania.

Znakomite podanie otrzymał Radim Haas, który nie miał problemów z pokonaniem Rafała Radziszewskiego. Cracovia na prowadzenie powróciła jeszcze w pierwszej tercji. Szalenie precyzyjnym strzałem popisał się Tomasz Sykora.

Unia nie zamierzała się jednak poddać i chociaż to „Pasy” nadal przeważały, udało się gospodarzom doprowadzić do wyrównania. Dobre podanie zza bramki otrzymał Damian Piotrowicz i znów mieliśmy remis. Zwrotów akcji w tym spotkaniu było jednak więcej.

W trzeciej tercji to oświęcimianie jako pierwsi zdobyli gola. Grając w podwójnej przewadze, na kar „odpoczywali” Damian Kapica i Patryk Wajda, Wojciech Wojtarowicz trafił do siatki. Warto zaznaczyć, że do końca pierwszego z wymienionych wykluczeń brakowało zaledwie czterech sekund. Był to taki moment meczu, kiedy Unia grała nieźle i kto wie, jak zakończyłoby się to spotkanie, gdyby nie błąd Michala Fikrta.

Bramkarz, który generalnie był bardzo mocnym punktem swojego zespołu, zachował się jednak bardzo źle. We wszystkim szybko zorientował się Filip Drzewiecki, który odwrócił się za bramką i zdołał wpakować krążek do siatki.

Do końca regulaminowego czasu gry, żaden z zespołów nie był w stanie strzelić gola, a gdy wydawało się, że do rozstrzygnięcia potrzebne będą rzuty karne, Nikita Kolesnikovs oddał strzał niemal równo z syreną. Krążek znalazł drogę do siatki i tym sposobem „Pasy” awansowały do półfinału.

 

UNIA OŚWIĘCIM – COMARCH CRACOVIA 3:4 (1:2, 1:0, 1:1, 0:1) po dogrywce

0:1 – Bryniczka – Rompkowski – Drzewiecki (10:40), 1:1 – Haas – Paszek – Bezuszka (15:40, w przewadze), 1:2 – Sykora – Chaloupka – Kalus (17:41, w przewadze), 2:2 – Piotrowicz – M. Kasperlik – Maciejewski (26:01), 3:2 – Wojtarowicz – Kowalówka – Haas (44:48, w podwójnej przewadze), 3:3 – Drzewiecki – Urbanowicz (46:28), 3:4 – Kolesnikovs – Urbanowicz (64:59).

 

Tragikomedia na „Jastorze”

Przed szóstym mecze w Jastrzębiu trener Podhala Aleksandrs Belavskis dokonał roszad w swoim zespole. Wprawdzie „nie ruszył” formacji defensywnych, ale dokonał przetasowań w trójkach napastników. W meczowej kadrze w ogóle zabrakło Dariusza Gruszki i Bartłomieja Neupauera. Z kolei Robert Kalaber zaufał tym hokeistom, którzy rozstrzygnęli na swoją korzyść trzy ostatnie potyczki z „Szarotkami”.

Pierwsi ze zdobycia gola cieszyli się goście. Najpierw na ławkę kar powędrował Tomasz Kulas, a potem jastrzębianie złapali drugą karę za nadmierną liczbę graczy na lodzie. Nowotarżanie grali w podwójnej przewadze przez minutę i 19 sekund, lecz jej nie wykorzystali. Gdy do końca drugiej kary pozostawało 20 sekund, Siergiej Ogorodnikow strzałem w okienko zaskoczył Ondreja Raszkę. Wyrównał kapitan JKH, Łukasz Nalewajka, idealnie obsłużony przez Jakuba Gimińskiego. Jeszcze przed zakończeniem I tercji „Kojot” ponownie wpisał się na listę zdobywców bramek w okresie liczebnej przewagi gospodarzy (na ławce kar „odpoczywał” Maxim Kondraszow.

W tercji „Szarotki” doprowadziły do wyrównania, gdy na ławkę kar został odesłany Vladimir Lukaczik za rzekome przeszkadzania, podczas gdy obrońca JKH zatrzymał rywala prawidłowym bodiczkiem. Inna rzecz, że jastrzębianie grali w tej odsłonie źle (fatalnie rozegrali okres gry w liczebnej przewadze po karze dla Elvijs Biezais), a poza tym chyba chcieli wjechać z krążkiem do bramki, bo zamiast strzelać często podawali krążek gorzej ustawionemu partnerowi.
Ostatnia odsłona, która zadecydowała o wyniku meczu, to pokaz wyjątkowej nieudolności gospodarzy. Najpierw stracili gola, gdy na ławce kar siedział Maciej Sulka, a gdy do końca meczu pozostawało tylko 15 sekund (w międzyczasie wyrównał Tomasz Kominek), był bulik w tercji gości. Goście wyszli z kontrą (!) Podhala i Biezais równo z końcową syreną posłał „gumę” do siatki. Nie bez winy był w tej sytuacji Raszka, ale to już zupełnie inna historia.
– Spektakl był bardzo emocjonujący, to był bardzo dobry mecz, oba zespoły zademonstrowały bardzo dobry hokej – powiedział.