Ostry afrykański (przed)smak

Ten wczorajszy z kolei kojarzył się z ostrą, afrykańską przyprawą i był bliższy – by tak rzec – mundialowej prawdy. Ta bez wątpienia będzie się objawiać graniem nieomal na śmierć i życie, a na pewno kości będą trzeszczeć. Trzeba się więc nastawić, przyzwyczaić, dostosować, a w sumie uwzględnić w przygotowaniu mentalnym. I dotyczyć to będzie nie tylko spotkania z Senegalem (który najwyraźniej bez takiego nastawienia grał wczoraj – i zremisował – z Uzbekistanem), lecz każdego.

Zwyczajowo po takim meczu wypada się zapytać – mniej czy bardziej retorycznie – o co jesteśmy mądrzejsi? W tym konkretnym przypadku takiego pytania stawiać chyba się nie powinno. Kadrowa demolka, spowodowana urazami, chorobami, „zwrotami akcji” w przypadku Łukasza Piszczka, wreszcie rychłym zejściem z boiska Karola Linettego, sprawiła, że ta reprezentacja, którą zobaczyliśmy wczoraj, zapewne nie będzie miała dużo wspólnego z tą, która wyjdzie na pierwszy mecz w Rosji, ze wspomnianym Senegalem.

Można natomiast przyjąć, że Adam Nawałka otrzymał sporo do myślenia, jeśli chodzi o zawodników dopiero wchodzących do kadry, dla których wyjazd do Rosji wciąż jeszcze pozostaje bardziej w sferze marzeń, aniżeli – takiej na wyciągnięcie ręki – szansy. W tych kategoriach bez wątpienia wiele (najwięcej?) zyskał Rafał Kurzawa. To po jego podaniach najgroźniej było pod bramką Nigeryjczyków, a jeśli przyjąć, że stałe fragmenty gry pełnią coraz to większą rolę we współczesnej piłce, to… czy można się takiego atutu pozbawiać?

I jeszcze jeden wniosek natury już regulaminowej – bez VAR-u ani rusz. Czy była bramka w I połowie dla Polski? Czy był karny dla Nigeryjczyków po przerwie? VAR niechybnie byłby odpowiedział…