Papszun: Jesteśmy w komfortowej sytuacji

Rozmowa z Markiem Papszunem, trenerem Rakowa Częstochowa.


Przed meczem z Bruk-Betem wspominał pan, że sporo czasu poświęciliście nad grą w ofensywie. Liczbowo wszystko się zgadza – pana zespół zdobył w dwóch spotkaniach pięć goli. Czy jest pan jednak usatysfakcjonowany z ofensywy pod względem taktycznym, ustawienia, pracy i kreacji?

Marek PAPSZUN: – Tworzymy sobie bardzo dużo okazji i strzelamy też wiele bramek. To dla nas pod tym kątem duży plus.

W obu ostatnich spotkaniach traciliście gole w ich końcówkach. Przy pucharowym meczu z KKS-em Kalisz spowodowało to nerwową końcówkę. Gdzie pana zdaniem leży w tym przypadku problem – chodzi bardziej o dekoncentracje zespołu przy bezpiecznym prowadzeniu, czy też w nieustabilizowanej z powodów zdrowotnych linii defensywnej?

Marek PAPSZUN: To jest piłka nożna, ja nie widziałem nerwowości w grze mojego zespołu. To, że piłka jest w polu karnym nie oznacza, że jest jakaś nerwowość. To element, nad którym trzeba pracować, by być skutecznym w obronie i też to robimy. To, że tam się znajdujemy nie znaczy, że jest nerwowo. Wiadomo, że chciałbym wygrać 5:0 czy 3:0 i spokojnie siedzieć na ławce, ale z drugiej strony jest przeciwnik i on też ma swoje cele, czyli chce prawdopodobnie wygrać mecz. To nie jest takie proste. Nie zmienia to faktu, że zwracamy na to uwagę i mocno pracujemy nad tym, by takich sytuacji unikać. Trzeba to wziąć pod uwagę, ale najważniejsze jest to, że wygrywamy.

Zoran Arsenić i Milan Rundić powoli są przez pana wprowadzani do zespołu po urazach. Jest to podyktowane minimalizacją ryzyka ponownej kontuzji, co u Rundicia już się zdarzało?

Marek PAPSZUN: Teraz jest to bardziej podyktowane rywalizacją. Jeżeli wszyscy zawodnicy są do dyspozycji, to konkurencja rośnie. Nie chodzi o wprowadzanie ich do zespołu, a o dyspozycję poszczególnych graczy. Moje problemy ze stanem składu pomału się kończą. Teraz to zawodnicy muszą się martwić o to, by to miejsce wywalczyć niż ja, żeby głowić się jak złożyć ten skład.

Lepiej wprowadzać zawodnika systematycznie, czy jak w przypadku Tomasza Petraszka od razu pozwolić mu grać od początku do końca?

Marek PAPSZUN: Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Każdy przypadek jest indywidualny – jaki był to typ urazu, ile miał przerwy, jak zawodnik dochodzi do siebie. Ważne jest także to jak wykonał pracę bez piłki i drużyny, jak szybko przypomni sobie nasze zadania i działania, jakie ma wykonywać na boisku. To jest złożona sprawa i nie ma w takich przypadkach reguły.

Górnik Łęczna wydaje się dla was idealnym rywalem – w 12 kolejkach stracili już 30 bramek. Jednak do meczu z Rakowem przystępuje już prawie z nożem na gardle. Biorąc pod uwagę ostatnie spotkania nie ma pan obaw, że scenariusz będzie podobny, jednak z mniej pozytywnym zakończeniem?

Marek PAPSZUN: Nie, nigdy nie mam takich obaw przed meczem. Czy gramy z Legią, czy w pucharach, czy z Górnikiem Łęczną takich obaw nie ma. Wierzę w swój zespół, w tych chłopaków, w to, co robimy. Jesteśmy w komfortowej sytuacji – są zdrowi, jest rywalizacja, będzie też najprawdopodobniej mocna ławka więc raczej nie mamy się czego obawiać. Myślę, że bardziej powinien obawiać się przeciwnik, aczkolwiek nie podchodzimy lekceważąco w żaden sposób. Szanujemy każdego przeciwnika.


Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus