Kontrowersja. Papszun się pogubił

 

Pomeczowe konferencje prasowe z udziałem szkoleniowców drużyn ekstraklasowych często ograniczają się do wygłaszanych dość ogólnych ocen spotkania z mocno akcentowanym wątkiem podziękowań kierowanych w stronę własnych zawodników. Tym razem mieliśmy w Bełchatowie… dobre rady trenera Rakowa, Marka Papszuna, który zaczyna przeistaczać się w futbolowego demiurga, nieodpornego na jakiekolwiek uwagi.

Dobre rady

Tym razem mieliśmy w Bełchatowie konferencję i dobre rady trenera Marka Papszuna, który zaczyna przeistaczać się w futbolowego demiurga, w żaden sposób nie odpornego na jakiekolwiek uwagi.

Pytań ze strony dziennikarzy było ostatnio na konferencjach niewiele. Niewielu było też dociekliwych przedstawicieli mediów, którzy zechcieliby się dowiedzieć od trenerów czegoś więcej. Bo i dość przeciętna gra czerwono-niebieskich, jak i inne wydarzenia sportowe w samej Częstochowie, biorą górę nad wyprawami do Bełchatowa.

Po pojedynku częstochowian z „nafciarzami” w stronę Marka Papszuna padło więc tylko jedno pytania. Zadał je młody dziennikarz z niepełnosprawnością znacznego stopnia, dla którego już samo dotarcie na stadionowe miejsce przeznaczone dla różnej maści redaktorów czy następnie do „bunkara”, gdzie odbywają konferencje prasowe, było wyprawą równie trudną jak eskapada w Himalaje. Serce się krajało, gdy walczył on ze swoimi słabościami, poruszając się o kulach z mozołem strudzonego codzienną walką piechura.

Proste pytanie

I oto ten człowiek ośmielił się zapytać trenera beniaminka o grę zespołu spod Jasnej Góry.

[…] Po meczu pucharowym z Chojniczanką powiedział pan, że mecze pucharowe są po to, by je wygrywać. To może Raków powinien zagrać bardziej pragmatycznie, to znaczy postawić na solidną obronę i grać po prostu wtedy bardziej skutecznie, zabezpieczając bramkę. Ostatnie dwa mecze pokazały, że nie wyglądało to najlepiej, przynajmniej w końcówce…
Złośliwa, pozbawiona jakiegokolwiek taktu i wyczucia odpowiedź trenera częstochowian wywołała na sali niemałą konsternację.

Papszun ironizuje

– Dobrze pan prawi. Powinien pan zostać trenerem i wtedy te dobre rady wprowadzać w życie. Przecież to takie proste. I trzeba to po prostu zrobić. Tego panu życzę. Żeby pan objął stery i zrobił to już w praktyce. Usiąść z tamtej strony jest łatwo, powiedzieć pragmatycznie ładnym słówkami. Troszkę gorzej wcielić w życie – ironizował beznamiętnie trener Rakowa.

Czyżby Marek Papszun pokazał swoje nowe oblicze, którego do tej pory nie znaliśmy. Oblicze pozbawione współczucia, zrozumienia i takiej zwyczajnej ludzkiej delikatności, oblicze niesympatycznego człeka, dla którego słowo empatia jest nic niewarte. Trenera lekceważącego osoby mające inne zdanie.

Raków (właściciel klubu) dał Papszunowi bardzo wiele – komfort pracy, ponadprzeciętne zarobki, życie na zupełnie innej stopie. On podarował mu dwa awanse, ale dziś zewsząd zaczynają docierać opinie, których oficjalnie nikt jeszcze nie wypowiedział, bo może nie chciał odbrązawiać wręcz posągowego wizerunku tego szkoleniowca. Że to człowiek bardzo trudny w kontaktach, mało uprzejmy, by nie powiedzieć dosadniej. I że piłkarze wcale nie pójdą za nim w ogień, gdy w walce o ligowy byt trzeba będzie rzucić na szalę wszystko co się ma.

Przekroczył Rubikon

Nikt nie powiedział, że praca trenera jest prosta, łatwa i przyjemna. Bo nie jest. Ale nie jest też tak odpowiedzialna jak – że powtórzę za innym dziennikarzem – praca pielęgniarki na oddziale onkologii, która każdego dnia może czuć stres i presję w zmaganiach ze śmiertelnymi chorobami swoich pacjentów.

To ironizowanie w stronę Bogu ducha winnego chłopaka było słabe panie trenerze! Nikt nie będzie uczył jednak pana kultury i klasy, bo tę albo się ma, albo nie. Ale powiadam – przekroczył pan Rubikon, taką rzeczkę, o której pan wykładał swoim uczniom jeszcze jako nauczyciel historii.

Od biedy można zrozumieć pomeczowe zdenerwowanie, ale na Boga dlaczego wyładował pan je na tym ciężko doświadczonym przez los człowieku. Bo to że bezceremonialnie pan to uczynił, wiedzą wszyscy, którzy wysłuchali tych pańskich „czułych słówek”.

Ma pan na razie wielki kredyt zaufania u właściciela klubu, Michała Świerczewskiego. Ale nic nie jest dane na zawsze. Wszystko ma swój początek i koniec. Także żywot trenerski. I jeśli myśli pan, że stał się w Rakowie panem „życia i śmierci”, to tak nie jest.

I nie chcę tu prawić komunałów, na siłę sięgać do twórczości Stanisława Wyspiańskiego i jego „Wesela”, gdzie jest coś o rogu, czapce z piór, o tym co zostaje, ale również o kimś, kto był tego wszystkiego właścicielem. Bo nie o to w tym wszystkim chodzi. Chodzi o zwykłą ludzką przyzwoitość. Bo futbol futbolem a życie życiem.
 

Na zdjęciu: Trenerowi Markowi Papszunowi puszczają nerwy.

 

Zobacz jeszcze: relację z meczu Rakowa z Wisłą Płock

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ