Pasjonat dalej walczy

Na progu drugiej kadencji prezesa Śląskiego Wojewódzkiego Zrzeszenia LZS Andrzej Sadlok postawił warunki.


XXI Zjazd Sprawozdawczo-Wyborczy Śląskiego Wojewódzkiego Zrzeszenia Ludowych Zespołów Sportowych miał się odbyć w kwietniu na Stadionie Śląskim. Koronawirus sprawił jednak, że plany musiały ulec zmianie i delegaci wiejskich oraz osiedlowych klubów spotkali się 1 sierpnia w Dankowicach, by podsumować minioną kadencją i wybrać nowe władze. Na ich czele ponownie stanął Andrzej Sadlok, który w – wystąpieniu otwierającym kolejny rozdział pracy w wojewódzkich strukturach – był bardzo szczery.

– W kręgu nowo wybranego zarządu toczyła się dyskusja, kto ma zostać prezesem na kolejną kadencję – stwierdził prezes Sadlok. – Dziękuję kolegom, że mnie zaproponowali, bo to znaczy, że mam u nich zaufanie. Zgodziłem się, ale moja decyzja niesie pewne warunki i chciałbym, żeby wszyscy delegaci zrozumieli dwa bardzo ważne aspekty mojej decyzji. Pierwszy to stan zdrowia.

Sport uprawiałem przez 30 lat jako piłkarz, zaczynając jako nastolatek od B-klasy, a kończyłem w wieku 44 lat awansem do III ligi. Sportowy talent zostawiłem dla środowiska, w którym się wychowałem i pracowałem w nim także po to, by moi następcy, w tym synowie, mogli się rozwijać i sięgać wyżej. To też zrobili, bo Maciek dostąpił zaszczytu gry w reprezentacji Polski… Ale wracając do mnie i mojego zdrowia, muszę powiedzieć, że mam już 69 lat. Nie jestem więc już juniorem czy nawet seniorem…

Lata niełatwej pracy w szkole, lata budowy stadionu z kolegami, lata pracy na roli, bo miałem 5 hektarów pola, więc wiem co to jest obornik, co to są krowy czy sianokosy oraz buraki do opielenia i tak dalej. Nie ukrywam więc, że jestem już trochę zmęczony życiem. Poza tym w międzyczasie – co 5 lat – rodziły mi się dzieci i nawet się nie spostrzegłem jak dorosły, a moja kochana córeczka zostanie za niedługo babcią, czyli ja będę pradziadkiem.

Czy jest jeszcze w Polsce ktoś na stanowisku prezesa wojewódzkiego zrzeszenia LZS z prawnukiem na kolanach? Dlatego czuję się wypalony i to jest bardzo istotna sprawa.

Dla dobra społeczeństwa

Drugi aspekt dotyczył środowiska, któremu Andrzej Sadlok poświęcił całe swoje działaczowskie życie.

– Pasjonat Dankowice ma stadion z czterema boiskami, dwa korty tenisowe i budynki klubowe – wyliczył. – Roboty jest więc od groma. Od kwietnia do października produkujemy tony zielonej masy, bo jest co kosić. Moi koledzy w klubie zaakceptowali to, że trzy lata temu przyjąłem stanowisko prezesa Śląskiego Wojewódzkiego Zrzeszenia LZS, ale mam świadomość, że trochę zostawiłem ich samych, a każdy z nich to także człowiek po 60. To są koledzy, z którymi współpracuję przez wiele lat.

Nie mamy żadnych powiązań, żadnych interesów. Po prostu wzajemnie się szanujemy i pracujemy dla dobra społeczeństwa. Dzięki temu nasz ośrodek od 11 lat jest bazą treningową Podbeskidzia, zgodnie z wymaganiami podręcznika licencyjnego PZPN. Dlatego w ostatnim czasie – po awansie bielszczan do ekstraklasy – pojawił się temat zbudowania tu bazy dla klubu, który w Bielsku-Białej jej nie ma, bo boisko i pomieszczenia biurowe na stadionie dzierżawi od miasta.

Władze klubu postanowiły więc, mając zastrzyk finansowy za awans, w części zainwestować w rozwój swojej bazy w naszym klubie. My możemy w tej symbiozie żyć, co udowodniliśmy przez minione 11 lat. Modernizacja ośrodka, który stałby się – w części, bo naszej spuścizny, którą tworzyliśmy przez dziesięciolecia, nie oddamy nikomu – ich domem jest już na etapie planów. Jeżeli przejdą w fazę realizacji, to pojawi się problem, bo więcej czasu będę musiał poświęcić mojemu „dziecku”, czyli klubowi, któremu prezesuję 45 lat.

Gdy nie da rady

– Kiedy tu przyszedłem w 1972 roku, to pasły się krowy i były dwie bramki. Dlatego proszę się nie dziwić, że w ten sposób mówię, bo nie wyobrażam sobie ostatnich lat życia ze świadomością, że coś złego się tutaj dzieje. Te dwa warunki są niezwykle istotne i przyjmijcie, że na najbliższym posiedzeniu zarządu na pewno będziemy musieli dokonać wyboru dwóch wiceprezesów, którzy w sytuacji, gdy ja nie dam rady, w trakcie kadencji ktoś młodszy przejmie ster i będzie kierował naszym związkiem.

Póki dam radę, a większość mnie zna i wie, że sport mnie utwardził, będę walczył jak prawdziwy sportowiec – zakończył Andrzej Sadlok.

Na zdjęciu: Już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj… Andrzej Sadlok czeka na godnego następcę.

Fot. Dorota Dusik