Pazerny i przewidujący

„Z tego Rumina będzie kawał napastnika: chamski, bezczelny i coraz bardziej skuteczny” – ten wpis z Twittera jednego z katowickich fanów cytowaliśmy już na naszych łamach. Dobór słów nieprzypadkowy, przy czym „chamski i bezczelny” oznaczać mają… całkiem pozytywne i pożądane na murawie cechy. Nie ma bowiem piłki, do której napastnik pochodzący spod Jasnej Góry by nie wystartował, i nie ma obrońcy, przed którym czułby strach. – Widzimy u Daniela dużą pewność siebie – potwierdza spostrzeżenia z trybun II trener GKS-u, Jakub Dziółka.

Edukacja techniczno-taktyczna

On najlepiej zna tego zawodnika; przez rok pracował z nim przecież w Skrze Częstochowa. I… bez wątpienia wpłynął na rozwój jego przygody z piłką, bo przecież „nie od razu Rumina zbudowano”. – Kiedy przychodził do nas z rezerw Rakowa – choć tam miał za sobą sporo treningów z pierwszą drużyną – nie był gotowy nawet na grę w III lidze. Motoryka, siła, wytrzymałość – owszem. Ale przygotowanie taktyczne – nie… Był nawet moment, w którym zastanawialiśmy się nad jego wypożyczeniem do innej drużyny. Ale świetnie pracował na treningach, rozwijał się technicznie i taktycznie. No i miał w sobie to „coś” – wspomina dziś zimę i wiosnę 2017 na trzecim froncie trener Dziółka.

To nie są czcze słowa. Rumin w jego zespole zaliczył osiem „pustych przelotów”, czyli wejść z ławki bez gola. Ale już „poczuł krew” – w 32. kolejce przyczynił się dwoma trafieniami do „rozszarpania” Olimpii Kowary (8:0) – nie puścił zwierzyny. Strzelił gola Lechii Dzierżoniów, dwa razy wpadło też po jego strzałach do siatki Piasta Żmigród. Ten drugi mecz – wieńczący sezon 2016/17 w III lidze – był dla 20-letniego wówczas zawodnika pierwszym w wyjściowej jedenastce Skry.

Facet z energią

W kolejnym sezonie już od Rumina zaczynało się budowanie składu częstochowian, a on sam za otrzymaną szansę odpłacał się skutecznością. 21 bramek dało mu ostatecznie tytuł wicekróla strzelców grupy trzeciej III ligi (i czwarte miejsce w tej klasie rozgrywkowej w skali całego kraju), a Skrze – awans do ligi drugiej. – A rola Daniela w drużynie była nieoceniona. Nawet jak nie strzelał goli, dawał jej mnóstwo energii – podkreśla Dziółka. – Właśnie dlatego, znając oczekiwania trenera Paszulewicza wobec zawodnika mającego w GieKSie grać na „dziewiątce”, polecałem Rumina. Nie mogłem zagwarantować bramek, ale wiedziałem, że będzie w stanie spełnić wymagania wobec napastnika.

„Poszukiwany” przez piłkę

No i na razie częstochowianin je spełnia. „Wygryzł” już ze składu Dalibora Volasa, a wobec postawienia pod znakiem zapytania angażu Artura Siemaszki, ma szansę na dłużej zostać „pierwszym wyborem” w katowickiej ofensywie. – Umie przewidzieć rozwój akcji – Jakub Dziółka przywołuje na potwierdzenie sytuację z meczu z GKS-em Tychy, kiedy Rumin rzeczywiście przewidział podanie Keona Daniela w kierunku bramkarza i przejął je, przegrywając jednak w sytuacji „jeden na jeden” z Konradem Jałochą. – Jasne, że na 3-4 okazje wykorzysta jedną. Ale do nich dochodzi, bo ma „pazerność na bramki”. A poza tym przez swą ruchliwość i dynamikę pracuje na to, że „przyciąga piłkę”. Że ona go „szuka” w polu karnym – analizuje nasz rozmówca.

Droga Goncerza czy Kujawy?

Dwa gole po trzech kolejkach obecnego sezonu – to dorobek Daniela Rumina. Nic wielkiego – powie wielu. I będą mieć racje. W GieKSie na takie „otwarcie snajperskie” w wykonaniu jednego zawodnika czekano jednak cztery lata; w sierpniu 2014 na identycznym etapie dwa gole mieli na koncie Rafał Kujawa i Grzegorz Goncerz. Ten pierwszy później niczego wielkiego już nie dokonał; ten drugi – który owe dwa trafienia (z Widzewem i Miedzią) zaliczył z rzutów karnycj – został… królem strzelców pierwszej ligi. Którą ścieżką pójdzie świeżo upieczony pierwszoligowiec z Częstochowy?