Pełna lista Żurawia

Podbeskidzie Bielsko-Biała ma korzystny bilans wyjazdowych starć z Ruchem. Po raz pierwszy w roli gości wystąpią jednak „górale” poza Chorzowem.


Chorzowski Ruch jest ostatnim zespołem I ligi, z którym trener „górali” Dariusz Żuraw jeszcze się w tym sezonie nie mierzył. Przypomnijmy, że to właśnie przed meczem z „Niebieskimi” zwolniono z Podbeskidzia Mirosława Smyłę, drużynę poprowadził Dariusz Kołodziej i skończyło się porażką 0:1 pod Klimczokiem. Dwa dni później oficjalnie ogłoszono, że Żuraw przejmuje stery Podbeskidzia. Zresztą już w trakcie wspomnianego meczu wróble ćwierkały, że to właśnie były trener m.in. Lecha Poznań obejmie „górali”. Dzisiejszym spotkaniem w Gliwicach szkoleniowiec ten zamknie listę ligowych rywali. Na razie przegrał 1 mecz, ze Skrą Częstochowa. 10 spotkań zremisował, a 5 meczów zakończyło się zwycięstwem jego podopiecznych.

Będzie to również pierwszy w dziejach mecz pomiędzy obiema drużynami, w którym gospodarzem będzie Ruch, ale spotkanie nie odbędzie się na Cichej, gdzie bielszczanom w przeszłości wiodło się całkiem nieźle, a nawet bardzo dobrze. „Górale” mają bowiem, co dla wielu może być zaskakujące, bardzo korzystny bilans meczów wyjazdowych z „Niebieskimi”. Wygrali cztery takie spotkania, padło tyle samo remisów, a chorzowianie pokonali Podbeskidzie u siebie tylko dwa razy. A tylko raz, gdy oba zespoły rywalizowały na poziomie zaplecza ekstraklasy. To spotkanie rozegrano w sezonie 2006/2007 i trzeba przyznać, że bardziej przypominało… fetę z okazji awansu chorzowian do ekstraklasy aniżeli poważne starcie ligowe. „Niebiescy”, pewni promocji na najwyższy stopień rozgrywkowy, rozbili Podbeskidzie, które było odrobinę zagrożone barażami o utrzymanie aż 4:0. W efekcie „górale” zachowali ligowy byt bez konieczności grania dodatkowych meczów.

Czasy były jednak zamierzchłe, od tamtej pory oba zespoły rywalizowały przecież nawet w ekstraklasie.

Kibice Podbeskidzia, którzy w znaczącej sile wybierają się do Gliwic, chyba najlepiej pamiętają wyjazdowe starcie z Ruchem z wiosny 2013 roku. Bielszczanie, pod wodzą Czesława Michniewicza, panicznie bronili się przed spadkiem z ekstraklasy. Dla byłego już selekcjonera reprezentacji Polski był to… drugi mecz w roli opiekuna „górali”. Michniewicz odniósł przy Cichej pierwsze zwycięstwo i właśnie po tym meczu pod Klimczokiem uwierzono, że może udać się coś, co wydawało się niewykonalne. Świetną partię rozegrał Robert Demjan, który trafił dwa razy i właśnie w tym meczu osiągnął liczbę 10 trafień w ekstraklasie. Przypomnijmy, że sezon skończył z 14 trafieniami i tytułem króla strzelców. Później jeszcze tylko Kamil Biliński strzelił dla bielszczan więcej niż 10 goli na najwyższym poziomie rozgrywkowym, w sezonie 2020/2021.

Kapitan „górali”, który wiosną nie jest tak skuteczny jak był jesienią – w tym roku strzelił dwa gole w siedmiu występach – w 5 z 6 meczów przeciwko Ruchowi gola nie strzelił. Pięć takich spotkań rozegrał w barwach Śląska Wrocław, a jedno już w Podbeskidziu. Niemniej był jeden taki mecz, po którym kibice Ruchu go zapamiętali. Chodzi o mecz Śląsk – Ruch z wiosny 2017 roku, rozegrany w ramach grupy spadkowej. Biliński wpakował wówczas „Niebieskim” aż trzy gole! Co ciekawe, trafiał do siatki prawą i lewą nogą, a także głową, a jego zespół wygrał aż 6:0. Mało tego, tamten mecz to jedyne zwycięstwo „Bili” w dotychczasowych konfrontacjach z Ruchem.


Na zdjęciu: Bielszczanie potrafili wygrywać wyjazdowe spotkania z „Niebieskimi”. Robert Demjan strzelał aż miło, ale na stadionie przy Cichej.
Fot. Norbert Barczyk/PressFocus