Perła w koronie

Pod wieloma względami dało się wyczuć, że nie tylko dla Sosnowca, ale i całego Zagłębia Dąbrowskiego otwarcie nowej areny wyznaczyło nowy etap – realnie, a nie tylko metaforycznie.


Wielu w Sosnowcu podkreślało przed inauguracyjnym meczem – ludzie, czekaliśmy na ten stadion tyle lat, cieszmy się, odłóżmy na bok antagonizmy! Zachęcano do tego, aby pomóc klubowi, drużynie, aby nie wściekać się, jeśli kołowrotek przy wejściu się przytnie, albo pani w stoisku gastronomicznym pomyli kawę z herbatą.

Nie ma źle

– I jak, jest „młyn” przy pierwszym meczu? – zapytałem stewarda w garniturze, który kierował mnie na trybunę prasową. Mimo że chciałem wejść na drugie piętro schodami, zaprowadził mnie do windy, wszedł do środka i wjechał ze mną na górę. Zagłębiacy podeszli do tego na poważnie, miało być prestiżowo. – Nie ma źle – odpowiedział z uśmiechem i faktycznie dało się odnieść wrażenie, że choć wszyscy się dopiero tego stadionu uczą, to… nie będzie to trudne. Nie jest to gigantyczna arena, a obiekt skrojony pod potrzeby – nie za duży (aż na myśl pchają się Tychy czy Bielsko-Biała), nie za mały. Sieć korytarzy wcale nie przytłacza, łatwo się w niej połapać, nie razi też w oczy skrajną „betonozą”, przestrzeń jest schludna. Może „żeberkowa” otoczka stadionu wpuszcza trochę za dużo do środka (na trybunę prasową zza pleców spadały pojedyncze płatki śniegu, rosząc stoliki, na których były położone laptopy), ale to tylko detal.

Sami mieszkańcy także wywiązali się ze swojego zadania. Komplet obejrzał jakże prestiżowy mecz z GieKSą, a za co należy pochwalić kibiców – to że gdy sędzia zagwizdał po raz pierwszy, zdecydowana większość była już na trybunach. Jasne, część się spóźniła, ale ciągnące się na wiele metrów kolejki tych, którzy wyszli z domu za późno, szybko zostały rozładowane. Niektórzy narzekali też na korki w okolicy stadionu, gęstniejące w miarę nadejścia godziny 17.30, ale czy jest to coś dziwnego? W końcu na trybunach zasiadło 11 600 kibiców, a trzeba jeszcze doliczyć pracowników, telewizję czy policję. Oczywiście nie można pochwalić tych, którzy celem zapewnienia sobie jak najmniejszego dystansu z samochodu na stadion blokowali innych bądź niszczyli zieleń – bo i tacy się znaleźli – ale raczej należeli do mniejszości. W odległości kilku minut spacerem bez kłopotu można znaleźć miejsce do (darmowego, jakby ktoś się zastanawiał) zaparkowania.

O to chodzi

Pchanie się autem pod sam stadion nie miało sensu. Po pierwsze, nowy obiekt w końcu nie znajduje się na „odludziu” Sosnowca. Aby dojechać na wysłużony Ludowy z dzielnic Zagórze bądź Kazimierz, trzeba było zaplanować solidną wycieczkę, natomiast nowa arena – na oko – znajduje się bliżej „ludnościowego” centrum miasta. Wielu kibiców dzielnie maszerowało na mecz pieszo, na przekór wyjątkowo wrednej i przeszywającej pogodzie, która mimo plusowej temperatury sypała w oczy grubymi płatkami śniegu zmieszanego z deszczem. Natomiast – co powinno być w przypadku spotkań standardem – posiadacze biletu mogli też skorzystać z darmowej komunikacji miejskiej.

Po drugie z kolei, klub postanowił, że na mecz z GieKSą nie będzie udostępniony parking pod stadionem. Wiązało się to z dwiema przesłankami – meczem w znajdującej się obok hali, a także remontem ulicy Zaruskiego, a więc w praktyce drugiej, poprzez którą można dojechać na obiekt, od strony zachodniej i ważnej ulicy 3 maja. To było oczywistą przyczyną zakorkowania wschodniej – względem stadionu – części Sosnowca, ale jest też powodem… do optymizmu.

Można oczywiście wkurzać się na zamkniętą Zaruskiego, no ale przecież remont to powód do radości, bo bardzo sfatygowana i pofałdowana jezdnia w końcu zostanie wymieniona. No i pojawi się chodnik z prawdziwego zdarzenia, którym będzie można dojść do stadionu (a w tamtej okolicy również jest gdzie zostawić auto). Tym samym okolica areny zostanie zrewitalizowana, a to chyba dobrze, czyż nie? Na wschód od stadionu już tę schludność widać, bo miasto w ostatnim czasie kompletnie wyremontowało rondo Jana Pawła II, „ciągnąc” tam zresztą linię tramwajową. Sama arena – czy też trójarena – także jest symbolem zmian, nowoczesności i rozwoju, a o to przecież wszystkim w Sosnowcu chodzi. Wszystko idzie do przodu.

Nie Mariacka, lecz „Małacha”!

Pewnie nie jeden Zagłębiak świętował po meczu „derbowe” zwycięstwo i początek nowego rozdziału. Nawet sam trener Dariusz Dudek przyznał, że przez najbliższe dwa dni nie będzie odbierał telefonu, a jego piłkarze dostaną wolne. Szkoleniowiec wprowadził jednak salę konferencyjną w sporą konsternację, mówiąc, że drużyna… może wybrać się bez konsekwencji na Mariacką. A ulica Mariacka to przecież naczelna „imprezownia” w centrum Katowic! Owszem, zjeżdżają się tam ludzie z całego województwa, ale przecież świętowanie Zagłębia wygranej nad GieKSą właśnie tam mogłoby ujść za niemałą prowokację! Trenerowi od razu wytknięto ów nietakt, ale wydaje się, że trochę zbyt cicho zasugerowano poprawniejsze rozwiązanie. W końcu Sosnowiec ma swoją Mariacką, nazywa się Małachowskiego i choć nie jest tak imponująca, to jednak… jest. Po co więc jechać do Katowic, skoro Zagłębiacy mogą się bawić u siebie? Po co zazdrościć innych stadionów, skoro teraz Sosnowiec ma swoją własną perłę.


Na zdjęciu: Dla tych młodzieńców Stadion Ludowy pozostanie obiektem z legend. Ich całe kibicowskie życie będzie związane z nową areną… nareszcie w pełni zadaszoną.

Fot. Norbert Barczyk/Press Focus