Peszko: Dwa razy odmówiłem Legii

Mateusz Miga: Mecz derbowy z Cracovią to chyba najlepszy, do tej pory, pański występ w Wiśle.
Sławomir PESZKO: – Po takim meczu dochodzi pewność siebie. Dzięki temu, na boisku nie zastanawiasz się przed przyjęciem piłki, co zrobić. Po prostu wiesz. Idziesz do przodu. Zawsze bazowałem na dynamice i na szybkości i wiedziałem, że prędzej czy później to zaskoczy. Nie zapomniałem jak się gra w piłkę, to jak z jazdą na rowerze. Miałem duże zaległości, które krok po kroku nadrabiam. Nie zachłystuję się jednak dobrą formą, bo liczb dobrych jeszcze nie mam. Brakuje mi goli.

To nie jest jeszcze fizyczny szczyt?
Sławomir PESZKO: – Nie. Aczkolwiek ostatnie trzy mecze zagrałem po 90 minut, a w przeszłości nie zdarzało mi się to zbyt często. Zazwyczaj dawałem z siebie wszystko do 70 minuty i schodziłem z boiska.

Po pańskim dośrodkowaniu Jakub Błaszczykowski strzelił gola na 3:0. Tak to dośrodkowanie miało wyglądać?
Sławomir PESZKO: – Gdy się prześledzi moje występy w Lechii to można zauważyć, że moje wrzutki z lewej strony to głównie takie podcinki. Nie mam super wrzutki z lewej nogi, w pełnym biegu. W tym wypadku wykończenie Kuby było o wiele lepsze niż wrzutka.

A więc skrzydła Wisły, choć zaawansowane wiekowo i po przejściach, wciąż niosą.
Sławomir PESZKO: – Tak, cieszę się, ale nigdy nie wątpiłem, że się nie uda. Wiedziałem, że Kuba po powrocie do Polski nie będzie mieć łatwo, jednak z czasem będzie sobie dobrze radził. I to teraz się dzieje – z dnia na dzień. A co do wieku – OK, mamy po 34 lata, ale jak patrzę na typowych skrzydłowych w ekstraklasie to nie uważam, abyśmy byli gorsi. Wiek nie powinien być wyznacznikiem, tylko forma, którą dany zawodnik prezentuje Nie widzę kogoś, kogo miałbym się bać bo jest młodszy i mnóstwo asyst. OK, dobry jest Lukas Haraslin czy Konrad Michalak, który rozegrał w ekstraklasie kilkadziesiąt spotkań, a ma niemal zero goli i asyst. Fakt, jest bardzo szybki, ale tych liczb nie ma.

Po meczu derbowym były dyskusje, czy Cornel Rapa powinien wylecieć z boiska za faul na panu. W powtórkach wyglądało jakby mówił pan sędziemu, że gdyby to pan tak faulował, to dostałby czerwoną kartkę.
Sławomir PESZKO: – On zaatakował mnie z tyłu na ścięgno Achillesa, choć nie miał szans na dotknięcie piłki. Gdy ja w podobny sposób faulowałem Vadisa Odjidja-Ofoę to dostałem zawieszenie na cztery mecze. Nie do mnie jednak należy ocena tej sytuacji.

To było w ostatniej kolejce sezonu 2016/17. Legia przyklepała w tym spotkaniu tytuł mistrzowski. Przypomniał się panu ten mecz teraz?
Sławomir PESZKO: – Tak. To był dla wszystkich ważny mecz. My z Lechią straciliśmy wtedy wszystko, bo po bezbramkowym remisie na Legii zakończyliśmy sezon na czwartym miejscu. Było to wielkie rozczarowanie dla kibiców, dla piłkarzy, całego Gdańska, że nie zagraliśmy w tym meczu bardziej odważnie, ale robiliśmy na boisku to co chcieliśmy wykonać. Tamto spotkanie mocno siedzi mi w pamięci. Teraz znów gramy z Legią. Toczyłem z nimi lepsze i gorsze boje. Nigdy nie udało mi się na ich stadionie zdobyć bramki, a zawsze chciałem tam celebrować trafienie. Udało mi się wygrać, ale gola nie było. Pokonywałem Legie grając w Lechu, Wiśle Płock i w Lechii. Teraz czas na wygraną w barwach Wisły Kraków.

Zadomowił się już pan w Krakowie? Przenieśliście się tu całą rodziną?
Sławomir PESZKO: – Tak, ale rodzina nie jest tu ze mną cały czas. Są oczywiście na każdym meczu, a czasami ja wybieram się do Gdańska. Kraków też nie jest mi obcy. Wychowywałem się na Podkarpaciu, więc często tu bywałem. Teraz jestem w Krakowie, bo chciałem pograć w piłkę w dobrym klubie. Gdyby chodziło o mniejszą markę to nigdy nie zdecydowałbym się na wyjazd z Gdańska.

W Jedliczach, skąd pan pochodzi, kibicowało się Wiśle?
Sławomir PESZKO: – Tak. Mam bardzo dużo znajomych, którzy studiowali i pracowali w Krakowie kibicując przy okazji Wiśle. Są w tym gronie też jednostki za Cracovią i z nimi również mam kontakt.

Gdy pan trafił do ekstraklasy, Wisła zdobywała już tytuły i grała w pucharach.
Sławomir PESZKO: – Jak tu przyjeżdżaliśmy to ciężko było coś ugrać. Myślałem sobie, Boże oni przecież przed chwilą grali z Realem. Co prawda nie mogli się przebić, ale potem my przegrywaliśmy z nimi, a to pokazywało jak głęboka była ta przepaść. Mistrzowskie składy Wisły wciąż mam bardzo dobrze w pamięci. Pamiętam jednak też taki mecz 4:4 w Płocku, który był dowodem na to, że można było z nimi powalczyć, zawsze jednak był duży respekt do wielkiego klubu z tradycją.

To pan też kibicował Wiśle w dzieciństwie?
Sławomir PESZKO: – Nie, kibicowałem przede wszystkim zagranicznym drużynom, głównie włoskim. Kibicowałem Widzewowi, gdy awansował do Ligi Mistrzów, choć sam jeszcze nie myślałem wtedy o karierze piłkarza. Mi też udzieliła się Citkomania. Potem poniosło mnie w różne kluby już jako piłkarza. Utożsamiałem się z każdym z nich, dawałem z siebie maksa, nigdy nie interesowały mnie sentymenty. Gdybym teraz mógł zagrać w barwach Wisły przeciwko Lechii to też zrobiłbym wszystko, byśmy wygrali.

Żałował pan, że Lechia nie zgodziła się, by pan zagrał w tym spotkaniu?
Sławomir PESZKO: – Tak. Trochę to dla mnie niezrozumiałe. Niby trener mnie nie widzi, a boją się, bym nie zagrał przeciwko nim.

Doprecyzujmy jak jest z pańską pensją, bo w świat poszła nieco przekłamana wersja. Normalnie to Wisła opłaca pańską pensję, a sponsor zewnętrzny, Wojciech Kwiecień, wejdzie do gry tylko wtedy, gdy klub nie będzie wypłacalny, tak?
Sławomir PESZKO: – Tak. Ale Wisła na razie staje na nogi, to nie jest klub na krótką metę. Dziś odkładam na bok te wszystkie historie z otoczeniem klubu, poprzednim zarządem, problemami. Śmieję się trochę, że to jak z restauracją McDonald’s. Codziennie ją widzę, ale tam nie wchodzę. Tam samo jest z hejtem czy wyzwiskami kibiców na obcych stadionach. Widzisz to, słyszysz, ale w to nie wchodzisz.

W niedzielę możecie pomóc Lechii wygrywając z Legią.
Sławomir PESZKO: – Bardzo bym chciał, aby Lechia zdobyła mistrzostwo. To, że nie dogadywałem się z trenerem nie przeszkadza mi, by im kibicować. W klubie jestem lubiany, często spotykam się z chłopakami z Lechii.

Była kiedyś możliwość, by trafił pan do Wisły wcześniej niż dopiero teraz?
Sławomir PESZKO: – Nie. Jak wracałem do Polski z Niemiec to dwa razy odmawiałem Legii. Nigdy się nie identyfikowałem z tym klubem. Wcześniej kibicowałem Widzewowi, potem grałem w Lechu. Do Legii nie było mi więc po drodze i nie czułbym się tam dobrze. Wiem jednak, że to jeden z najlepszych klubów w Polsce, na tę chwilę najbogatszy i co roku walczy o mistrzostwo.

Legia w lidze punktuje ostatnio regularnie, ale ciężko patrzy się na jej grę. Mecze Wisły to za to prawdziwe show z dużą liczbą bramek.
Sławomir PESZKO: – Każda drużyna ma swoje problemy i różne jest ich podłoże. Tutaj być może chodzi o relacje z trenerem, to naturalna rzecz, gdy spotyka się tyle mocnych charakterów. Szczegółów nie znam, bo nie skupiam się na informacjach z Legii.

Wisła nie wygrała u siebie pięciu ostatnich meczów z Legią, nawet nie zdobyła gola.
Sławomir PESZKO: – Widziałem jesienny mecz w Warszawie i uważam, że Wisła powinna to wygrać. Wasyl mówił mi niedawno, że ostatni mecz w Krakowie zakończył się porażką 0:1. Nabraliśmy optymizmu strzelając 9 goli w ostatnich dwóch meczach. Do spotkania z Legią podejdziemy ze spokojem, ale ze swoim planem na mecz i z dobrym nastawieniem,

Podoba się panu podejście Macieja Stolarczyka? Nie bolą go stracone gole, pod warunkiem, że strzelicie więcej.
Sławomir PESZKO: – To jest 180 stopni inaczej niż w Lechii. Tam jest głównie zabezpieczenie defensywy, gol na 1:0, potem bronienie wyniku. Robią to skutecznie. W Wiśle jest przede wszystkim gra w piłkę, ofensywa. Coś dla oka kibica. W ostatnich spotkaniach przełożyło się to na dobry wynik, więc można to połączyć – grać widowiskowo i efektywnie.

Dlatego stadion Lechii świeci pustkami, a na Wiśle komplety.
Sławomir PESZKO: – To jest problem. Wiem, że są różne akcje, by przeciągnąć kibiców. Ja się śmieje, że tam jest morze, które przy ładnej pogodzie ciągnie ludzi na plażę. Jest tu jakiś problem. Stadion jest wielki, więc kilkanaście tysięcy osób nie wygląda okazale. Nie wyobrażam sobie, by w grupie mistrzowskiej stadion nadal świecił pustkami.

Wie pan, kto po meczu z Legią będzie mieć w ekstraklasie najlepszą frekwencję?
Sławomir PESZKO: – Wisła. Wiem, że znów bilety zostały wyprzedane. Sam kupiłem sporo. Przyjeżdża moja akademia z Rzeszowa na szkolny sektor. Dla nich to będzie duże przeżycie.

Zna pan już swoją przyszłość?
Sławomir PESZKO: – Na to jeszcze za wcześnie, na razie żadnych głosów ani z Krakowa ani z Gdańska nie otrzymuję. Teraz przed nami ważny tydzień, bo wyjaśni się nasza przyszłość w ósemce. Na tym się skupiam. Gdy to będzie zapewnione, trzeba będzie porozmawiać w Krakowie i w Gdańsku o tym, co dalej.