Peszko: W jakiej poważnej lidze są podziały

Po meczu w Sosnowcu piłkarze „Białej Gwiazdy” byli wściekli na siebie. Trener Maciej Stolarczyk ostrzegał ich, by nie dali się wciągnąć w grę pod dyktando gospodarzy, a jednak to się nie udało. Mecz wyglądał dokładnie tak, jak wyobrażał sobie trener Zagłębia, Valdas Ivanauskas. Wisła nie była w stanie zdominować gospodarzy, a zamiast spokojnej gry – piłka latała z jednego pola karnego na drugie, a na koniec większą determinacją wykazali się piłkarze Zagłębia.

Nie zawsze strzelisz pięć goli

– Przegraliśmy przez słabą postawę w defensywie i kilka błędów indywidualnych – ocenia Sławomir Peszko. –  Wiedzieliśmy, że Zagłębie walczy o życie i będzie ciężko. Po trzech dobrych meczach byliśmy jednak nastawieni optymistycznie. Jestem rozczarowany i zły na siebie za ten wynik. Tyle wkładasz w przygotowania do meczu, a potem wracasz do Krakowa bez punktów. Pierwsza ósemka wcale nie jest dla nas tak pewna, byśmy mogli sobie tracić punkty w Sosnowcu – dodaje.

– Przy wyniku 3:3 myślałem już, że jesteśmy na właściwych torach i wygramy. Byłem przekonany, że Zagłębie będzie się już tylko bronić, a my będziemy nękać ich kolejnymi sytuacjami. Tym czasem to oni strzelili gola, a nasze zrywy nie dały wielkich efektów. Skoro tracisz cztery gole na wyjeździe, to trudno wygrać. Musielibyśmy strzelić pięć, a to często się nie zdarza. Zdarzyło się w Kielcach, ale to nie będzie codzienność – opisuje Peszko.

Nie lubi podziału

Były reprezentant Polski rozegrał w środę dobre spotkanie. Po faulu na nim Wisła miała rzut karny, z którego Rafał Pietrzak zdobył bramkę na 3:3. Za to w barwach Zagłębia motorem napędowym był Szymon Pawłowski, który po sezonie może trafić do Wisły. – Szymon to dobry zawodnik, doświadczony z gry w ekstraklasie, więc wie, jak się zachować. Czasami sobie z nim nie radziliśmy. Szkoda, bo przed meczem analizowaliśmy grę Zagłębia i wiedzieliśmy, że często zagrywają piłkę za linię obrony, a Pawłowski szuka miejsca między liniami. Trzeba przełknąć tę gorycz porażki i jak najszybciej wrócić na dobre tory – przekonuje Peszko.

Jeszcze dwie kolejki i liga zostanie podzielona na grupy. – Nie lubię tego systemu rozgrywek. W jakiej poważnej lidze są jakieś podziały? – pyta retorycznie Peszko. – Do tego dochodzi duża presja na całym klubie. W ciągu tygodnia pracę straciło czterech trenerów. Pamiętam sezon, gdy Podbeskidzie spadło z ligi z praktycznie dziewiątego miejsca. Tak, jest dreszczyk emocji, liga jest wyrównana do końca w walce o tytuł, ale nie przekłada się to na organizację naszych drużyn i obecność w Europie – dodaje skrzydłowy Wisły.

Wisła w Sosnowcu grała bez Jakuba Błaszczykowskiego i Marcina Wasilewskiego. Obaj pojawili się na meczu, ale obserwowali spotkanie z trybuny VIP. Nie wiadomo, czy wykurują się na mecz z Piastem Gliwice. Do tego mecz z Zagłębiem z urazem pachwiny skończył Vullnet Basha, a już po zakończeniu spotkania żółtą kartkę zobaczył Łukasz Burliga, co eliminuje go z występu w piątkowym spotkaniu.

Za krótka ławka

Stolarczyk niecierpliwie czekać będzie na diagnozę w przypadku Błaszczykowskiego i Wasilewskiego. – To będzie wyścig z czasem, by zagrali w sobotę – mówi. Mecz w Sosnowcu był pierwszym tak namacalnym dowodem w tej rudzie, że Wisła ma za krótką ławkę rezerwowych. Na ławce Stolarczyk miał do dyspozycji Rafała Boguskiego, jednego 20-latka, dwóch, trzech zawodników z rocznika 2000 i jednego z 2001. To utalentowani zawodnicy, ale na dziś żaden z nich nie jest w stanie wejść na boisko i odwrócić losy spotkania. Basha powinien być gotów do gry w sobotę, badania wykazały u niego jedynie drobny uraz mięśniowy.

– Gdy ubywa takich dwóch ludzi jak Kuba i Marcin, to na pewno ma to wpływ na zespół. Ale teraz w każdym meczu prawdopodobnie będzie kogoś brakowało. Pojawiają się urazy, kartki i trzeba się po prostu z tym liczyć – podkreśla Peszko. – W meczu z Piastem będziemy chcieli udowodnić, że jesteśmy mocni. Będziemy mieli za nami naszą publiczność, a i rywale mają świadomość, że w Krakowie nie tak łatwo nas ograć – dodaje.

Na zdjęciu: W Sosnowcu Peszko nie strzelił gola, ani nie zanotował asysty, ale był mocnym motorem napędowym wiślaków.