PGNiG Superliga. W Opolu zachorowali

Cztery porażki z rzędu, poślizg w wynagrodzeniach, dyrektor sportowy gryzący się w język – „gang Kuptela” kończy rok na minusie. W Gwardii jakby coś pękło…


Jeszcze nieco ponad miesiąc temu siódemka z Opola rozdawała w lidze karty – w dzień niepodległości pokonała w Zabrzu brązowych medalistów poprzedniego sezonu, a trzy dni później wyrwała zwycięstwo z Grupą Azoty Tarnów i z bilansem sześciu wygranych w ośmiu meczach w tabeli z dołu spoglądała tylko na Vive Kielce.

Przełom listopada i grudnia był jednak dla gwardzistów jazdą po równi pochyłej. Przegrane w Mielcu, Kwidzynie, u siebie z Zagłębiem Lubin i na koniec w Kaliszu zepchnęły zespół Rafała Kuptela na 6. miejsce w tabeli. Może i dobrze, że odwołano mecz z Orlen Wisłą, bo czarna seria brązowych medalistów sprzed dwóch lat byłaby prawdopodobnie jeszcze dłuższa.

– Apetyty na początku sezonu były spore. Może za szybko zaczęliśmy marzyć, rzeczywistość okazała się brutalna po raz kolejny – przyznaje kapitan Gwardii Mateusz Jankowski.

Nie wiadomo tylko, czy w Opolu choroba nie zatoczyła dalej niż boisko.

Nieprzespane noce

Najbardziej zastanawiająca była niedzielna porażka w Kaliszu z innym kandydatem do czołowej czwórki – w pierwszej połowie Gwardia prowadziła z Energą już 6 golami, do przerwy czterema, ale drugą została zlana 8:19… Podobnie było tydzień wcześniej w Kwidzynie. W pierwszych i drugich połowach opolanie to dwa różne zespoły.

– Chcielibyśmy bardzo, może za bardzo. Raz, dwa, trzy obiliśmy Łukasza Zakretę i podcięło nam skrzydła. Podobnie było w Kwidzynie. Z tych ostatnich meczów, przynajmniej dwa byliśmy w stanie wygrać. Mamy problem, którego nie potrafię opisać, choć w ręczną gram kilkanaście lat. Mocno przeżywam te porażki, są i nieprzespane noce, ale nie mogę dojść do racjonalnego wytłumaczenia. Trenujemy z pełnym zaangażowaniem, tak jak dotąd, ale wyniki tego nie potwierdzają. Fizycznie jesteśmy dobrze przygotowani, ale coś się przyblokowało – zauważa Jankowski.

Słabsza bramka

Dyrektor Gwardii Tomasz Wróbel podkreśla inną rzecz: – Z Górnikiem i Tarnowem mieliśmy farta, z Lubinem czy MMTS-em się odwróciło. Tabela w środku jest bardzo spłaszczona, liga się wyrównała, w tym koronoszalonym sezonie poza Vive każdy może wygrać z każdym. Jedni po chorobie grają pięć meczów w 15 dni, inni czekają dwa tygodnie. To nie sprzyja stabilizacji formy – przekonuje Wróbel.

I dodaje: – Jako klub straciliśmy też dużo finansowo na covidzie. Mamy mniejszy budżet, nie możemy rywalizować z takimi klubami jak Azoty. Co roku tracimy najlepszych graczy, najpierw Antka Łangowskiego, ostatnio Mateusza Zembrzyckiego. A bramka w tym sezonie gra poniżej poziomu, do którego nas przyzwyczaiła – podkreśla dyrektor. Adam Malcher – trzykrotnie wybierany brankarzem sezonu PGNiG Superligi – w Kaliszu bronił na słabiutkim poziomie 16 procent, przy średniej w sezonie niecałe 29.

Poślizg w wypłatach

W maju w Opolu zmienił się właściciel Gwardii – został nim znany opolski karateka Wojciech Radziewicz. Kryzys wywołany pandemią sprawił, że budżet Gwardii jest nieoficjalnie przynajmniej o milion złotych mniejszy niż w poprzednich latach. W klubie szuka się oszczędności. Doszły nas słuchy, że zawodnicy mają około miesięczny poślizg w wypłatach kontraktów. Chcieliśmy to potwierdzić u źródła, ale prezes Radziewicz nie odpowiedział na nasze kilkukrotne prośby.

Także w głosie dyrektora Wróbla – zwykle zarażającego pozytywną energią – słychać jakby zniechęcenie. – Proszę mnie nie ciągnąć za język, o zatory płatnicze trzeba pytać prezesa, ja pracuję w Gwardii społecznie (Wróbel jest m.in. kierownikiem Stegu Areny, w której Gwardia rozgrywa mecze – przyp. red.) – mówi zniecierpliwiony Wróbel.

Na pytanie, czy w nowym roku wciąż będzie w Gwardii dyrektorem, odpowiada dyplomatycznie: – Nie chciałbym zostawiać drużyny w potrzebie…

Uderzyć się w pierś

Jankowski przekonuje, że ostatnie porażki to nie jest „problem szatni”. – Atmosferę mamy dobrą, choć wiadomo, że budują ją zwycięstwa, a porażki powodują dyskomfort. Ale nie ma niesnasek, jako kapitan od razu bym reagował – zapewnia „Janek”.

Gwardziści przeżywają trudny moment, prawdopodobnie choroba dopadła ich nie tylko na boisku. Mimo to wciąż nie mają wielkich strat do Górnika (5 pkt) czy Energi (3), a do końca sezonu wciąż dużo grania. Wiosną do Opola przyjadą zespoły z Zabrza, Kalisza, a także Azoty Puławy. – Musimy uderzyć się w pierś i iść dalej. Czas świąt jest dobry na przemyślenia i analizy. Sztab na pewno wyciągnie wnioski, od kogo oczekiwać więcej. Każdy w tej lidze ma lepsze i gorsze momenty. To dopiero pierwsza runda, w drugiej jeszcze wszystko może się odmienić – uważa Mateusz Jankowski.

6

ZWYCIĘSTW i porażek w 12 meczach zanotowała Gwardia w tym sezonie. Jedną z porażek poniosła w rzutach karnych, więc dopisała za nią 1 punkt. Siódemka z Opola jest 6. w tabeli; do rozegrania z 1. rundy pozostał jej 1 mecz – u siebie z Orlen Wisłą Płock.


Na zdjęciu: Kapitan Mateusz Jankowski (z prawej) przekonuje, że w Gwardii nie ma „problemu szatni”…

Fot. Norbert Barczyk/PressFocus