PHL. Mistrz lepszy od lidera

JKH GKS Jastrzębie zagrał w końcu tak, jak przystało na obrońcę trofeum. Po raz pierwszy w tym sezonie ligowym pokonał Unię Oświęcim.


We wtorek lider rozgrywek PHL pewnie pokonał rywala z Sosnowca, ale wszyscy kibice Unii Oświęcim zdawali sobie doskonale sprawę z tego, że w rywalizacji z mistrzem Polski nie będzie tak łatwo. I tak też było. Jastrzębianie, którzy wcześniej w tym sezonie trzy razy przegrali z Unią w lidze, od początku starali się narzucić rywalowi własny styl gry. Mateusz Bryk, gdy na ławce kar „odpoczywał” Trandin, huknął z niebieskiej i zmieścił krążek w okienku bramki Clarke’a Saundersa, który nie zdążył nawet mrugnąć.

Unia wyrównała trochę przypadkowo. Jegor Orłow za bardzo nie wiedział, co ma zrobić z krążkiem i postanowił wrzucić go przed bramkę. Tam „gumę” strącił Teddy Da Costa, który zmylił Patrika Nechvatala. Swoją drogą warto podkreślić, że jastrzębski bramkarz spisywał się wczoraj bardzo dobrze, a na dodatek miał sporo szczęścia. Jak pod koniec pierwszej tercji, kiedy to po strzale Aleksandra Strielcowa na oświęcimskim lodowisku zadźwięczał słupek.

Początek drugiej tercji, tak się wydawało, nie był udany dla jastrzębian. Mistrzowie Polski popełnili błąd podczas zmiany i jeden z nich musiał udać się na dwie minuty do boksu kar. Ale niedługo po tym zespół Roberta Kalabera wrócił na prowadzenie. Wszystkiemu „winien” Martin Kasperlik, były zresztą gracz Unii, który idealnie przymierzył z koła bulikowego i pokonał Saundersa.

Następnie jastrzębianie pokazali coś, z czego słynęli w poprzednim mistrzowskim sezonie. Czyli świetną organizację gry w defensywie. Unia atakowała, starała się, ale wszystko wyglądało, jak bicie głową w mur. A na dodatek oświęcimianie popełnili rażący błąd podczas gry w przewadze. Zgubili krążek, a Vitalijs Pavlovs to wykorzystał. Łotysz pognał sam na bramkę rywala i przymierzył w okienko.

Nie można powiedzieć, że od tego momentu zespół z Oświęcimia stracił motywację. Ale istotnie ataki „biało-niebieskich” pozbawione były tego czegoś, co pozwala uwierzyć, że mecz nie jest jeszcze przegrany. To zadziałało jedynie na korzyść zespołu z Jastrzębia, który czuł się na tafli lidera rozgrywek bardzo pewnie. Co udowodnił w trzeciej tercji.

Roman Rac zagrał zza bramki do nadjeżdżającego Dominika Pasia, który najpierw trafił w bramkarza, ale poprawka była już skuteczna. To trzeci w tym sezonie gol wychowanka JKH GKS Jastrzębie po powrocie do macierzystego klubu z czeskich wojaży. I trafienie, które zupełnie pozbawiło ducha walki w obozie przeciwnika.

Ostatni kwadrans tego spotkania upłynął pod znakiem nudy. Niewiele na tafli się działo. Dobrze zorganizowani w defensywie jastrzębianie pokazali jedynie, że po niepewnym początku sezonu wracają na właściwe tory. Unia? Strzeliła wprawdzie jeszcze jedną bramkę, ale musiała przełknąć pierwszą od 21 listopada ub. roku ligową porażkę. Następnie oświęcimianie wygrali 9 meczów z rzędu, ale wczoraj zostali zatrzymani przez rywala z Jastrzębia-Zdroju.


Re-Plast Unia Oświęcim – JKH GKS Jastrzębie 2:5 (1:1, 0:2, 1:2)

0:1 – Bryk – Kalns – Rac (5:42, w przewadze), 1:1 – Da Costa – Orłow – Themar (12:12), 1:2 – Kasperlik – Bryk – Kalns (25:31), 1:3 – Pavlovs (32:12, w osłabieniu), 1:4 – Paś – Rac – Urbanowicz (44:39, w przewadze), 2:4 – Oriechin – Da Costa (58:45, w przewadze), 2:5 – Razgals (59:59, w osłabieniu do pustej)

Sędziowali Przemysław Gabryszak i Daniel Lipiński oraz Michał Gerne i Wiktor Zień. Widzów 1700.

UNIA: Saunders; Orłow – Stasienko, Bezuszka – Glenn, Paszek – M. Noworyta, P. Noworyta; Da Costa – Rollin Carlsson – Themar, Dziubiński (2) – W. Strielcow – A. Strielcow, Kowalówka – Krzemień – Oriechin, Prusak – Trandin (2) – Wanat (2). Trener Piotr SARNIK,.

JASTRZĘBIE: Nechvatal; Górny (2) – Bryk (2), E. Szevczenko – Kamieniew, Bahalejsza (4) – Kostek, Horzelski – Płachetka; Kalns – Rac (2) – Kasperlik (2), Razgals – Pavlovs – A. Szevczenko, Pelaczyk (2) – Paś – Urbanowicz, R. Nalewajka – Jarosz – Ł. Nalewajka. Trener Robert KALABER.
Kary: Unia – 6 min, Jastrzębie – 16 min (w tym 2 min. tech.).



Na zdjęciu: Dominik Paś po powrocie z Czech nie zapomniał, jak strzela się gole dla mistrza Polski.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus