Piast Gliwice. Bez goleadora da się żyć?

Historia występów Piasta w Ekstraklasie nie jest może bardzo bogata, ale przynosiła w przyszłości ciekawe wnioski. Gdyby odjąć wspomnianego Wilczka, który sięgnął po koronę króla strzelców, Hiszpana Rubena Jurado i duet Martin Neszpor-Josip Bariszić, to na ogół przy Okrzei w elicie mają problem ze snajperami. Śmiałków do pokonania bariery 10. gol było wielu, ale większości się nie udało. Na tej liście są Sebastian Olszar, Maciej Jankowski, Michal Papadopulos i… Piotr Parzyszek.

Magiczna liczba 10

W tym ostatnim przypadku jeszcze nic nie jest pewne, bo aktualny napastnik Piasta ma potencjał i jeszcze czas do tego, żeby „magiczną” barierę przekroczyć. W poprzednim sezonie zabrakło minimalnie, bo Parzyszek zakończył mistrzowskie rozgrywki z 9 golami w lidze na koncie. W tym sezonie w Ekstraklasie zdobył dwie bramki, ale grania przed napastnikiem i Piastem jeszcze sporo.

Sam Parzyszek na każdym kroku podkreśla, że podchodzi do własnej osoby z dużą dozą krytyki i rozumie też kibiców. – Ostatnio byłem krytykowany za to, że nie strzelam. I to rozumiem. Przecież to prawda, fakty. Widziałem też, że liczyli mi minuty bez strzelonej bramki. I to też rozumiem.

Może zbyt bardzo siebie krytykuję, ale tak się już nauczyłem, że zawsze może być lepiej – przyznał niedawno w jednym z wywiadów. Kibice w Gliwicach jednak marzą o następcy Wilczka, o kimś, kto regularnie da drużynie kilkanaście goli.

Obecnie konkurentem Parzyszka jest pozyskany tego lata Patryk Tuszyński, ale były zawodnik Zagłębia Lubin czeka na debiutanckie trafienie w lidze. Pytanie jednak, które nasuwa się bardzo szybko, może zaskakiwać. Czy Piast w ogóle potrzebuje super strzelca? A może styl gry, jak i dokonania w ostatnich sezonach pokazują, że nie jest to warunek konieczny do dobrych wyników i sukcesów?

Pomoc dla Felixa

Historia nie kłamie. Piast zdobył mistrzostwo Polski, mają na liście strzelców kilkanaście nazwisk, a żaden piłkarz nie zdobył dwucyfrowej liczby bramek. Gdy gliwiczanie sięgali po wicemistrzostwo Polski za trenera Radoslava Latala było podobnie, choć dwaj napastnicy mieli po 11 goli.

Wspomagała ich jednak cała rzesza piłkarzy. Strzelali niemal wszyscy, pomocnicy i obrońcy. Ta nieobliczalność była ogromnym atutem gliwiczan. Przeciwnik nie mógł skupić się jednym lub dwóch piłkarzach i „wyłączyć” ich z gry. Zagrożenie mogło nadejść z każdej strony. Obrońcy byli groźni ze stałych fragmentów gry, pomocnicy z dystansu, a napastnicy w polu karnym. Dla defensywy rywala – koszmar.

Czasem jednak skuteczny snajper to brakujące ogniwo i skarb. Być może właśnie teraz jest ten sezon, w którym przydałby się Piastowi ktoś, kto weźmie ciężar zdobywania bramek na swoje barki. Na razie robi to niespodziewanie Jorge Felix, który strzelił 5 ze wszystkich 10 goli Piasta w Ekstraklasie. Hiszpan jest jednak pomocnikiem i trudno będzie mu utrzymać taka skuteczność przez cały sezon.

Martwić może bardziej fakt, że mistrzowie Polski w 10 meczach strzelili właśnie 10 goli, a w każdym poprzednim sezonie średnia zdobywanych bramek była wyższa. Obecnie tylko Górnik, Arka, Korona i ŁKS mają mniej zdobytych bramek. Wszystkie te drużyny plasują się w dolnej części tabeli. Gdzie więc szukać nadziei dla Piasta? Na pewno w fakcie, że gliwiczanie mają okazję, tylko często ich nie wykorzystują.

Po drugie wspomniani napastnicy – Parzyszek i Tuszyński mają potencjał, by dołożyć znacznie więcej trafień. Potrzebują jednak większego wsparcia od kolegów z drużyny. Im szybciej te problemy zostaną pokonane, tym lepsze wyniki osiągać będą piłkarze z Okrzei.

Na zdjęciu: Patryk Tuszyński (z lewej) ma podnieść rywalizację o miejsce w ataku Piasta. Jak na razie jednak gola nie strzelił.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ