Piast Gliwice. Długie 562 dni

Osiemdziesiąta druga minuta meczu Piasta z Miedzią zostanie zapamiętana na długo przez kibiców, jak i Patryka Dziczka. To właśnie wtedy rozpoczął się kolejny etap jego przygody z piłką, którego mogło nie być.


W poprzednim tygodniu opisaliśmy dramatyczne chwile Dziczka we Włoszech, które sprawiły, że utalentowany pomocnik, którego kariera krok po kroku nabierała rozpędu, musiał się zatrzymać i zapomnieć o futbolu na pewien czas, choć były też obawy, że na zawsze. Na szczęście tak się nie stało, choć dopiero w Katarze udało się spotkać z lekarzem FIFA, który wydał piłkarzowi pozwolenie na powrót do profesjonalnej gry w piłkę.

Szansa od Piasta

Już sam powrót do treningów i podpisanie kontraktu z Piastem odbiło się szerokim echem. Ta wiadomość wywołała lawinę pozytywnych komentarzy kibiców nie tylko z Gliwic, ale z całej Polski. Nic dziwnego, że radowano się przede wszystkim przy Okrzei i okolicach, bo „Dziku” wrócił do domu i do klubu, którego jest wychowankiem.

– Patryk dostaje od nas szansę powrotu na boisko i do formy sportowej, bo kto, jak nie Piast powinien mu ją dać. Piast to klub, w którym Patryk się wychował i odnosił największe sukcesy. Wierzymy, że jego powrót i kolejne występy w naszych barwach utwierdzą wszystkich w słuszności podejmowanych przez nas decyzji. Otwieramy nowy rozdział, który chcemy, by był kojarzony z kolejnymi sukcesami klubu – powiedział po podpisaniu kontraktu Bogdan Wilk, dyrektor sportowy Piasta.

Jak za dawnych lat

W szatni Piasta można było poczuć się jakby czas się cofnął. W poniedziałkowy wieczór po wygranym meczu z Miedzią był tam i Dziczek, i Jorge Felix, i Gerard Badia, który wpadł w odwiedziny. – Bardzo się ucieszyłem, gdy usłyszałem że wraca i że z jego zdrowiem wszystko jest w porządku – przyznał Felix. – Specjalne gratulacje dla Patryka. Dobrze go widzieć na boisku – dodał Badia.

Sam bohater grał dziesięć minut, ale dla niego było to coś wielkiego, bo chyba on sam nawet nie wierzył w to, że po tak krótkim czasie otrzyma od sztabu szkoleniowego szansę występu w meczu ligowym. Trener Waldemar Fornalik doszedł jednak do wniosku, że nic tak nie buduje formy, jak rytm meczowy.

– Dla mnie to jest coś pięknego wrócić. Chodzi nie tylko o Gliwice, ale też o powrót do gry. To cudowne. Po okresie badań, które miały rozstrzygnąć czy jestem zdolny do gry, to potrafiło zmęczyć głowę, ale zawsze byłem zdeterminowany, by tego dokonać, dlatego bardzo się cieszę, że tak się stało. Cieszę się z tych pierwszych minut, bo długo na to czekał. Najważniejsza jest jednak drużyna, która wygrała – przyznał Patryk Dziczek, powracający do grania po 1,5-rocznej przerwie.

Wiele przed nimi

Na razie nie można mówić o wpływie Dziczka na grę drużyny. Z pewnością w hierarchii pomocników akcje innych zawodników stoją wyżej. Ale najważniejsze jest, że „Dziku” dał sygnał, pokazał, że istnieje i nie przyszedł tylko do Piasta dla atmosfery. Jeszcze może dać wiele dobrego, ale z pewnością na pierwszym miejscu będzie dla niego drużyna, choć właśnie jego powrót na ekstraklasowe boiska przykuł większość uwagi po meczu Piasta z Miedzią, który nie był porywającym widowiskiem .

– Trudny mecz, w którym wiedzieliśmy, że Miedź będzie próbowała grać bokami. Mają dobrych bocznych pomocników i spodziewaliśmy, że tamtędy będą szukali sobie miejsca. Straciliśmy bramkę właśnie po akcji z bocznej strefy. Pierwsza połowa była trudniejsza do odczytania przeciwnika, ale druga po wprowadzonych przez trenerów korektach wyglądała dużo lepiej, dlatego tym bardziej cieszę się, że jest wygrana przy okazji mój powrót na boisko i trzy punkty zostały zdobyte. Teraz naszym celem jest powtórzyć ten wynik w derbach, by kolejne trzy punkty przyjechały do Gliwic – podsumował Dziczek.


Na zdjęciu: Patryk Dziczek znów na murawie i to w domu, czyli przy Okrzei w Gliwicach.

Fot. Tomasz Kudała/PressFocus