Piast Gliwice. Element do poprawki

Mecze z Lechią i Wisłą były w wykonaniu gości z Okrzei bardzo dobrze. Gra śląskiej ekipy mogła się podobać, Piast dominował nad rywalami i grał z polotem. Po raz kolejny jednak okazało się, że futbol to nie łyżwiarstwo figurowe i za styl punktów się nie przyznaje. Z jednej strony gliwiczanie są chwaleni za oba mecze wyjazdowe, z drugiej matematyka jest bezwzględna i po tych meczach dopisali sobie tylko jeden punkt. Dlaczego tak się stało?

Koncentracja czy ustawienie?

Pewnie powodów może być kilka, m.in. nieskuteczność, brak spokoju czy szczęścia, ale na pierwszy plan wyłaniają się problemy we własnym polu karnym przy stałych fragmentach gry wykonywanych przez rywali. Wystarczy przeanalizować wszystkie gole stracone w Gdańsku i Krakowie, by wyciągnąć właśnie takie wnioski. Co prawda Piast pierwszego gola w meczu z Lechią nie stracił bezpośrednio po rzucie rożnym, ale akcja po jego wykonaniu trwała nieprzerwanie i piłka po wybiciu ponownie wróciła w pole karne, a złe piąstkowanie bramkarza wykorzystał Błażej Augustyn. Drugi gol to dośrodkowanie z rzutu wolnego na głowę Michała Nalepy.

W Krakowie gliwiczanie dali się dwukrotnie zaskoczyć z rzutów rożnych, a obrońców gliwiczan oszukał Matej Palczicz. Kibice Piasta i piłkarze, mogą zwłaszcza żałować pierwszego straconego gola. Drużyna trenera Waldemara Fornalika dominowała w pierwszej połowie spotkania z „Białą gwiazdą” i gospodarze nie byli w stanie strzelić im gola nawet z rzutu karnego. Po chwili jednak padła bramka wyrównująca.

– Po tym obronionym karnym była duża euforia i to mógł być przełomowy moment tego meczu. Taka jest piłka nożna i takie sytuacje mają miejsce. Kiedy jesteśmy na boisku, każdy jeden zawodnik wspiera drugiego i jeśli pierwszy popełni nawet minimalny błąd, drugi stara się go naprawić – mówił po sobotnim spotkaniu, napastnik Piasta Michal Papadopulos.

Drugi gol to także efekt sprytnego i szybkiego rozegrania rzutu rożnego. – Wisła fantastycznie wykorzystała rzut różny, zablokowali kilku zawodników, w tym mnie. Powstała wolna przestrzeń, a oni wiedzieli, jak ją spożytkować – opisywał sytuację obrońca Jakub Czerwiński.

Indywidualnie bez zarzutu

Wyróżniający się stoper całej ligi, po meczu w Krakowie był bardzo zły, bo zdawał sobie sprawę, że za łatwo Piast dał sobie strzelić gole. – Dziwne uczucia towarzyszą po tym meczu, bo straciliśmy bramki po stałych fragmentach gry. I to najbardziej nas boli. Na szczęście daliśmy radę odrobić stratę i zremisowaliśmy – dodał „Czerwo”. Podobnie uważali i inni koledzy z drużyny. – Szkoda dwóch bramek straconych po stałych fragmentach gry. Mimo iż, w szatni powiedzieliśmy sobie, że musimy być skoncentrowani podczas tych elementów, a drugą bramkę straciliśmy w podobny sposób. Trzeba będzie to przeanalizować i wyciągnąć wnioski, żeby w kolejnych meczach te błędy się już nie powtarzały – podkreśla pomocnik Patryk Dziczek.

Patrząc całościowo, dość zaskakujący wydaje się kłopot Piasta z obroną stałych fragmentów gry. Po pierwsze dlatego, że gra w defensywie była jednym z głównych elementów, za które solidnie zabrał się trener Waldemar Fornalik i jego sztab. To właśnie gra obronna uległa znaczącej poprawie w stosunku do poprzednich okresów. Po drugie, wspomniany Jakub Czerwiński czy Aleksandar Sedlar, to więcej niż solidni ligowcy, którzy przez cały sezon prezentują świetną formę. W tym przypadku 1+1 nie daje jednak 2.

Być może sprawa jest prostsza niż się wydaje, trzeba dokonać niewielkiej korekty w ustawieniu przy stałych fragmentach gry rywali lub zwrócić uwagę na pewne zachowania? Zdecydowanie ważniejsze jest to, że gra Piasta wciąż wygląda dobrze i potrzebna jest tylko kosmetyka, bo w grupie mistrzowskiej o końcowej kolejności mogą decydować detale…

 

Liczby

34,48 PROCENT wszystkich straconych przez Piasta goli stanowiły te po stałych fragmentach gry.

10 BRAMEK w tym sezonie stracili gliwiczanie po stałych fragmentach. 3 lub 4, zależy jak liczymy miały miejsce w dwóch ostatnich meczach wyjazdowych.

 

Na zdjęciu: W polu karnym Piasta, w ostatnich meczach dzieje się więcej nieprzyjemnych rzeczy niż zwykle.