Piast Gliwice. Gorzki, zapomniany smak

Poniedziałkowy mecz z Wartą przyniósł Piastowi nie tylko przerwanie pięknej passy, ale i występ pełen niedosytu i rozczarowania.


Takie porażki bolą chyba najbardziej, bo patrząc jedynie na statystyki, gliwiczanie byli stroną dominującą. Patrząc przez pryzmat stworzonych okazji – również. W piłce liczy się jednak to, co w „sieci” i tym razem szczęście nie było po stronie gliwiczan.

Ktoś może powiedzieć, że suma szczęścia i nieszczęścia w futbolu wychodzi na zero, bo przecież w pierwszej tegorocznej kolejce los wyraźnie sprzyjał Piastowi w meczu z Wisłą Kraków. Tam równie dobrze gliwiczanie mogli zdobyć zero lub jeden punkt, a wracali z trzema.

Znów ta nieskuteczność

Teraz jest odwrotnie, ale przebieg meczu, jak i szansa na awans w ligowej tabeli sprawiły, że bardzo ciężko przełyka się gorycz tej porażki. – Jesteśmy źli, że przegraliśmy ten mecz – mówił po meczu Waldemar Fornalik.

– Stworzyliśmy ze dwie, trzy sytuacje, po których powinniśmy byli zdobyć bramki, a tak się nie stało. W piłce tak czasem bywa, że zespół, który stwarza więcej sytuacji nie wygrywa i taka sytuacja miała miejsce teraz – dodawał szkoleniowiec Piasta. Dużo ożywienia w szeregi gospodarzy wprowadził rezerwowy Gerard Badia, który mógł doprowadzić do wyrównania.

– Szkoda, mieliśmy dużo więcej sytuacji niż Warta, która czekała tylko na nasz błąd. Taki się przytrafił i Warta strzeliła nam gola. Boli ta porażka, bo takie mecze chcemy wygrywać, zwłaszcza kiedy gramy u siebie. Musimy dalej pracować i szkoda, że w dzisiejszym meczu piłka nie chciała wpaść do siatki. Trzeba przeanalizować to, co się wydarzyło, bo drużyna w 10. ostatnich meczach pokazywała, że jest mocna – komentuje kataloński skrzydłowy gliwiczan.

Co ciekawe, na początku sezonu problemy z wygrywaniem Piasta brały się przede wszystkim z nieskuteczności, bo okazji nigdy nie brakowało.

Niespodziewany prezent

Nieskuteczność w ataku to jedno, ale drugie to „podarowany” gol Warcie, bo gdyby nie zagranie Jakuba Czerwińskiego po wrzucie z autu, to zagrożenia by nie było i być nie powinno. Jak widać zdarzyć się to może nawet najmocniejszym ogniwom Piasta.

– Można powiedzieć, że sami sobie strzeliliśmy tego gola. Przeciwnik sam nie stworzył sobie zbyt wielu okazji do zdobycia bramki. Przed meczem byliśmy uczuleni, że to my będziemy mieli piłkę i to naszym zadaniem będzie kreowanie tych sytuacji – mówi napastnik Michał Żyro.

– Skorzystaliśmy z błędu drużyny trenera Fornalika. Z zimną krwią Mateusz Kuzimski wykorzystał to, a Łukasz idealnie zagrał w tempo i wybroniliśmy spotkanie. Może było niezbyt przyjemne dla oka kibiców, czy obserwujących ten mecz w telewizji. Zdajemy sobie sprawę, że w większości poświęciliśmy się w defensywie, broniąc się – nie owijał w bawełnę trener Warty [Piotr Tworek], która na wiosnę radzi sobie w lidze rewelacyjnie.

Analiza zamiast załamki

A gliwiczanie? Muszą już zapomnieć o seriach, liczeniu punktów i patrzeniu w tabelę również. Znów najważniejsze będzie regularne punktowanie, ale tylko zwycięstwa pozwolą myśleć o awansie do górnej ósemki, która jest celem śląskiej ekipy.

– Musimy się jak najszybciej otrząsnąć po tej porażce, wyciągnąć wnioski i patrzeć przed siebie, bo jest jeszcze wiele spotkań do rozegrania – stwierdza trener Fornalik.


Czytaj jeszcze: Na własne życzenie

– Wcześniej w takich meczach remisowaliśmy, jednak dzisiaj przydarzyła nam się porażka. Teraz nas czeka szybka analiza i kolejne spotkanie. Nie wolno nam się załamywać i musimy iść do przodu – to jeszcze raz Żyro. Co gliwiczanie muszą zmienić, aby wrócić na zwycięski szlak? – W kolejnych meczach nie możemy popełnić już tego samego błędu i musimy być skuteczniejsi w ataku – taką receptę na sukces przedstawia Badia i dodaje ze swoim charakterystycznym optymizmem. – Jedziemy dalej!


Na zdjęciu: Mecz do zapomnienia? I tak i nie, bo gliwiczanie muszą wyciągnąć wnioski z niespodziewanej porażki z Wartą.

Fot. Tomasz Kudała/PressFocus