Piast Gliwice. Jest o czym myśleć

Euforia po wysokim pokonaniu Legii to już przeszłość. Porażka, w dodatku po mizernej grze u siebie z Wartą sprowadziła kibiców Piasta na ziemię. Widocznych problemów w grze gliwiczan nie brakuje.


Jeśli ktoś myślał, że mecz Piasta z Wartą będzie dla gospodarzy łatwy i uda się wygrać „na stojąco” ten był w błędzie. W poznańskim klubie doszło do zmiany trenera, drużyna od dawna próbowała się przełamać i przy Okrzei zaprezentowała prostą taktyką – bronimy całym zespołem, a z przodu może coś wpadnie. Taka gra obnażyła wszystkie mankamenty gliwiczan, ale kilka kwestii może wzbudzać spory niepokój.

Zawiedli prawie wszyscy

Piast zagrał – przynajmniej teoretycznie – w najmocniejszym zestawieniu. Na boisku jednak nie było tego widać. Choć Jakub Czerwiński był jednym z najlepszych graczy gospodarzy nie przełożyło się to na czyste konto. Słowak Tomasz Huk może grać nieźle przez większość meczu, ale jego nerwowe zagrania lub błędy sprawiają, że zamiast punktu Piast kończy z zerowym dorobkiem.

Tylko trzech piłkarzy Piasta w sobotnim meczu było w stanie wygrać co najmniej 60% pojedynków z zawodnikami Warty: Alexandros Katranis (60%), Martin Konczkowski (63%) i Alberto Toril (62%). Linia pomocy wydawała się mocna i optymalnie złożona, ale zamiast napędzać akcje, przypominała samochód na zaciągniętym hamulcu ręcznym.

– Graliśmy momentami za wolno, czasami za mało odważnie… Piłka jest brutalna. Wszyscy mocno cieszyliśmy się po bardzo dobrym spotkaniu z Legią, a teraz póki co jest smutek. Musimy to wszystko przeanalizować, zobaczyć na chłodno, by dowiedzieć się, gdzie są problemy i gdzie leżą ich przyczyny – przyznał trener Waldemar Fornalik, który materiałów do analizy ma sporo.

Skrzydła bez energii

Zawiodły bowiem boki w ofensywie. Tak naprawdę najmocniej starał się Grek Katranis, który kilka razy próbował wbiec za linię obrońców, ale nie dostawał dobrych podań od kolegów. Rozczarowali skrzydłowi, którzy przy tak głębokiej defensywie powinni wygrać kilka pojedynków i minąć rywala. Arkadiusz Pyrka i Damian Kądzior byli jednak słabo dysponowani. Łącznie wykonali 7 dryblingów, a tylko jeden piłkarz Warty Jayson Papeau miał ich 10. Dziwić mógł brak gry choćby w drugiej części meczu Tiago Alvesa. Portugalczyk to przebojowy i szybki pomocnik, który mógłby rozerwać szczelne zasieki gości.

– Mieli taktykę, by całym zespołem ustawić się za piłką i mieliśmy problem, by to złamać. Staraliśmy się temu przeciwstawić, ale pozostało jedynie rozczarowanie. Zdarzają się takie mecze, gdzie przyjeżdża do nas zespół i gra jak Warta dzisiaj. Nie pozostawiła miejsca i trudno było cokolwiek wykreować w środku. Próbowaliśmy różnych rozwiązań, rozgrywać po szerokości, przez przerzuty z jednej na drugą stronę. Kiedy za linią piłki było tak gęsto, nawet przy dobrym podaniu trudno było wygrać pojedynek o piłkę. Ciężko to skomentować… wygrywamy razem i przegrywamy razem, dziś jest dzień, w którym wszyscy jesteśmy rozczarowani – mówi z kolei pomocnik Tom Hateley.

Ławka nie pomogła

Anglik opuścił boisko w drugiej połowie, a sztab szkoleniowy zdecydował się grać dwójką napastników, którzy mieli czekać na dośrodkowania. Zmiana taktyki i pomysłu na sforsowanie defensywy Warty również nie przyniosła skutków, bo wszyscy rezerwowi, łącznie z Patrykiem Lipskim i Kristopherem Vidą byli kompletnie niewidoczni. Ławka tym razem nie pomogła, nie zmieniła obrazu gry, choć wydawało się, że niewiele potrzeba, aby był on lepszy od tego, co kibice oglądali w pierwszych 45 minutach. Przerwa na kadrę wypada w idealnym momencie, bo zespół musi wziąć się w garść, gdyż następnym meczem jest wyjazd od Poznania i bez lepszej gry szans na korzystny wynik nie ma.



– Pozostaje nam teraz zregenerować się, przed nami przerwa na reprezentację i długie wyczekiwanie na kolejny mecz. Musimy być gotowi i postarać się o poprawę nastrojów w meczach przed świętami – dodaje Hateley.


Na zdjęciu: Michał Chrapek i Damian Kądzior (w środku) podobnie, jak reszta zespołu zagrała poniżej swoich umiejętności w meczu z Wartą.

Fot. Tomasz Kudała/Pressfocus