Piast Gliwice. Koniec pewnej epoki

Gdy kilka dni temu oficjalnie ogłoszone zostało pożegnanie Gerarda Badii z gliwickim klubem, zaroiło się od wspomnień, życzeń i wyrazów szacunku wszystkich, którzy mieli do czynienia z Katalończykiem.


Takie reakcje zazwyczaj mają miejsce w innych, mniej przyjemnych sytuacjach. Gerard ma się na szczęście dobrze, zdrowie dopisuje, ale dla gliwiczan jego odejście oznacza powstanie pewnej pustki dla fanów, którzy swojego kapitan cenili i wielbili. „Badi” na swój szacunek zapracował nie tylko na boisku. A może przede wszystkim poza nim…

Autentyczny jak Gerard

Katalończyk, który po części stał się gliwiczaninem, nigdy nie owijał w bawełnę, zawsze był sobą, zawsze był autentyczny. Gdy strzelił gola na 4:0 w meczu z Termaliką, który oznaczał utrzymanie w ekstraklasie… popłakał się. Kiedy najlepsi piłkarze Piasta odchodzili, mówił, że nie podoba mu się pogoń za pieniędzmi. A gdy jego zespół pokonał Legię w Pucharze Polski, ten zamiast się cieszyć ze swoimi kolegami podnosił z murawy zasmuconego przeciwnika.

Takiego piłkarza nie było i może już nie będzie przy Okrzei. Bo Gerard był jedyny w swoim rodzaju. Dusza, serce i krwioobieg Piasta w niemal całej ostatniej dekadzie.

Rozum, a nie serce

Ale teraz Badia pokazuje, że piłka jest najważniejszą rzeczą z tych mniej ważnych. Są rzeczy ważniejsze, a jest nią przede wszystkim rodzina. Stąd więc powód zakończenia gliwickiego, polskiego etapu. Starsza córka idzie zaczyna szkołę podstawową, żona chce kontynuować zawodową karierę, a dziadkowie chcą widzieć częściej swoje wnuczki.

– Decyzja należała do mnie. Była ona bardziej podyktowana rozumem niż sercem, które teraz płacze. Jest to dla mnie trudny czas, bo żegnam się z klubem, który dał mi wszystko, kiedy ja naprawdę nic nie miałem – mówi Gerard Badia. – Jeśli ludzie będą mnie pamiętać jako normalnego człowieka, który grał w Piaście, był jego kapitanem i wspólnie z drużyną pisał historię, to będę szczęśliwy. Nigdy nie spodziewałem się, że zdobędę mistrzostwo, wicemistrzostwo i trzecie miejsce – oraz że przez tyle sezonów będę kapitanem zespołu.

To jest dla mnie naprawdę dużo, bo przecież jestem obcokrajowcem. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze wybór do Galerii Legend Ekstraklasy. To dla mnie taka wyjątkowa i personalna nagroda. Teraz jeszcze to do mnie nie dociera, nie rozumiem tego, ale kiedy ogłaszane były wyniki tego plebiscytu, to kolega mi powiedział, że za kilka lat zrozumiem, co to znaczy – dodaje Katalończyk.

Do domu czas…

Co dalej z Gerardem? Zawodnik nie ukrywa, że czuje się na siłach, żeby pograć w piłkę, ale… chce to robić jedynie blisko rodzinnej miejscowości. Jeśli nie znajdzie ciekawego klubu niedaleko domu, to się… przebranżowi. Cały czas jednak chce pomagać Piastowi. Być może będzie więc skautem czy doradcą na rynek hiszpański.

– Chciałbym dalej pomagać Piastowi, być blisko klubu, który kocham. Będę przyjeżdżał tutaj na mecze i będę kibicować. Myślę dokładnie tak samo, jak moja córka. Ona mówi, że nie ma innego  lepszego klubu niż Piast. Ona nie zna Barcelony, Realu, ale dobrze wie jak dobry jest Piast – stwierdza „Badi”.

Gliwiczanie chcą zgotować swemu kapitanowi godne pożegnanie. „Nastąpi ono w nadchodzącym sezonie O szczegółach będziemy informować  późniejszym terminie” – oświadczono. Wtedy jeszcze raz z trybuny przy Okrzei będą mogły skandować: „Gerard Badia!”.

LICZBY BADIEGO

214 MECZÓW w barwach Piasta

31 GOLI

40 ASYST


GERARD BADIA W CYTATACH
  • „Już gdy grałem w Hiszpanii, zbierałem wycinki z prasy na swój temat. Na początku przygody wycinałem każdy większy artykuł. Muszę przyznać, że wiele artykułów ze „Sportu” także mam w kolekcji. Czasem zapominam kupić gazetę i proszę znajomych. Na razie segreguję i wycinam, a później będę to wszystko wkładał do albumu”.
  • „Prawda jest taka, że ja mogę żyć bez wypłaty przez miesiąc lub dwa. Ale proszę pomyśleć o ludziach wykonujących inne zawody. Np. moja mama jest fryzjerką. Nie ma otwartego salonu, nie zarabia, nie ma jak zapłacić pani, która jej pomagała w salonie. A wydatki ciągle jakoś są. To są prawdziwe kłopoty.”
  • „Gram w piłkę od wielu lat, ale co rok lubię ten sport coraz mniej. Nie chodzi mi o radość z grania, ale o to co dzieje się wokół meczów, wokół wyników. Wszyscy popadają ze skrajności w skrajność.”
  • „Wiele razy oglądałem gola przy Łazienkowskiej w 2019 roku, ale mój tata robił to znacznie częściej. Nie ukrywał, że był dumny z tego gola, bo dał nam szansę na mistrzostwo Polski. Pamiętam, że jak schodziłem do szatni i zobaczyłem kolegów, to wszyscy byli cicho, ale na ich twarzach i w ich oczach widziałem błysk, który oznaczał, że zdobędziemy złoty medal.”
  • „4 kwietnia 2015 roku urodziła mi się pierwsza córka Valeria, ale nie otrzymałem zgody, żeby dołączyć do rodziny. Pojechałem z drużyną do Warszawy i… zagrałem jedynie 13 minut. Moja głowa w tamtym meczu była zupełnie gdzie indziej. To pewnie jedyny przypadek, że wolałem być gdzie indziej niż grać.”
  • „Nie mam problemów z wagą. Podczas urlopu jadłem wszystko, piwka czy szampana też się napiłem i nic się nie dzieje z moim organizmem. Może przytyłem z kilogram? Po kilku cięższych treningach od razu go spalę”
  • „Myślę, że gdy jesteś normalnym, dobrym człowiekiem i każdego dnia jesteś dobry dla swojej córki, żony, dla swoich znajomych, obcych ludzi… to życie odda ci to dobro. Życie oddaje.”
  • „Gdy miałem operowane lewe kolano, mój dziadek chciał sprzedać część pola, żeby zapłacić za zabieg. Na szczęście nie było to potrzebne, ale teraz – gdyby ktoś z mojej rodziny potrzebował pomocy finansowej – na pewno bym mu pomógł.”
  • „Wszyscy w moim miasteczku są rolnikami. Ziemia jest tam urodzajna. Moi koledzy z dzieciństwa w weekendy pracowali na roli i żyli z oliwek”

Na zdjęciu: Nie mówię żegnam, ale do zobaczenia – zaznacza Gerard Badia, który ma zagrać co najmniej jeszcze raz przy Okrzei.

Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus