Piast Gliwice. Muszą drużynie dać więcej

Zarówno działacze, sztab szkoleniowy, jak i kibice oczekują, że w nowym roku zwłaszcza dwaj piłkarze zanotują progres. Chodzi o Kristophera Vidę i Patryka Lipskiego, którzy na razie nie wnieśli zbyt dużo do drużyny, a oczekiwania było zdecydowanie większe.


We wczorajszym podsumowaniu jesieni Piasta dyrektor sportowy Bogdan Wilk kilkukrotnie podkreślał, że liczy na kilku piłkarzy, którzy wciąż nie pokazali pełni swoich umiejętności. Żadnym zaskoczeniem nie będzie, że chodzi głównie o dwóch piłkarzy, dwa ważne transfery z poprzednich okienek.

Zarówno Vida, jak i Lipski nie zostali ściągnięci na Okrzei, jako uzupełnienie składu, to miały być realne wzmocnienia. Vida miał po części zastąpić Jorge Felixa, a Lipski Toma Hateleya. Hiszpan i Anglik walnie przyczynili się do medalowych sukcesów gliwiczan.

Przemyślany i zaakceptowany transfer

Węgier Vida jest w Piaście dłużej, bo od wiosny tamtego roku. Jednak jego wkład w drużynę jest mizerny. Ofensywny gracz w miarę dobry miał tylko początek, potem zaczął odstawać od kolegów. Być może to presja, stres i brak pewności, ale ewidentnie piłkarz nie był sobą. W dodatku przyplątała się jeszcze kontuzja i choroba. To wszystko musiało odcisnąć piętno na piłkarzu.

W klubie apelują o spokój i cierpliwość względem gracza. Każdy przy Okrzei liczy, że sumienna praca wykonana w zimowej przerwie zaprocentuje.

– To jest jeden z zawodników, na którego dalej liczymy. ale widzimy i w meczach i na treningach, że chłopak potrafi grać w piłkę, więc dalej liczymy na to, że pokaże to, na co go stać. Bo na pewno stać go na bardzo dużo, więcej niż dotychczas pokazał – mówi Bogdan Wilk, cytowany przez portal 2×45.info.

Ściągniecie Vidy do Piasta nie było przypadkowym transferem czy tzw. okazją. Poprzedzone było obserwacją oraz zaciągnięciem języka u innych osób. Nic więc dziwnego, że kredyt zaufania jest, choć Vida niczego za darmo nie otrzyma. Ostatnie mecze 2020 oglądał z ławki rezerwowych.

Nieoczekiwana obniżka formy

Podobnie, jak Patryk Lipski. Jego transfer wydawał się jeszcze mniejszym ryzykiem niż wspomniany Vida. Nie dość, że kosztował dużo mniej niż Węgier, to jeszcze doskonale jego mocne i słabe strony znali trenerzy Waldemar Fornalik i jego brat Tomasz, którzy mieli okazję współpracować z pomocnikiem w chorzowskim Ruchu. Nieudany okres w Lechii nie miał być żadną przeszkodą. I początek przygody w Piaście zdawał się to potwierdzać.

Lipski dołożył cegiełkę do awansu w europejskich pucharach po pokonaniu Dynama Mińsk. Potem jednak z meczu na mecz gasł, aż także inne problemy sprawiły, że stracił miejsce w składzie i będzie je musiał odzyskać dopiero w nowym roku.

– To też jest zawodnik – tak jak Kristopher Vida – który powinien grać lepiej. Stać go na to, ale to jest raptem kilka miesięcy od momentu, w którym Patryk do nas dołączył. Początek miał bardzo dobry, strzelił bramkę z Dynamem Mińsk, miał wiele dobrych meczów, a później znowu: koronawirus – mówi Wilk.

Duże rezerwy w ofensywie

Nie ma co ukrywać, że słaba forma tych dwóch piłkarzy odbiła się na kreatywności i potencjale pomocy. To bardzo ważna formacja, ale gdy kluczowi gracze nie dają tyle ile powinni, jej siła jest znacznie mniejsza, co odbija się na wynikach. Być może brak tych graczy przykryła świetna forma strzelecka Jakuba Świerczoka, ale snajper będzie potrzebował wsparcia wiosną.


Czytaj jeszcze: Lekki przedświąteczny niedosyt

Od Lipskiego kibice mają prawo oczekiwać dobrze wykonywanych stałych fragmentów gry, dobrego przeglądu pola i dokładnych podać otwierających drogę do bramki. Vida ma być z kolei jak swego czasu Felix, czyli wszędobylski i groźny w polu karnym, wykańczający sytuacje bramkowe.

Czy tak będzie w głównej mierze zależeć będzie od samych zainteresowanych. Trener Fornalik może im tylko w tym pomóc, ale za nich na boisko nie wejdzie.


Na zdjęciu: Duże oczekiwania wobec Kristophera Vidy nie mogą dziwić.

Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus