Piast Gliwice. Nie tracą wiary

Prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym, jak kończą, dlatego też w Piaście robią wszystko, by punktować do końca byle się da i być może uda się dogonić Lechię, która zgubiła punkty w Lubinie.


Passa Piasta jest imponująca. 11 meczów bez porażki musiało sprawić, że po jesienie gliwiczanie wsiedli do windy, która już zaprowadziła ich w górne rejony tabeli. Ale niektórzy po cichu, a inny trochę głośniej wciąż liczą na to, że uda się przeskoczyć Lechię i zająć czwarte miejsce w ligowej tabeli, które w tym sezonie oznaczać będzie start w europejskich pucharach.

Trener gratuluje

Nie tylko potknięcie Lechii z Zagłębiem pokazało, że nic w ekstraklasie nie jest łatwe i przewidywalne. Piast w piątek też się o tym przekonał. Niby zagrał z osłabioną Wartą i o nic już nie walczącą, ale miał spore problemy by złapać swój rytm, by kreować akcje ofensywne. W dodatku na gospodarze dwukrotnie doprowadzali do remisu. Ostatecznie drużyna z Gliwic siłą woli, determinacją wywiozła kolejne trzy punkty.

– Mecz był mocno zamknięty, taktyczny, ale mimo to, obie drużyny strzeliły po golu. Niekoniecznie to były sytuacje, po których padają bramki: gol samobójczy i karny po przypadkowym kopnięciu. Później sporo się działo. Dobrze zareagowaliśmy, a w drugą połowę weszliśmy bardziej zdecydowani i zmotywowani, widząc, że z Wartą nie ma przelewek, choć wiedzieliśmy o tym od samego początku. To jest bardzo ciężko wywalczone zwycięstwo, dlatego zespołowi należą się duże gratulacje – mówił po meczu Waldemar Fornalik.

Trzy finały

Radość w szatni po zwycięstwie była spora, bo takie wygrane, nieoczywiste, po męczarniach, smakują podwójnie. – Wielki szacunek dla całej drużyny, bo wiele nas to kosztowało. Kilku chłopaków odczuwa już trudy sezonu, ale wchodzą następni i dają impuls z ławki. Przed nami trzy finały i oby do końca wyglądało to tak dobrze. Walczymy do ostatniej kolejki – stwierdził Damian Kądzior, który jak zwykle robił najwięcej szumu w ofensywie. Tym razem w roli głównej byli inni koledzy.

– Miałem trzy podobne sytuacje w drugiej połowie, trzy odbite piłki, które spadły mi pod nogę. Tych dwóch pierwszych nawet nie ma co komentować – śmiał się Martin Konczkowski, autor zwycięskiego gola. – Dobrze, że ostatnia wpadła i dowieźliśmy to zwycięstwo. Wiedzieliśmy, że z Wartą gra się bardzo ciężko, bo jest to zespół dobrze poukładany taktycznie. We wcześniejszych trzech spotkaniach z tą drużyną nie udało nam się zdobyć bramki, a teraz strzeliliśmy trzy – dodaje „Konczi”.


Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus