Piast Gliwice. Panteon dziwnych przypadków

Aquino uważany był za ogromny talent, ale im był starszy, tym dostarczał coraz więcej rozczarowań. Media w Hiszpanii i eksperci powtarzali, że nie spełnił pokładanych oczekiwań. Na początku przygody w Piaście przekonywał, że jest już zupełnie innym człowiekiem, a pierwszy zagraniczny wojaż traktuje jak wyzwanie. Misja okazała się jednak kompletnym niewypałem i to nie z winy klubu. Gliwiczanie zrobili wszystko, by mimo wielkiego pecha wiosną Aquino mógł pomóc drużynie. Ten jednak podczas zimowego urlopu przemyślał swoją sytuację i postanowił wrócić do ojczyzny. Temat jego przenosin do 3. ligi hiszpańskiej trochę trwał, ale ostatecznie wczoraj cała sprawa została zakończona. Według naszych informacji piłkarz sam wpłacił odszkodowanie za zerwanie kontraktu, dzięki czemu mógł oficjalnie związać się kontraktem z Badajoz. Czy pomógł mu w tym nowy pracodawca, to już dla gliwiczan nie jest istotne jak to, że udało się nie stracić na tym finansowo, a rozdział Dani Aquino w Piaście można już wymazać z pamięci.

Komandos kruchy jak szkło

Jakoś tak się zdarza, że w przeszłości w Piaście pojawiali się piłkarze, których dziwne perypetie doprowadzały do szybkiego zakończenia gliwickiego rozdziału. Wielu z nich było, podobnie jak Aquino, piłkarzami ofensywnymi. Przypadek? Oczywiście. Jednym z ostatnich meteorów był Sandro Gotal. Oczekiwania i nadzieje związane z chorwackim napastnikiem, byłym żołnierzem austriackich sił specjalnych, który dołączył do gliwiczan we wrześniu 2016 roku, były ogromne, bo Piast na gwałt potrzebował skutecznego napastnika. Sandro Gotal walczył nie tylko z rywalami, ale i z urazami. W efekcie bilans napastnika w Piaście był mizerny. Zagrał w 4 meczach, 3 razy wchodził z ławki rezerwowych, na murawie łącznie spędził 89 minut i strzelił jednego gola. Dla sztabu szkoleniowego to było za mało.

– Gotal odchodzi, bo kontrakt tak był skonstruowany, że po pół roku mogliśmy go skrócić za porozumieniem stron. Skorzystaliśmy z tej opcji. Dlaczego? Chyba każdy widział, jak to wyglądało jesienią. Występował 20 minut i łapał kontuzję, przez co nie pograł zbyt wiele – mówił ówczesny trener Radoslav Latal.

– Trener Latal rozmawiał ze mną tylko dwa razy, gdy przychodziłem i gdy odchodziłem. Powodem rozstania były moje kontuzje? To tylko dla niego wymówka, bo chciał sprowadzić do klubu swojego rodaka – rzucał oskarżeniami Gotal. Próbę wyjścia z nałogu i przypomnienia się piłkarskiemu światu przy Okrzei podjął Dawid Janczyk. Głównie za sprawą Zdzisława Kręciny. Choć Janczyk mozolnie odbudowywał swoją formę fizyczną i w pewnym momencie zaczął pomagać drużynie, nie wytrzymał pierwszego poważnego kryzysu. Znów wpadł w alkoholowy cug i przestał pojawiać się na treningach, a kontrakt rozwiązano. Smutna to historia…

Ananasy z gliwickiej szatni

Śmiech natomiast wzbudzili inni napastnicy – Portugalczyk Rabiola oraz Collins John posiadający holenderski paszport. Ten pierwszy także był nadzieją ataku Piasta, ale mimo rozegranych kilkunastu meczów nie potrafił strzelić choćby jednego gola. Pewnego razu nie wytrzymał ówczesny prezes gliwiczan, który chciał wysłać piłkarza do okulisty, bo wydawało mu się dziwne, że marnuje on nawet najlepsze okazje. Rabiola zamiast do okulisty trafił do ojczyzny, gdzie udowodnił, że trafiać do siatki potrafi. Collinsa Johna być może wielu kibiców już nie pamięta. Mający za sobą występy w angielskim Fulham napastnik trafił na Okrzei w 2013 roku. Kilka miesięcy starano się odbudować jego formę, ale to się nie udało i zimą doszło do rozwiązania kontraktu. Piłkarz ponadto zwrócił śląskiemu klubowi pieniądze.

– Przy rozwiązywaniu umowy strony doszły do porozumienia, że większa część wynagrodzenia, które otrzymywał Collins John w ramach obowiązującego kontraktu ponownie trafi na konto Piasta. Zobowiązanie zostało wykonane zaraz po rozwiązaniu kontraktu – mówił rzecznik prasowy klubu z Okrzei, Mateusz Małek. Jak widać prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym, jak kończą, a nie jak zaczynają…

Na zdjęciu: Daniego Aquino już nie zobaczymy w koszulce Piasta