Piast Gliwice. Pierwszy raz w innej szatni

W listopadzie 2021 roku Radosław Murawski po raz pierwszy w życiu zagrał przeciwko Piastowi. W niedzielę defensywny pomocnik po raz pierwszy zasiądzie w szatni gości na stadionie przy ul. Okrzei. Jak kibice przywitają wychowanka i byłego kapitana?


Gdy miał 23 lata postanowił wyfrunąć z gliwickiego gniazdka, jakim było osiedle Sikornik, gdzie mieszkał od urodzenia. Najpierw Włochy, potem Turcji. Radosław Murawski poznał inne ligi, kluby, piłkę i życie. W pewnym momencie poczuł jednak chęć powrotu do Polski. Wielu kibiców Piasta po cichu liczyło, że trafi on do gliwickiego klubu, który wciąż znaczy dla niego bardzo dużo. Podczas zimowych zgrupowań Piasta w Turcji odwiedzał zespół, gdy grał w tamtejszej lidze. Gdy ma urlop wraca na Górny Śląsk. Murawski wybrał jednak Lecha, który mocno o niego zabiegał od dłuższego czasu. Tematu gry w Piaście tak naprawdę nie było, co nie oznacza, że kiedyś znów nie przywdzieje barw klubu z Okrzei.

– Zawsze będę podkreślał, skąd pochodzę i gdzie się wychowałem. To, że jestem gdzieś indziej, nie oznacza, że nie kibicuję i nie trzymam kciuków za Piasta. Z gliwickiego klubu odszedłem w odpowiednim wieku i chciałem spróbować nowego wyzwania. Wiedziałem, że łatwo nie będzie, ale zawsze lubiłem wyzwania – mówił swego czasu na naszych łamach „Muraś”.

U Latala najlepiej

Dla Piasta pomocnik rozegrał 133 mecze i w pierwszym zespole wychowanek grał przez sześć lat. Gdy w klubie pracował trener Angel Perez Garcia, piłkarz często nie mieścił się w składzie. U Czecha Radoslava Latala było zupełnie inaczej. Pomocnik grał regularnie i został nawet kapitanem drużyny. Zdobył też wicemistrzostwo Polski, które wówczas było historycznym osiągnięciem.

– Dla nas było to jak wygranie Ligi Mistrzów – przyznawał potem.

– To świetne uczucie, gdy jest się kapitanem. To wiele dla mnie znaczy, że drużyna i trener mi ufali. Chciałem się wywiązać z zadania najlepiej, jak tylko potrafiłem – wspominał czasy kapitańskiej opaski w Piaście.

Odbudować się w Gliwicach

20 listopada, gdy Lech przy Bułgarskiej grał z Piastem, Murawski zagrał od pierwszej minuty i został zmieniony w drugiej połowie. „Kolejorz” wygrał 1:0, ale łatwo nie miał. Podobnie będzie w niedzielne popołudnie. Lech po przegraniu finału Pucharu Polski, w którym „Muraś” grał w wyjściowym składzie, musi wygrywać do końca sezonu, jeśli chce zdobyć mistrzostwo Polski, ostatnie trofeum w zasięgu obchodzącego stulecie istnienia klubu z Poznania. Nic więc dziwnego, że po meczu na Stadionie Narodowym z Rakowem nastroje są minorowe, ale i wszyscy w Lechu mocno mobilizują się na mecz z Piastem, który zdaniem wielu, będzie najtrudniejszą przeszkodą w ostatnich kolejkach sezonu.

– Nie możemy się teraz położyć, bo nie mamy nic do stracenia, a dużo jeszcze do zyskania. Musimy bić się do samego końca. Wygrać trzy mecze i nie myśleć o niczym innym. Skupmy się na sobie i wygrajmy wszystko do końca. To jest naprawdę ciężki moment, ale musimy pokazać, że jesteśmy drużyną. Trzeba szybko podnieść głowy do góry i wspierać się nawzajem. Mamy jeszcze trzy mecze w lidze. Gdybyśmy dziś grali ostatnie spotkanie w sezonie, wtedy mógłby być lament i rozpacz, ale teraz nie ma na to czasu. Trzeba się wziąć w garść, skupić na najbliższym meczu z Piastem i walczyć do samego końca – przyznał po finale Pucharu Polski, który w niedzielę będzie się czuł, jak u siebie w domu, ale to uczucie nie może go zgubić…


Na zdjęciu: Radosław Murawski (w środku) czuje sentyment do Piasta, ale w niedzielę walki nie będzie unikał.
Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus