Piast Gliwice. Powiew optymizmu

Ostatnio nad Polską silnie wieje, podobnie jest w Gliwicach, ale tutaj wiatr związany z grą Piasta jest czym dobrym, dającym kibicom nadzieje na kolejne wygrane i dobrą grę.


Piast w tym roku jest idealnym przykładem na to, jak w piłce nożnej wszystko może się diametralnie odmienić. Po dwóch pierwszych meczach tego sezonu, z Pogonią w lidze i z Górnikiem w Pucharze Polski nastroje były kiepskie. Nie tylko wyniki były dalekie od ideału, ale i gra, która się nie kleiła. Poszczególni piłkarze byli krytykowani, podobnie jak trener, czy też przygotowanie drużyny.

Szybka przemiana

Wystarczyły kolejne dwa mecze ligowe, tym razem wyjazdu do Płocka i Wrocławia, by tamto wrażenie zostało zamazane, a na zespół, sztab i zawodnik spłynęła fala pochwał. Taka jest jednak prawda, że gliwiczanie wykonali spory rozwojowy krok i nie przypominają siebie z pierwszych meczów. Być może wpływ na to miał fakt, że Piast grał na zdecydowanie lepszych murawach niż ta przy Okrzei (do tego tematu wrócimy w tym tygodniu), ale fakt jest faktem, że do gry całego zespołu, jak i poszczególnych jednostek nie można się przyczepić. Co zdecydowanie lepiej funkcjonuje i kogo należy wyróżnić za dwa ostatnie mecze?

Snajper przed duże S

Zaczniemy od oczywistości, czyli Kamila Wilczka. Jako jedyny z nowych nie przepracował całego okresu przygotowawczego z zespołem, ale doświadczeniem i kolejnymi minutami postanowił to nadrobić. Udaje mu się to w kapitalny sposób, bo z Wisłą, jak i ze Śląskiem należał do najlepszych piłkarzy na boisku. 34-latek zdobył już dwie bramki, a apetyt na gole wcale nie maleje. W dodatku Wilczek potrafi się bawić w ekstraklasie, czego dowodem był trzeci gol we Wrocławiu. 

– Szczerze powiedziawszy, to nie wiem, w jaki sposób udało mi się ją strzelić. Działo się to bardzo szybko i zareagowałem instynktownie. Pierwszym moim pomysłem było przerzucenie piłki nad bramkarzem, ale odniosłem wrażenie, że obrońca idzie na „raz” i zablokuje ten strzał. Później bramkarz wyszedł z bramki i nieco zatrzymał tę sytuację, dlatego też musiałem znaleźć inne rozwiązanie. Ostatecznie udało się go wyminąć i trafić do siatki – opowiadał z uśmiechem o bramce snajper zespołu z Okrzei. Wilczek szybko odnalazł się w innym Piaście niż ten, z którego odchodził. Jak widać przeskok z ligi duńskiej do polskiej może być banalnie prosty.

– Myślę, że liga duńska jest trudną ligą pod względem taktycznym i fizycznym, ale polska wcale nie jest o wiele łatwiejsza. Tutaj też trzeba swoją robotę wykonać, dlatego z pokorą podchodzę do każdego meczu. Staram się dać jak najwięcej pożytku dla zespołu – dodaje były napastnik Broendby i FC Kopenhagi.

Boki i środek nie zawodzą

Jednak i inni zawodnicy zasługują na wyróżnienie. Na pewno trójka środkowych obrońców z każdym meczem funkcjonuje coraz lepiej i gliwiczanie wykorzystują zalety takiego, a nie innego ustawienia taktycznego. Jakub Czerwiński dowodzi Arielem Mosórem i Tomasem Hukiem, a wszyscy potrafią się świetnie uzupełniać, będąc przy okazji zagrożeniem pod polem karnym rywali. Wahadłowi również prezentują się coraz lepiej. Martin Kocznkowski zaczyna przypominać siebie z najlepszych meczów w lidze i nieprzypadkowo notuje najwięcej dośrodkowań w ekstraklasie. Jakub Holubek po roli rezerwowego wygląda lepiej niż Alexandros Katranis (zwłaszcza w defensywie). No i zostają nam jeszcze pomocnicy. Tutaj największe pochwały dla Michała Chrapka, o którym pisaliśmy kilka dni temu. Bez niego trudno wyobrazić sobie Piasta w ofensywie. Podobnie, jak bez Damiana Kądziora, który w pierwszych meczach bardzo chciał, ale mu nie wychodziło. Teraz wciąż bardzo chce, ale zaczyna w końcu wychodzić, gol i asysta w meczu ze Śląskiem to koronny dowód na to. Oczywiście nie oznacza to, że wszystko już funkcjonuje, jak należy, ale Piast wychodzi na prostą. Jak długą, pokażą najbliższe mecze…


Na zdjęciu: Gra Damiana Kądziora (z lewej) jest najlepszym odzwierciadleniem przemiany jaką przeszedł Piast po słabym początku roku.
Fot. Paweł Andrachiewicz/Pressfocus