Piast Gliwice. Rezerwy w kreacji

Rozgrywający – rola odpowiedzialna, ale i potrzebna w każdym zespole. Na przykładzie Piasta Gliwice widać to doskonale. Nic więc dziwnego, że nadzieje na ten sezon pokładane są w Patryku Lipskim.


Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że wejście Lipskiego w drugiej połowie meczu ze Śląskiem we Wrocławiu było jedynym pozytywem w ekipie gliwiczan. Faktycznie jednak zmiana „Lipy” była dobra, wniósł on trochę ożywienia i miał okazję na zdobycie bramki. W tym sezonie pod nieobecność Toma Hateley’a, to właśnie na byłym graczu Ruchu Chorzów i Lechii Gdańsk ma spoczywać największa odpowiedzialność, za rozgrywanie, kreowanie i dogrywanie. A wydaje się, że tego gliwickiej drużynie brakuje… od dłuższego czasu.

Wiara w Lipę

Kontrowersyjna teza? Trochę tak, trochę nie. Piast ma za sobą kolejny dobry sezon, brązowy medal sam mówi za siebie. W poprzednich rozgrywkach ciężar rozgrywania na siebie brał Hateley. Anglik musiał jednak wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Cofał się po piłkę, większość akcji „przechodziła” przez niego i to on wykonywał dośrodkowania ze stałych fragmentów gry. Hateley nie mógł jednak robić wszystkiego. Niektórzy zarzucali mu, że czasem spowalniał akcje, nie zagrywał prostopadłych piłek. Teraz, gdy go już nie ma w pomocy pustka wydaje się jeszcze większa. Nie ma też Jorge Felixa, który także lubił „zabrać się” z piłka by wpaść w pole karne. Nic dziwnego, że Lipski to nadzieja dla fanów Piasta, bo umiejętności ma. Pokazał to trenerowi Fornalikowi w Ruchu, w niektórych meczach Lechii też. Dlatego też trafił na Okrzei. Co prawda szkoleniowiec Piasta mówi, że Patryk potrzebuje jeszcze trochę czasu by wkomponować się do drużyny, ale im szybciej to się stanie, tym lepiej.


Przeczytaj jeszcze: Zimny prysznic podziała?


– W szatni mówiliśmy sobie, żeby dobrze wejść w sezon, ale niestety szybko straciliśmy gola. Ta bramka trochę ustawiła to spotkanie, bo później Śląsk dobrze ustawiał się w defensywie i ciężko było coś zrobić. Mimo to, mieliśmy sytuacje, ale dobrze interweniował bramkarz gospodarzy. Ja sam miałem okazję, ale nie trafiłem w bramkę. Później daliśmy się zaskoczyć przy stałym fragmencie gr. Analizowaliśmy rzuty wolne wrocławian i wiedzieliśmy, że jest to ich mocna strona. Nie ustrzegliśmy się błędów i niestety przegraliśmy. Chciałbym, żeby to był taki zły miłego początek. Do czwartkowego spotkania zdążymy się dobrze przygotować i wyciągniemy wnioski. Do Mińska jedziemy po to, aby awansować – tak podsumował debiut w nowych barwach Patryk Lipski.

Vacek na plus

A jak to bywało wcześniej? Z rozgrywającymi, środkowymi pomocnikami mającymi umiejętności kreowania bywało bardzo… różnie. Do Piasta zawsze trafiali pomocnicy z potencjałem, od których kibice oczekiwali, że wniosą sporo dobrego. W rzeczywistości większość nie spełniła tych oczekiwań. Zacznijmy jednak krótki przegląd od pozytywnych postaci. Numerem jeden z pewnością jest Kamil Vacek. Czeski pomocnik, który trafił na wypożyczenie ze Sparty Praga już na papierze wyglądał nieźle. W rzeczywistości było jeszcze lepiej, bo długa takiego piłkarza w Gliwicach nie było i być może nie będzie. Vacek idealnie wpisał się w pomysł gry preferowany przez swojego rodaka trener Radoslava Latal. Vacek wraz z Neszporem byli ważnymi ogniwami niespodziewanego wicemistrza Polski 2016. Jedynym minusem Kamila było to, że w najważniejszym momencie sezonu, czyli walce o mistrzostwo zawiódł, wykluczając się z kilku meczów z powodu kartek.

Smutna historia z „Cesarzem”

Konstantin Vassiljev to postać niejednoznaczna. Pierwszy pobyt w Piaście, głównie dzięki kontaktom Zdzisława Kręciny był udany. Trochę czasu potrzebował, żeby pokazać swój potencjał. Dobra gra zaowocowała ofertami z innych klubów. Piast też chciał zatrzymać reprezentanta Estonii, ale przegrał licytację z Jagiellonią. W Białymstoku „Kostia” błyszczał, był najlepszym pomocnikiem ligi. W dwa sezony strzelił 20 goli, lecz postanowił odejść z Jagi. Do licytacji znów stanął Piast i wygrał. Okazało się, że to nie był najlepszy pomysł. Piłkarz najpierw grał, ale jego niewykorzystane rzuty karne kosztowały gliwiczan kilka punktów. Potem niemoc Estończyka była coraz większa. Drużynie dawał coraz mniej, ciągle nie potrafił się przełamać, aż trener Waldemar Fornalik musiał podjąć trudną decyzję i zrezygnować z jego usług. Vassiljev nie odszedł od razu, zamiast rozwiązać kontrakt grał w rezerwach Piasta. Rozstanie nastąpiło w 2019 roku. Nikt nie wyobrażał sobie, że tak może się ta historia potoczyć.

Nieudane posiłki z Legii

Kompletnie rozczarowali także inni pomocnicy. Dużo kreatywności miał wnieść Michał Masłowski. Pomocnik został swego czasu kupiony przez Legię za kilkaset tysięcy euro. W Warszawie jednak nie spełnił oczekiwań. Wydawało się, że w mniejszych i spokojniejszych Gliwicach będzie inaczej. „Masło” otrzymał zaufanie i odpowiedni czas na przygotowanie. Niestety nie wydobył swojego potencjału. 30 meczów i tylko jeden gol, do tego większość bezbarwnych występów. Widać było blokadę psychiczną. Jego odejście fani gliwiczan przyjęli z ulga. Ofensywniejsze zadania w pomocy miał Stojan Vranjesz, ale Bośniak kompletnie nie wpasował się do zespołu. Jego trudny charakter szybko dał się we znaki. Trener Dariusz Wdowczyk nie potrafił do niego trafić, piłkarz miał kilka spięć z ówczesnym szkoleniowcem. Pod względem sportowym – mizeria, tylko kilka przyzwoitych występów, a tak to rozczarowanie. Jak widać przed Lipskim trudne zadanie. Kredyt zaufania jest, warunki do udowodnienia swoje wartości także. A jak będzie przekonamy się za kilka miesięcy.


Na zdjęciu: Patryk Lipski wypadł najlepiej w meczu ze Śląskiem, ale oczekiwania są jeszcze większe.

Fot. Paweł Andrachiewicz/Pressfocus